Bolesne tajemnice różańca rozważa o. Augustyn Pelanowski OSPPE
Chrześcijaństwo miało od początku szczególne względy dla chorych, skrzywdzonych, umierających, odrzuconych, niepotrzebnych, zgwałconych, zniewolonych, kalek, nędzarzy, sierot, emigrantów, zmaltretowanych... i ubiczowanych przez los. Wielcy święci nie wzrastali w swym duchu pośród sesji naukowych, konferencji teologicznych, sympozjów i wystawnych przyjęć u ambasadorów. Nie wzrastali wśród intelektualnie wypuryfikowanych towarzystw, na salach koncertowych czy teatralnych, wśród wysmakowanych kolacji i pięknych, powabnych ciał „zapakowanych" w przezroczyste tkaniny, które bardziej odsłaniają niż zasłaniają nagość, lecz na ulicy, w przytuliskach, w szpitalach, pośród ludzi uzależnionych, poranionych, okaleczonych, pośród starców i sierot. Zraniony leczy człowieka z egoizmu i stagnacji duchowej, wymaga bowiem wyjścia z siebie i zmusza do miłości, która nie jest skupieniem na własnej przyjemności. Zraniony może być każdy: mąż, żona, dziecko, ktoś z twojej rodziny, ktoś trudny, nie do zniesienia, bolesny, nadwrażliwy, samotny, przykry... ubiczowany.
Zraniony możesz być i ty, jeśli tylko nosisz w sobie wiele bólu. Może nawet uważasz, że twoje życie jest nieudane i wmawiasz już sobie, że nikt nie powinien cię kochać albo jesteś głęboko przekonany, że twoje rany życiowe to dowód, że Bóg cię nie kocha, znienawidził cię lub ukarał. Ale czy ubiczowany Jezus zwątpił w miłość swojego Ojca? Czy wyrzucał Ojcu to, że dopuścił do tak hańbiącej i bolesnej sytuacji, ponieważ przestał kochać Swego Syna? Czy to, co spotkało cię w życiu (pobicie, znieważenie, odrzucenie, wyśmianie, samotność, gwałt, molestowanie, nieustanne krytykowanie, porzucenie przez współmałżonka, agresja rodzica, złośliwość losu...) oznacza, że Bóg ciebie nie kocha? Czy biczowanie Jezusa było dowodem, że Niebieskiemu Ojcu był obojętny los Jego Syna?
Pamiętamy tę cudowną opowieść o zranionym człowieku, którego wspomógł Samarytanin. Dla przechodzących obok, ten zraniony był kimś, kogo trzeba było omijać. Omijamy trudnych ludzi, unikamy zranionych i skrzywdzonych, bo wymagają od nas zbyt wiele, domagają się udźwignięcia ich bezsilności. A dźwiganie kogoś to prawdziwie ośla robota. Zauważmy, że właśnie w tej przypowieści jest mowa o tym, że Samarytanin wziął ubiczowanego człowieka na „swoje bydlę". A może, aby doprowadzić zranionego do miejsca uleczenia, sam stał się dla niego takim „osłem"?
Drogą, przy której leżał zraniony, szedł kapłan, a później lewita. A może to opis ludzi porządnych i spokojnych, z mankietami i w czystych, lśniących butach, dobrze odżywionych i mających czas się zawsze ogolić, wykarmionych i wyspanych, najedzonych i zadowolonych z życia?
„Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął" (Łk 10,31).
Czy kapłan i lewita powinni chodzić drogami, przy których leżą zranieni ludzie? To prawda, wszyscy jesteśmy „świętym kapłaństwem", ale czy to wystarczy, aby zbliżyć się do Chrystusa? Dopiero wówczas, gdy odkryjesz w sobie najgorszego Samarytanina, nie ominiesz Chrystusa: zranionego i leżącego na drodze twojego życia. Dopóki uważasz się za kogoś ważnego: kapłana czy lewitę, rozminięcie się z Chrystusem jest całkiem prawdopodobne. Żaden z nich nie chciał zobaczyć poranionego człowieka, bo tak naprawdę omijał też poranioną prawdę o sobie samym. Człowiek, który spotkał już swoją bezsilność i grzeszność nie omija zranionych. Dostrzegł, że sam jest okaleczony, porzucony i na wpół umarły, dlaczego więc nie miałby pochylić się nad kimś podobnym? Ludzie zadowoleni ze świętości, obok której przechodzą codziennie tak blisko; ludzie, którzy omijają ołtarz zaledwie o kilka centymetrów i którzy czytają przypowieść o miłosiernym Samarytaninie, a nawet ją komentują, ale na co dzień omijają poranionego człowieka, omijają też siebie! Nie ominął go Samarytanin. Najniżej egzystujący „płaz społeczeństwa". Ten przyszedł ostatni. Zawsze był właśnie taki i w tej przypowieści też nie zagrał pierwszej roli. On jedynie „wzruszył się głęboko". Ktoś, kto widzi zranionego Jezusa, potrafi wzruszyć się tylko wtedy, gdy widzi w Nim siebie. On też przeżył omijanie, był odrzucany, upodlony.
Zadaj sobie teraz ważne pytanie: nie omijaj go i nie omiń też odpowiedzi: jak reagujesz na poranioną osobę z twojej wspólnoty, rodziny? Czy widzisz w niej zranionego Chrystusa? Czy dotarła już do ciebie ta prawda, że omijając ją, omijasz samego Chrystusa?
„Podszedł i obwiązał Mu rany". Podejdź do Jezusa i ulżyj Jego cierpieniu. Podejdź do osoby, którą omijałeś i obwiąż jej rany więzami miłości, ramionami zarzuconymi na ramiona jak bandaże. Kochaj, ponieważ jedynie miłość leczy.
Czy są jednak zranieni, których powinno się omijać? Tak, to ci, którzy udają, że nie są biczowani przez życie i czynią wszystko, by pokazać się jako ludzie, którzy nie potrzebują pomocy. Biblia mówi, że trzeba unikać „biedaka dumnego". Duma to bardzo często maska człowieka, który ukrywa swoją biedę życiową. Komuś, kto uważa, że nie potrzebuje pomocy, nie da się pomóc.
„Jak możesz mówić swemu bratu: Bracie, pozwól, że usunę drzazgę, która jest w twoim oku, gdy sam belki w swoim oku nie widzisz? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka swego brata" (Łk 6,42).
Jest taki rodzaj zranionych i dźwigających belkę krzyża, którzy nie chcą jej uznać. Uciekają przed swoimi cierpieniami i zajmują się cierpieniem innych. A może moja pomoc innym ludziom jest ucieczką przed zobaczeniem prawdy, że sam potrzebuję pomocy?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |