Dzięki temu, że jubileusz 750. rocznicy śmierci bł. Euzebiusza przypadł w roku pandemii, ten radykalny eremita i znakomity patron na czasy kryzysu Kościoła przypomniał braciom w białych habitach o ich pierwotnej miłości.
Przy dobrych wiatrach i widoczności jak żyleta z węgierskich gór Pilis widać leżące po przeciwnej stronie Słowacji ośnieżone szczyty Tatr. Wicher musi jedynie przegnać gęste chmury.
Góry Pilis nie są wysokie. Ich najwyższy szczyt ma zaledwie 756 m n.p.m., ale na nizinnych Węgrzech są wyraźnym punktem odniesienia. To tu osiadł, zrezygnowawszy z kościelnych zaszczytów, Euzebiusz. Modlący się na zboczu góry eremita widział jeszcze dalej i jeszcze głębiej. I oceniał rzeczywistość, spoglądając na nią z Bożej perspektywy.
Będzie się działo!
Wchodzę na krakowską Skałkę, mijając tablicę: „Monasterium Ordinis Sancti Pauli Primi Eremita fundatum ab Joanne Długosz ad 1472”. Robi wrażenie. Jak zawsze. Pamiętam, jak przed rokiem trafiłem do paulinów na popularne pawełki, a bracia w białych habitach długo opowiadali mi o planach świętowania obchodów 750. rocznicy śmierci bł. Euzebiusza. Ile z nich udało się zrealizować? Niewiele.
Przeciętnemu Polakowi paulini kojarzą się przede wszystkim z „konglomeratem duchowym”, jakim jest Jasna Góra: klasztor, w którym życie tętni od świtu do zmierzchu i jest rojno jak w ulu. Pielgrzymi, walący do Częstochowy drzwiami i oknami, gubią się w kodzie pustynnych znaków i barw. Nie zdają sobie często sprawy z tego, że żółty kolor paulińskiej flagi symbolizuje pustynię, zielony palmę, czarny kruka, a biały – chleb, którym ptak karmił Pawła Pierwszego Pustelnika. A dwa lwy, których wizerunki spotykamy na każdym kroku, kopią grób eremity.
Gdy w połowie XIII wieku wykluwał się nowy zakon, przyciągał właśnie pustelników. Choć dziś największym paulińskim klasztorem jest Jasna Góra, korzenie wspólnoty są na Węgrzech. Rozproszonych po całym kraju pustelników zgromadził Bartłomiej, biskup Peczu. W 1225 r. wybudował dla nich konwent na górze Patacz i nadał pierwszą zakonną regułę. Za założyciela zakonu uważa się jednak bł. Euzebiusza z Ostrzyhomia (węgierski Esztergom).
Wielki kryzys
– Jest patronem na czasy kryzysu Kościoła – nie mają wątpliwości paulini. – Czytamy o XIII-wiecznych realiach, w jakich wzrastał, i zdumiewa nas, jak wiele podobieństw wiąże się z tym, co widzimy dzisiaj! Inwazja islamu (wówczas krwawa, realizowana przez hordy tatarskie, dziś kulturowa), powszechne odstępstwo od wiary, kryzys Kościoła, a nawet… zaraza (wówczas trąd, dziś COVID). Nic dziwnego, że wobec tych wszystkich wyzwań ludzie decydowali się na skrajności. Jedni odrzucali wiarę, inni szukali głębiej.
Euzebiusz urodził się w Ostrzyhomiu około 1200 r. Pochodził z bardzo zamożnej rodziny. Po otrzymaniu święceń kapłańskich został kanonikiem przy miejscowej katedrze. I wówczas ten zasłuchany w słowo Boga, wierny Kościołowi, patrzący i widzący dalej i głębiej niż bracia wielki autorytet swej epoki (znał osobiście Tomasza z Akwinu!) przejął się słowami o „ogołoceniu samego siebie i przyjęciu postaci sługi” i wykonał niezrozumiały dla najbliższych gest: wyrzekł się świata. Zrezygnował z kościelnych zaszczytów, porzucił bogate życie i rozdawszy ubogim majątek, poprosił biskupa, by mógł wieść życie pustelnika.
Jego wzorem stali się ojcowie pustyni, którzy ruszali w ciemno, by wieść życie eremitów. Na własnej skórze doświadczył prawdziwości słów Antoniego Pustelnika: „Takie to jest wielkie dzieło człowieka: winę swoją na siebie zawsze brać przed Bogiem, a pokusy spodziewać się aż do ostatniego oddechu. Nikt nie może wejść do królestwa niebieskiego niewypróbowany. Zabierz pokusy, a nikt nie będzie zbawiony…”.
Euzebiusz zrezygnował z tego, co „zewnętrzne”, by zaszyć się w górskiej grocie, szukając jedynie woli Bożej. Jak bardzo był wyczulony na podszepty Ducha! Pragnął być sam i wieść życie eremity, ale ponieważ wnet dołączyli do niego Stefan i Benedykt, stał się, choć tego nie planował, założycielem nowej wspólnoty.
Razem!
