Nie siedzieć na kanapie, tylko działać, ewangelizować, szukać nowych sposobów dotarcia do ludzi - mówi ks. Tomasz Kancelarczyk.
ks. Tomasz Kancelarczyk: Różne pomysły wpadają mi do głowy, kiedy rozważam Pismo Święte. Nieraz pytam się, czy dana sytuacja biblijna jest obecna w moim życiu, i to też pobudza kreatywność. Może mam to z urodzenia? Papież Franciszek bardzo dobitnie powiedział, by nie siedzieć na kanapie, tylko działać, ewangelizować, szukać nowych sposobów dotarcia do ludzi. Daleki jestem od tego, by popadać w samozachwyt i pychę, że robię coś wyjątkowego. Nie robię. Patrzę na innych księży – oni robią co innego i wiem, że akurat tego za żadne skarby bym nie zrobił, nie dałbym rady. Niektórzy kapłani na przykład świetnie odnajdują się wśród osób starszych. Podziwiałem kiedyś o. Rydzyka, kiedy zobaczyłem w Toruniu, jak on z tymi osobami rozmawia. To naprawdę nie była zdawkowa wymiana zdań. Zresztą z młodymi też ma świetny kontakt. Pojechałem raz z młodzieżą do Torunia; jedna dziewczyna była strasznie oburzona, dlaczego ja młodych do tego Rydzyka ciągnę. Powiedziałem jej, że o tym porozmawiamy po spotkaniu. Okazało się, że o. Tadeusz nie tylko zajrzał do kaplicy, ale zaczął z nimi rozmawiać, trwało to ze dwie godziny, oprowadził ich po radiu, pokazał maybacha…
Małgorzata Terlikowska: Tego z garażu?
Nie, w pokoju, taki duży model. Młodzież o wszystko wypytała. W drodze powrotnej ta dziewczyna podeszła w autokarze do mikrofonu i przeprosiła za swoje wcześniejsze słowa. Albo o. Jan Góra. On to dopiero był wulkanem pomysłów. Raz na Lednicy rozdawał chusteczki na wzór tej, którą otrzymał od Jana Pawła II, innym razem kaganek, wiosło.
A wszystko nieszablonowe, niestandardowe…
Podchwyciłem ten pomysł. Wspólnie z młodzieżą szykujemy więc zawsze podarunek na Wielki Czwartek dla naszych księży. Raz było to zaproszenie na Marsz dla Życia, innym razem nasze fundacyjne stópki. Jednego roku dla każdego księdza przygotowaliśmy koloratkę, ładnie zapakowaną, z życzeniami na ozdobnej karteczce. Jeden z księży zapytał: „A po co nam to dali?”. A drugi na to żartem: „Żebyś nosił, baranie”. Jeszcze kiedy indziej wręczyliśmy każdemu Wstęp do Mszału Rzymskiego. Cóż, to nie był do końca trafiony pomysł, bo niektórzy uznali, że w ten sposób wypominamy im brak wiedzy, a przecież nie o to chodziło. Sam wiem po sobie, że muszę ciągle do tego zaglądać. Któregoś roku wszyscy księża dostali cingulum, czyli sznur, którym kapłan przewiązuje w biodrach albę, z dołączoną do niego modlitwą. W jakiejś parafii zobaczyłem zawieszoną Modlitwę przy założeniu cingulum, której już niestety nie praktykujemy. A cingulum to symbol wstrzemięźliwości. Jeszcze kiedy indziej daliśmy wykonane przez nas korporały, a więc materiał, na którym stoi kielich na ołtarzu. W tym roku przygotowaliśmy humerał, czyli biały materiał, który księża powinni zakładać na ramiona, żeby zakryć czarną koszulę.
Jakiś malkontent mógłby powiedzieć, że znowu wydajecie kasę bez sensu, a przecież trzeba pomagać…
Humerały szyły panie z wolontariatu, ponieśliśmy tylko koszt materiału. Jak młodzież wychodzi z tymi podarkami, księża lubią sobie żartować: „O, Kancelarczyk, twoje dzieci idą”. Nie dostrzegam w tym żadnej złośliwości.
*
Powyższy tekst jest fragmentem książki "Chodzi mi o życie" - wywiadu-rzeki, jaki z ks. Tomaszem Kancelarczykiem przeprowadziła Małgorzata Terilkowska. Wydawcą publikacji jest Esprit.