Z biblijnego punktu widzenia moja reakcja na zranienie może wygnać mnie z raju i złamać moje przymierze ze Stwórcą.
Nasze zranienia mogą wywoływać trwałe poczucie niesprawiedliwości, upokorzenia, zdrady, porzucenia i odrzucenia, a źródło tych uczuć nie zawsze jest zidentyfikowane.
Drugi człowiek, ten najbliższy, najbardziej kochający – najczęściej nasi rodzice – ma zdolność do nadwątlenia, ograniczenia, a nawet złamania naszej życiowej siły. Jeśli przyjmiemy, że dziecko rozwija się jak w kokonie – najpierw przez dziewięć miesięcy w łonie matki, a potem pod opieką rodziców – to w pewnym momencie zranienie, niczym żądło, wypycha je z tego kokonu.
Może to nastąpić bardzo wcześnie: przy poczęciu, w czasie ciąży, w chwili narodzin, w dzieciństwie, a nawet później.
Jeśli jednak warunki są sprzyjające, to kokon życia prenatalnego i najwcześniejszego dzieciństwa można porównać do ogrodu Eden i życia w obfitości symbolizowanego przez drzewa o miłym wyglądzie i smacznych owocach, w których pobliżu płynie rzeka nawadniająca ogród (zob. Rdz 2).
W obrazie tym odnajdujemy beztroskę dzieciństwa, symbiozę Adama i Ewy z Bogiem. W oczach dziecka ziemscy rodzice utożsamiają się w pewien sposób z Ojcem Niebieskim: jest ono całkowicie zależne od rodziców, okazuje im pełne zaufanie i wszystko od nich otrzymuje. Ewangelia wzywa nas zresztą, byśmy znów stali się dziećmi i przyjęli ich postawę: „Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mt 18, 3).
Dla dziecka jest więc nie do pomyślenia, żeby te istoty, które dały mu życie, mogły uczynić mu coś złego.
Pewien dwudziestopięcioletni mężczyzna podczas sesji terapeutycznej ze zdumieniem „odkrył”, że jego ojciec bił go do dziesiątego roku życia. Niemal codzienne sceny przemocy, ból, cierpienie, zdrada ze strony ojca – w gruncie rzeczy kochającego – zostały odsunięte w odległe zakamarki pamięci.
Z biblijnego punktu widzenia moja reakcja na zranienie może wygnać mnie z raju i złamać moje przymierze ze Stwórcą. Moja uczuciowość została zraniona: jestem przybity i obolały, czasem do tego stopnia, że wpadam w apatię, depresję, nicość. Moja dziecięca więź z Bogiem została nadszarpnięta. Jestem odcięty od swojego źródła, tracę pełną tożsamość umiłowanego dziecka (w tym sensie, że nie czuję się już kochany ani godny miłości) i pojawiają się złe owoce: wstyd, strach, lęk, gniew, przemoc, nienawiść itp. Coś się popsuło w moim zjednoczeniu z Bogiem miłości.
W Starym Testamencie Bóg ostrzega Kaina, syna Adama i Ewy, który czuje się zraniony: „Grzech leży u wrót i czyha na ciebie, a przecież ty masz nad nim panować” (Rdz 4, 7). Mimo to Kain, trawiony poczuciem niesprawiedliwości i odrzucenia, nie umie zapanować nad sobą i zabija brata.
Jego zranienie doprowadziło go do grzechu.
Z psychologicznego punktu widzenia, kiedy cierpienie emocjonalne staje się zbyt intensywne, kiedy ogłusza i zalewa, traumatyczne wspomnienie może zostać wymazane z pamięci.
Kiedy jesteśmy w stanie szoku, świadomość się wyłącza jak bezpiecznik, a klapa nieświadomości otwiera się jak schron, w którym ukrywa się bolesne wspomnienie. Pod tym względem nieświadomość jest mechanizmem, który mnie chroni, kiedy jestem niezdolny obronić się lub wyrazić swój ból, cierpienie, gniew...
*
Powyższy tekst pochodzi z książki Stéphanie Halperson "Uzdrowienie serca. Pozwól działać Jezusowi. Ćwiczenia praktyczne". Wydawcą publikacji jest PROMIC