Pewnego dnia ujrzał w wizji mnóstwo małych płomieni, łączących się w jeden wielki ogień. Poszedł za tym obrazem. Ponieważ niebawem dołączyło do niego czterech innych braci, około 1250 r. pustelnicy wznieśli na górze Pilis skromny kościółek i zbudowali klasztor pod wezwaniem Świętego Krzyża. Przyjęli regułę eremitów z klasztoru św. Jakuba z góry Patacz (założonego w 1225 r. przez biskupa Bartłomieja z Peczu). Euzebiusz doprowadził do połączenia tych klasztorów i został przełożonym naddunajskich pustelników. Nadał nowemu zgromadzeniu nazwę Zakon Braci św. Pawła Pierwszego Pustelnika i, już jako prowincjał, zabiegał o jego zatwierdzenie przez Stolicę Apostolską. W 1308 r. papież Klemens V zatwierdził zakon paulinów.
Sam założyciel zmarł 20 stycznia 1270 roku we wsi pod Pesztem, której nazwa przypomina językowy lodołamacz: Pilisszentkereszt. Podczas 150-letniej okupacji tureckiej jego grób uległ zniszczeniu.
Mimo że nigdy nie był beatyfikowany, paulini przypisywali mu od początku tytuł błogosławionego. Uznając racje zakonu, Kongregacja Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów zatwierdziła przed piętnastu laty kalendarz liturgiczny paulinów i zezwoliła na włączenie do niego jego święta.
Z Węgier zakonnicy powędrowali do słonecznej Chorwacji, gdzie założyli pół setki klasztorów. Do Polski ściągnął ich w 1382 r. książę Władysław Opolczyk i odtąd są nierozerwalnie związani z Częstochową.
Włos ci z głowy nie spadnie
To właśnie pustynia i samotność były „pierwszą miłością” paulinów. Nieprzypadkowo klerycki zespół, który gra w gmachu tutejszego seminarium, nosi nazwę „VoxEremi”. – Zakorzenienie w modlitwie to nasze DNA – nie ma wątpliwości przeor klasztoru na Skałce o. Mariusz Tabulski. – Choć przychodzący do naszego seminarium młodzi ze słowem „paulini” kojarzą raczej rysy na ikonie Matki Boskiej Częstochowskiej, a dopiero potem odkrywają pustelnicze korzenie zakonu. Historia naszego zgromadzenia jest bardzo burzliwa, tak jak pełna dziejowych zawirowań była historia Węgier czy Rzeczypospolitej. Dotknęły nas pożary, kasaty, różne kryzysy, ale co ciekawe: zakon nigdy się nie podzielił. Zawsze trwał w jedności. Bywały sytuacje, gdy zostawaliśmy niemal doszczętnie zniszczeni, ale później Bóg odradzał nas niemal z popiołów.
Wiedzą o tym doskonale paulini pracujący na wszystkich kontynentach prócz Azji. Modlą się w 17 krajach, gdzie mają aż 70 domów zakonnych. Dziś na samej Jasnej Górze mieszka ponad 100 braci, a na Skałce ponad 60 (o połowę mniej w słynnej amerykańskiej Częstochowie – Doylestown w Pensylwanii, najpopularniejszym polonijnym sanktuarium, w którym mieszają się języki, a pod ikoną słychać: „Zdrowaś, Maryjo” i „Hail Mary full of Grace”).
Jadąc na Skałkę, czytam tekst innego eremity. Współczesnego, bliższego nam i geograficznie (właśnie mijam Bielany), i chronologicznie. Ojciec Piotr Rostworowski, pierwszy polski przeor odnowionego w 1939 r. klasztoru w Tyńcu, a później przeor kamedulskich klasztorów w Polsce, Włoszech i Kolumbii, notował: „Wszystko, co się dzieje, wszystko, co nas spotyka, mówi nam o Bożej, ojcowskiej miłości do nas. On wie, czego nam potrzeba, i bez Jego woli, która jest miłością, bez Jego wiedzy włos nam z głowy nie spadnie”. Przecież to właśnie doświadczenie bł. Euzebiusza, który na własnej skórze przekonał się o prawdziwości tych słów!
Ponieważ rok zamknięcia, spotkań online i lockdownu ograniczył bardzo wyjście „na zewnątrz”, Bóg skierował strumień swego światła na nasze wnętrze. Pokazał że, „w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy”, a nasze ciała są Jego świątynią. Nie musimy szukać na zewnątrz. Czy to nie najważniejsze przesłanie życia Euzebiusza, człowieka, „który był płomieniem” (tak nazwał go generał paulinów o. Arnold Chrapkowski)? Czy nie ten właśnie kierunek wskazał nam ten radykalny, szukający za wszelką cenę jedności, eremita? Patrząc po ludzku, w roku jego jubileuszu „posypało się” wiele misternie przygotowanych inicjatyw i planów. „Nie tak to miało wyglądać!” – może westchnąć ktoś zawiedziony. Hm, a może właśnie tak? Czy to nie czas powrotu do naszej pierwszej miłości?•
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |