Mogę o Bogu pięknie mówić. Dla innych najważniejsze będzie i tak to, jak sam Go traktuję.
Z cyklu "Jak żyć, by podobać się Bogu" na kanwie KKK 2146-2147 i 2150-2155
Czcić imię Boże znaczy czcić Boga. Kłaniać się Mu i zginać przed Nim kolana. „Szacunek dla imienia Bożego wyraża to, co należy się misterium samego Boga i całej rzeczywistości sakralnej, którą ono przywołuje. Wrażliwość na to, co święte, uwypukla cnotę religijności” – napisano w Katechizmie Kościoła Katolickiego 2144. I trudno nie zgodzić się, że brak szacunku dla Tego, w którego się wierzy, szarganie świętości, wykorzystywanie Go w swoich rozgrywkach jest postawą paskudną, każącą zupełnie na serio zadać pytanie o wiarę tego, który takie rzeczy robi. O tym mowa była w ostatnim odcinku cyklu. Dziś należałoby najpierw napisać o czci, jaką należy oddawać Bogu. Ale... Szerzej pisałem o tym przy okazji pierwszego przykazania, pisząc o cnocie religijności. Tu tylko podaję odpowiedni link.
Problem wiary wypaczonej
Dziś więc o grzechach przeciwko II przykazaniu. O części z nich już pisałem przy okazji grzechów przeciwko cnocie religijności. To kuszenie Boga w słowach i czynach, świętokradztwo i symonia. Tak, trzeba o nich koniecznie także w tym miejscu przypomnieć. Bo choć są stawianiem siebie samych ponad Boga (i w tym sensie też grzechami przeciwko I przykazaniu) są też wyrazem lekceważenia Boga i przedmiotowym traktowaniem Go. Warto zajrzeć do tekstu podlinkowanego poniżej...
Ale oczywiście są też grzechy, o których mówi się właściwie tylko i wyłącznie w kontekście II przykazania. To między innymi ten „najbardziej pospolity”, który automatycznie przypomina się w związku z II przykazaniem, wymawianie imienia Bożego czy świętych bez uszanowania.
Bóg nie jest ścierką. Oczywiste?
W Katechizmie (2146) tak napisano: „Drugie przykazanie zabrania nadużywania imienia Bożego, to znaczy wszelkiego nieodpowiedniego używania imienia Boga, Jezusa Chrystusa, Najświętszej Maryi Panny i wszystkich świętych”.
Czy to grzech? I czy poważny? I tak i nie. Okrzyki „O Boże!”, „O Jezu!” „Matko Najświętsza!” i inne, podobne, wzięły się pewnie z pobożnej i dobrej praktyki aktów strzelistych. Kiedy ktoś dowiaduje się o ciężkiej chorobie bliskiej osoby albo o jej śmierci i woła „Jezus Maria!”, to jest to modlitwa – krótkie powierzenie się Bogu czy Maryi w sytuacji, w której trudno jeszcze zebrać myśli, ale w której chciałoby się wezwać Niebo na pomoc. Tak samo gdy podobnie woła sam będąc w wielkim niebezpieczeństwie: to modlitwa. Trudno jednak nie zauważyć, że czasem ktoś bez przerwy do wszystkich, nawet zupełnie błahych spraw wzywa Boga, Jego Syna czy świętych. Gdy chce powiedzieć, że ktoś jest głupi („Boże, aleś ty głupi brzmi”, choć w kontekście jasne, brzmi jednak bluźnierczo, prawda?), gdy chce wyrazić niezadowolenie z tego że niezdarnie rozlał trochę wody, gdy spóźni się na autobus i w wielu, wielu zupełnie jeszcze innych sytuacjach, do których naprawdę Boga angażować nie trzeba. I gdyby wtedy naprawdę jeszcze pobożnie wznosił myśli ku Bogu, przedtem się przeżegnał... Ale nie: po prostu tak mu się powiedziało.
Dla wielu to językowe przyzwyczajenie. Jedni co parę słów muszą umieścić jakieś słowo ordynarne, inni „pobożnie” wołają Pana Boga. Czy sami nie czuli by się obrażani, gdyby w podobnych sytuacjach ich znajomi używali ich imienia i nazwiska? „O Janie Wiśniewski, znów ten głupek do mnie idzie!”, „Jan Wiśniewski” na rozlanie wody, „Jan Wiśniewski” na zbyt ciepłą zupę, zapomnienie o cukrze na stoliku, nieposolonych kartoflach itd itp. Czy to nie brak szacunku do tego, którego się w takich sytuacjach bezmyślnie woła? A przecież chrześcijanin powinien Boga czcić, a nie, nawet w tak głupi i „nieszkodliwy” sposób, okazywać Mu lekceważenie. Nieszkodliwy w cudzysłowie, bo przecież przyzwyczajenie, że wzywa się Boga do błahych spraw i to zupełnie nie angażując w to woli i serca, uczy lekceważenia Go; traktowania, jakby był chłopcem na posyłki. Czy takie traktowanie Boga można uznać za coś nieszkodliwego?
