Czytając Ewangelie, niemal zawsze myśli się, że ten kilka razy zapowiedziany „znak", który dostarczyłby dowodu prawdy mesjanicznego roszczenia Jezusa, został ogłoszony przez zjawienia się po Zmartwychwstaniu.
Jest to niemożliwe (według tych biblistów) gdziekolwiek indziej w Ewangeliach, ale w szczególności tutaj: Zmartwychwstanie jest jedynie „tajemnicą wiary", którą można przyjąć lub odrzucić, należycie przy tym uważając, aby nie pomylić „tekstów apologetycznych, zredagowanych przez wierzących dla wierzących" z prawdopodobnymi kronikami. A więc to nie Zmartwychwstanie tworzy wiarę, lecz wiara czyni Zmartwychwstanie „prawdziwym".
W rzeczywistości Zmartwychwstanie, jako podwalina całej chrześcijańskiej budowli, nie mogło ujść chrześcijańskiej dynamice et-et, to i tamto: a więc jest także tajemnicą wiary. I na pewno właśnie ze względu na szacunek dla tej tajemnicy ewangeliści są tak bardzo wstrzemięźliwi i powstrzymują się od opisywania go. Nie było żadnego świadka tego w sumie tajemniczego wydarzenia. Ewangelie kanoniczne (w odróżnieniu od apokryfów) nie pozwalają sobie na żadną próbę opisywania tego, na co nie ma świadectwa: jest to największym znakiem ich zawsze przestrzeganego postanowienia opierania się tylko na tym, co zostało przekazane w bezpośredni i wiarygodny sposób. Nie ma żadnego świadka: a więc nie ma też żadnego opowiadania. Fantazja (w przeciwieństwie do tego, co chce nam wmówić pewna krytyka) nie ma u ewangelistów żadnego prawa obywatelstwa.
Zmartwychwstanie jest więc niewypowiedzianą „tajemnicą wiary". „Tajemnicą" na pewno jest Jezus popaschalnych objawień: do „materialności" Jego ciała - które pozwala się dotykać, które je i pije - dołącza się niepojęte i niewytłumaczalne, dla tego Jego ciała, przejście, które się już dokonało, z „fizyki" do „metafizyki", z wymiaru ziemskiego do niebieskiego, z czasu do wieczności. Jest to ciało, które wychodzi z bandaży, w jakie było mocno owinięte, bez poplątania ich, a nawet pozostawiając jeszcze w nich swój odcisk: chusta - przypominamy - „w jedynym usytuowaniu", opaski „rozpostarte". Jest to ciało, które wychodzi z pieczary grobu, pozostawiając na miejscu nienaruszony wielki kamień, który zamykał otwór, jak to nam oznajmia Mateusz (28,2-3), czyniąc aluzję do faktu, że głaz został odsunięty przez anioła dopiero po tym, jak Ukrzyżowany wyszedł z grobu. Jest to ciało, które wchodzi przez zamknięte drzwi (J 20,19).
Ale do bezspornego et „Tajemnicy wiary" dołącza się et historii: Tajemnica pozostawia na ziemi także materialne ślady, mogące być stwierdzone, postrzegane zmysłami, niepodważalne, do których oglądania aniołowie zapraszają kobiety. I które musieli widzieć także żołnierze, by przekazać to potem tym, którym trzeba. I które ujrzał także Jan, osiągając dzięki nim natychmiast niepodważalną pewność, że Tajemnica się spełniała, że Zmartwychwstanie się dokonało.
Dla wierzącego chwalebny Jezus Paschy jest jeszcze w historii i równocześnie jest już poza historią. Ale ta Jego Boska chwała nie zapomniała o naszych ludzkich potrzebach; nas, jeszcze zanurzonych w czasie i z ową pożądliwością, która nas przyćmiewa, o której mówi samo Pismo święte. A więc pozostawiła nam na ziemi „znaki": a nawet jeden „znak" zaproponowany wszystkim, nie tylko wierzącym. „Znak" - słowo samego Jezusa - „Jonasza".
Pusty grób nie wystarczał; ukazywania się były zastrzeżone tylko dla samych uczniów. „Znak" został ustanowiony przez płótna, które pozostały w grobie.
Z tych płócien jedno, największe, całun - sindón - pozostało u nas i dotąd znajduje się w katedrze w Turynie. Jak już mówiliśmy, wydaje nam się, że nie możemy - w niniejszym studium - zająć się problemami, jakie stawia ten Całun. I przyznawaliśmy się do niezdecydowania w podążaniu tutaj za radykalnymi wnioskami Antonia Persilego. Jednakże pozwoliliśmy sobie zauważyć, że na pewno nie jest nieusprawiedliwiona instynktowna cześć wielu wierzących, długotrwały trud wielu innych dla jej sprawdzenia za pomocą najróżniejszych nauk, od humanistycznych do fizycznych.
W każdym razie, „całun", sindón, stanowił część „znaku" Jonasza, stanowił część tego, co „uczeń, którego Jezus miłował, ujrzał i uwierzył". Stąd nadzwyczajne zainteresowanie wierzących i niewierzących dla tego „obiektu" z Turynu, który równocześnie jest relikwią i powodem zawziętego badania naukowego. I który - jak widzieliśmy w naszej analizie tekstów ewangelicznych - nie jest na marginesie, ale jest w samym sercu wiary. Nie jakaś „ciekawostka", ale istotna część dowodu prawdy Zmartwychwstania, ogłoszona przez samego Jezusa.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |