Do pewnej gminy żydowskiej przychodzi kobieta w trzynastej ciąży z prośbą o zapomogę.
Zniecierpliwiony urzędnik odsyła biedaczkę, radząc, by pozbyła się ciąży. Kobieta dotyka brzucha zdziwiona: „Pozbyć się ciąży? A jeśli to mesjasz?”.
Ta piękna anegdotka pokazuje, że cała historia Izraela rozgrywa się pomiędzy dwoma biegunami: exodusem a mesjaszem, wyjściem skądś a zmierzaniem ku czemuś, pamięcią a oczekiwaniem. Tak działa Bóg, który pozostawia obietnicę, a następnie powoli ją realizuje, wypełniając ludzkie serce nadzieją. Dzięki niej czas nabierał charakteru linearnego, zmierzającego wciąż ku przyszłości. Myśl grecka, pogańska, zamknięta w schemacie wiecznych powrotów, powodowała, że człowiek kręcił się wokół samego siebie. Tymczasem obietnica życia wiecznego w Bogu pozwalała się ludzkiej nadziei koncentrować nie na sobie, ale na Jego obietnicach: „Wypełnię pomyślnie zapowiedź, jaką obwieściłem domowi izraelskiemu i domowi judzkiemu”.
Cała żydowska wrażliwość religijna jest nakierowana na interwencje Boga w dzieje tych ludzi. Opiera się ona na wspominaniu wydarzeń minionych w oczekiwaniu na nowe. Ucieleśnieniem nadziei i tęsknot z tym związanych jest mesjasz, „potomek sprawiedliwy”. „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego” – powiedział Szymon Piotr w Cezarei Filipowej, patrząc w oczy Jezusowi. Odtąd dzieje ludzkości zostały na trwałe naznaczone tym Imieniem i tamtym przyjściem. Jezus jest zapowiadanym mesjaszem, spełnieniem wszystkich obietnic Boga i oczekiwań ludzkich serc. On przyszedł i On znów powróci. Postawa adwentowa to najwłaściwszy sposób odniesienia się człowieka do swego Boga: rozpoznaję Jego działanie w życiu i spodziewam się jeszcze więcej. Jezu, ufam Tobie!
Niestety, w ciągu długich dziejów wiary pojawiają się momenty prób, kiedy to oczekiwania słabną, a wydarzenia tracą kolor. Mesjański entuzjazm zamiera. Zainteresowanie wyłącznie samym sobą, skok w świat subiektywny, mentalność skupiająca się na własnych sprawach, materialny egoizm – nie sposób, by wcześniej czy później nie popaść w klaustrofobiczne doświadczenie ugrzęźnięcia w ciasnej windzie, która w dodatku utknęła pomiędzy piętrami i nie wiadomo, kogo wezwać na pomoc. Każdy czegoś oczekuje. Jednak takie zsekularyzowane oczekiwania przeradzają się w konsumpcyjny kult nowego samochodu, ładnego domku i dobrej polisy albo przybierają postać mesjanizmu nekrologowego, czyli zapotrzebowania na „święty spokój”.
Taka smutna konstatacja kazała niektórym wierzyć, że „mesjasz nadejdzie wówczas, gdy już nikt nie będzie go oczekiwał”. Sam Jezus zresztą pytał: „Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (Łk 18,8). •