Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Co jest prawdziwą miłością, a co nią nie jest? Warto czasem powiedzieć „sprawdzam”.
Z cyklu „Największa jest miłość”
na podstawie Pawłowego Hymnu o miłości
Najtrudniej zacząć. Bo od czego? Obawa przed miałkością. Myśli niepozbierane i wcale nie jakoś wielce odkrywcze. Ale kiedy powiedziało się A, trzeba powiedzieć i B. Choćby nie powstało z tego nie tylko arcydzieło, ale nawet coś w miarę przyzwoitego....
Takie tam dylematy piszącego ten tekst. Dla czytelnika zazwyczaj nieistotne. Dziś jednak, kiedy przychodzi pisać, że „miłość nie szuka poklasku” – jak przetłumaczono w Biblii Tysiąclecia – albo że „nie przechwala się”, jak ujęli to inni tłumacze, od tego zaczynam ten tekst. No bo właśnie: po co pisać? Żeby czytelnicy podziwiali, jak mądry i przenikliwy jest autor? Żeby chwalili za lekkość posługiwania się słowem? Czy jednak po to, by coś dać, by być inspiracją do przemyśleń, by niezauważanych podnieść na duchu, by zasiać parę maleńkich ziarenek dobra?
Miłość, także ta szeroko rozumiana miłość bliźniego, jeśli jest autentyczna, nie szuka poklasku, pochwał, podziwu, uznania. Jeśli szuka... Chyba niekoniecznie zaraz znaczy, że jej wcale nie ma. Na pewno jednak jest zagrożona destrukcją. Zagrożona, że przepoczwarzy się w niezdrową miłość własną. Tak zapatrzoną w siebie, że nie zrobi nic, o ile nie zostanie nagrodzona. Pieniądzem? Niekoniecznie. Właśnie pochwałami, podziwem, rozpoznawalnością, znaczeniem....
Jest chyba sporo racji w twierdzeniu, że jeśli robisz coś dobrego, a nikt cię nie chwali, to czasem musisz pochwalić się sam. To potrzebne, gdy dla realizacji dobra ktoś potrzebuje finansowego wsparcia, a nikt go nie udziela, bo nie wie, że takie dzieło powstaje. Ot, gdy chodzi o wsparcie dla domu samotnej matki. Potrzebne chyba i wtedy, gdy ktoś angażuje się w jakieś ciche dobro – na przykład codziennie przygotowuje na parafii kanapki dla głodnych albo regularnie odwiedza chorych – a w mediach mówią, że Kościół nic dla potrzebujących nie robi. Tak, dobry marketing to spora część sukcesu. Tylko jeśli dobra nie ma, a jest byle co i do tego dobry marketing...
Jak rozpoznać? Bez osądzania kogokolwiek warto zauważyć, jak wiele dobra spraw rozpoczyna się z przytupem. Trąbi się o wielkich planach, mówi, że to „pierwsze” tego typu, „najlepsze”, „największe”, „jedyne”. Z czasem niewiele z tego zostaje. Głównie zniechęcenie. I szukanie nowych pół działalności, które tym razem wypalą. No właśnie: nie szuka się tego, co dobre, ale tego, co wypali. Co przyniesie splendor, chwałę, a może i pieniądze.... Tymczasem prawdziwa miłość, prawdziwe pragnienie dobra dla bliźnich, nie szuka poklasku. Nie oczekuje pochwał. I samo też się nie przechwala.
To problem, który może pojawić się i w rodzinach. Gdy któryś z rodziców (albo oboje) często powtarza dziecku, jak to dla niego się poświęcał, ile przez niego stracił, czego to w życiu z jego powodu nie osiągnął. I teraz oczekuje, że dziecko będzie mu (jej) wdzięczne, że odpłaci tym samym. Że córka będzie dla nudzącej się matki panią do towarzystwa, że syn całe swoje życie i życie własnej rodziny podporządkuje odwiedzinom rodziców, dziadków i teściów. Nie jest niczym zdrożnym, gdy miłość oczekuje wdzięczności. Jest, gdy wdzięczności się domaga. Autentyczność takiej miłości jest wtedy mocno podejrzana.
Kto prawdziwie kocha musi mieć w sobie coś z Boga. On jest dobry dla dobrych i złych, dla wdzięcznych i niewdzięcznych. Nie jest tak, że tym, którzy pełnią Jego wolę hojnie daje, a odwraca się od tych, którzy Go odrzucają i zsyła na nich różnorakie udręki. Zapewne oczekuje wdzięczności, ale się jej nie domaga; nie domaga się zapłaty za miłość. Bo prawdziwa miłość nie przechwala się, nie szuka poklasku.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |