A przecież byli tak blisko Jezusa. Może za blisko?
1. Ewangelia dzisiejsza opowiada o niewierze mieszkańców Nazaretu. Zauważmy, że w tym samym miasteczku żyła Maryja. Jak wielki jest kontrast między Jej wiarą a wątpieniem Jej sąsiadów! Ona, owszem, też pytała Boga: „Jakże się to stanie?”, ale jednocześnie ufała i dała się poprowadzić. Pytania mieszkańców Nazaretu mają zupełnie inny charakter. Nie są wyrazem poszukiwania prawdy, nie płyną z chęci lepszego zrozumienia woli Boga. Są programowym wątpieniem, kwestionowaniem Jezusa. Mamy prawo pytać Boga o wszystko, ale ważna jest wewnętrzna uczciwość, gotowość do przyjęcia usłyszanej odpowiedzi. Mieszkańcy Nazaretu pytają, ale w gruncie rzeczy wcale nie oczekują odpowiedzi, lecz jedynie potwierdzenia własnych tez. Wydaje im się, że znają Jezusa. I to złudzenie, to powierzchowne, niepełne poznanie Jezusa zamyka ich na prawdę.
2. A przecież byli tak blisko Jezusa. Może za blisko? Istnieje taki rodzaj bliskości, który oddala, a nie zbliża. Brzmi to paradoksalnie, ale zauważmy, że często tak bywa w relacjach między ludźmi. Pomyślmy o rodzinie, sąsiedztwie, środowisku pracy czy uczelni. Czy nie słyszymy czasem zdania w stylu: „Co? On napisał książkę? Ona nie może być dobra, ja go znam”. Albo: „Co? On mnie będzie pouczać, przecież ja go znam, jest moim mężem, bratem, kolegą z pracy itd.”. Szufladkujemy ludzi. Nie wierzymy w ich rozwój, w ich możliwości, w działanie łaski. Można żyć wiele lat z kimś pod jednym dachem, wytworzyć sobie jego fałszywy obraz i nie chcieć go zrewidować. Podobnie może być w relacji z Bogiem. Powierzchowna religijność może okazać się przeszkodą w głębszym poznaniu Boga. I nie chodzi, broń Boże, o rezygnację z religijności, ale o jej nieustanne oczyszczanie z nalotów pychy czy egoizmu i pogłębianie. Chodzi o stałą gotowość do nawrócenia. Metanoja – to najpierw zmiana myślenia. To zgoda na kwestionowanie własnych pewników w świetle Bożej prawdy.
3. Lekceważenie, a nawet odrzucenie, to w jakimś sensie chleb codzienny proroków. Najtrudniej jest wśród swoich, w swojej ojczyźnie. Czyli w rodzinie, w środowisku, w parafii czy diecezji. To psychologicznie zrozumiałe. „Nie bądź taki prorok, nie bądź taki mądry, nie rób się taki święty”. Takie zdania mógł ktoś z nas usłyszeć, gdy próbował powiedzieć komuś trudną prawdę. Kto jest zamknięty na nawrócenie, nie będzie podejmował merytorycznie problemu, ale będzie zmieniał temat. „A ty skąd jesteś taki mądry? Może o tobie porozmawiamy” – usłyszymy. Lista zarzutów zawsze się znajdzie. Zadaniem Kościoła jest bycie prorockim głosem, także wtedy, gdy jego nauczanie jest kontestowane, odrzucane, wyśmiane. Dziś próbuje się kneblować ten prorocki głos, wypominając grzechy ludzi Kościoła. Działa tu ten sam mechanizm obronny, który nie pozwalał mieszkańcom Nazaretu nawrócić się. Byłoby źle, gdyby Kościół rezygnował z głoszenia trudniejszych prawd w imię zgniłego kompromisu z niedowiarkami. Jezus dziwił się niedowiarstwu, ale „obchodził okoliczne wsie i nauczał”. Współczesna niewiara może przerażać, ale prorok musi robić swoje. To znaczy głosić Jego słowo, czyli prawdę.