Bóg nie aprobuje kłamstwa
Inny problem związany z drugim przykazaniem to dawanie przyrzeczeń powoływaniem się na Boga. „Przyrzeczenia dawane innym w imię Boże angażują cześć, wierność, prawdomówność i autorytet Boga – czytamy w KKK 2147 - Powinny one być dotrzymywane w duchu sprawiedliwości. Niewierność przyrzeczeniom jest nadużyciem imienia Bożego i w pewnym sensie czynieniem Boga kłamcą”.
Słuszna uwaga, prawda? Angażując Boga w swoje sprawy trochę Nim się zasłaniam na Jego autorytet powołuję. Nie dotrzymując przyrzeczenia narażam na szwank nie tylko swój, ale także Jego dobre imię, Jego autorytet. O tym, że pokazuję przy okazji, iż wcale Go nie szanuję, nie trzeba już w takim wypadku chyba bawet mówić.
Specyficzną formą przyrzeczenia jest przyrzeczenie uroczyste czy przysięga „Przysięgać lub uroczyście przyrzekać oznacza wzywać Boga na świadka tego, co się twierdzi. Oznacza odwoływanie się do prawdomówności Bożej jako do rękojmi swojej własnej prawdomówności” (KKK 2150). Jeśli tak rozumiemy sens przysięgi krzywoprzysięzca „wzywa Boga, by był świadkiem kłamstwa” (KKK 2151). Grzechem jest więc zarówno sytuacja, w której ktoś składając pod przysięgą obietnicę nie zamierza jej dotrzymać, jak i wtedy, gdy po prostu jej nie dotrzyma.
Warto tu przypomnieć, że o ile w Starym Testamencie składanie przysięgi było wręcz pochwalane, o tyle w Nowym Jezus domagał się, by wcale nie przysięgać: „Wcale nie przysięgajcie... Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi” (Mt 5, 33-34. 37). „Taka powściągliwość w powoływaniu się na Boga w mowie jest znakiem wielkiego szacunku dla Jego obecności, zaświadczanej lub podważanej w każdym naszym stwierdzeniu” – czytamy w KKK 2153. No bo faktycznie, po co Jego autorytet angażować w nasze błahe sprawy? Zwyczajne słowa „tak” lub „nie” to za mało?
Trzeba jednak pamiętać, że Kościół nie zakazuje całkiem przysięgania. „Powołując się na św. Pawła, tradycja Kościoła przejęła rozumienie słów Jezusa jako nie sprzeciwiających się przysiędze, jeśli składa się ją z ważnego i słusznego powodu (np. w sądzie)” – czytamy w KKK 2154. Zasadniczo człowiek powinien jednak przysięgania unikać. Na pewno wtedy, gdy chodzi o sprawy błahe. Ale też wtedy, gdy chodzi o sprawy... złe. Zobowiązanie się pod przysięgą do dokonania jakiegoś złego czynu jest wręcz urąganiem Bogu, bo człowiek powołuje się na Niego zobowiązując się do zrobienia czegoś, czego On zakazuje! Trudno o bardziej podłe zmieszanie z błotem dobrego imienia Boga. Można też odmówić złożenia przysięgi, jeżeli domaga się jej nielegalna władza świecka – napisano też w KKK 2155. Chodzi o to, by nie wspierać działań nielegalnych. Ale dalej napisano: „Należy odmówić, gdy żąda się jej w celach przeciwnych godności osób lub komunii Kościoła”. Zawsze chodzi o szacunek dla Boga, dla świętości. Aby nie rzucać tego co święte w gnojowisko naszych niemoralnych rozgrywek.
Teraz trzeba by napisać jeszcze o najstraszniejszym grzechu przeciwko II przykazaniu, o bluźnierstwie. Ale że to temat niezwykle ważny i szeroki – dla wielu pewnie zaskoczenie – poświęcimy mu cały kolejny odcinek cyklu.
Na następnej stronie - jak omawiane tu zagadnienia ujęto w Katechizmie Kościoła Katolickiego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |