O monecie czynszowej i logice

Zagnali Chrystusa w kozi róg. Płacić podatek czy nie płacić? Wóz albo przewóz, białe albo czarne, trzeciej możliwości nie ma, a obie istniejące są niebezpieczne.

Powiedz wyraźnie, mamy płacić i wybrać drogę saduceuszy-kolaboracjonistów, czy nie płacić i wybrać drogę zelotów-terrorystów?

Pośredniego wyjścia nie zostawili i Chrystus także żadnego trzeciego nie szukał, opowiedział się za jednym z dwóch: kazał płacić. Ale zarazem pokazał, że dając podatek, nie daje się duszy. Przeprowadził typowe logiczne rozróżnienie – "distinguo", jak mówiono w średniowiecznych dysputach – i wykazał błąd w założeniach. Ta scena ewangeliczna, kiedy słowo Boże (żywe i skuteczne, przenikające do samego jądra sprawy) przecina i prostuje ludzki błąd, może być wielką pociechą dla tych, którzy są spragnieni prawdy i sensu. Nikt nie jest tak logiczny jak sam Twórca logiki. Nikt nie jest tak jasny jak Mądrość przedwieczna.

Należę do pokolenia, które w młodości przeciwstawiło się tradycyjnej, głównie uczuciowej wierze, w jakiej nas wychowywano. Chcieliśmy wierzyć całą osobowością: użyć rozumu do jak najlepszego poznania prawdy objawionej (czyż nie po to został stworzony?) i użyć woli tam, gdzie już uczucie z natury rzeczy zblaknie i zawiedzie. Nie szukaliśmy nastrojowej religii, ale osobowego Boga: niewidzialnego wprawdzie, ale objawionego przecież w Chrystusie. Połykaliśmy dzieła teologiczne i w nich to szukaliśmy motywacji do życia chrześcijańskiego, zżymając się, gdy nam jakiś kaznodzieja dostarczał motywacji w stylu „Tak robili przecież nasi przodkowie hetmani w poranek majowy”.

Ale właśnie dlatego, żeśmy osiągnęli to, o co nam chodziło: że nawet wyższe studia teologiczne stały już otworem dla zainteresowanych, przynajmniej w skrótowej formie różnych diecezjalnych Instytutów Wyższej Kultury Religijnej – że z prasy czytywaliśmy „Tygodnik Powszechny” i prawie nic poza tym – myśleliśmy, że religijność tradycyjno-antyintelektualna odeszła już w przeszłość razem z naszą młodością i z pokoleniem naszych dziadków. Nic błędniejszego. Nie tylko istnieje nadal, ale robi się coraz bardziej agresywna i głośna. Posługując się dość mglistą terminologią, w której nieraz trudno nawet odróżnić, na przykład, czy mowa o Trzeciej Osobie Trójcy Świętej, czy o pobożnym usposobieniu (słowo „duch” używane jest zamiennie w wielu znaczeniach), sięgając z upodobaniem do prywatnych objawień, urządza się pranie mózgów pod hasłem „rozum to jeszcze nie wszystko”. Rzeczywiście nie wszystko, ale to nie powód, żeby go nie używać. Tak samo jedna noga to jeszcze nie wszystko, ale to nie powód, żeby ją odcinać.

Wraca nawet ten zabieg charakterystyczny dla dawnego odpustowego kaznodziejstwa, jakim jest straszenie. Sama słyszałam kazanie, w którym do wiary w objawienia z Medjugoria miał zachęcić fakt, iż biskupowi z Mostaru (który wątpił w nie) Serbowie podczas wojny zburzyli dom i katedrę. Kara Boska, więc uważajcie, żeby i wam...

Zmęczona taką wersją chrześcijaństwa, wracam do perykopy o monecie czynszowej. Chrystus nie tolerował błędu, który płynie z nieprecyzyjnego myślenia. I dobrze jest przynajmniej wiedzieć, że prędzej czy później wszystkie błędy zostaną sprostowane. Rozcina je żywe Słowo Boże.

Fragment książki „Jednego potrzeba. Refleksje biblijne”

Małgorzata (Anna) Borkowska OSB, ur. w 1939 r., benedyktynka, historyk życia zakonnego, tłumaczka. Studiowała filologię polską i filozofię na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, oraz teologię na KUL-u, gdzie w roku 2011 otrzymała tytuł doktora honoris causa. Autorka wielu prac teologicznych i historycznych, felietonistka. Napisała m.in. nagrodzoną (KLIO) w 1997 roku monografię „Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVII do końca XVIII wieku”. Wielką popularność zyskała wydając „Oślicę Balaama. Apel do duchownych panów” (2018). Obecnie wygłasza konferencje w ramach Weekendowych Rekolekcji Benedyktyńskich w Opactwie w Żarnowcu na Pomorzu, w którym pełni funkcję przeoryszy.

«« | « | 1 | » | »»

TAGI| BIBLIA, KSIĄŻKI

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama