Ostatnia niedziela roku liturgicznego to dobra chwila, by czytając Księgę Daniela, zadumać się nad losem ludzkich potęg.
Te pojawiają się i przemijają, jak starożytni Babilończycy, Medowie, Persowie i Grecy – bo o ich losach wieścił prorok.
Jedne z potęg już przebrzmiały i rozproszyły się w mroku dziejów, inne w tamtym czasie zdawały się niezwyciężonymi panami świata. A Daniel widział ich kruchość i przemijalność.
Siódmy rozdział Księgi, nazwanej jego imieniem, opowiada o czasie czterech bestii, istot, które wyłoniły się z otchłani, ze sfery obcej Bogu. Owe bestie to cztery wspomniane potęgi. Naprzeciw nim wyłania się niebiańska sfera, w której właśnie nie z otchłani, ale „na obłokach nieba” przychodzi człowiek, bo to oznacza biblijne określenie „Syn Człowieczy”. On jest cudowną ingerencją Boga wchodzącego w dzieje świata, by przynieść ocalenie.
To wkroczenie Boga w historię było odpowiedzią na religijne prześladowanie, jakiego dokonał syryjski król Antioch IV Epifanes. To wtedy u początku II w. przed Chr. wieścił Daniel. Tamten syryjski władca, spadkobierca greckiej inwazji na Palestynę, chciał wyrugować kult Boga Izraela. W Jerozolimie złożył z urzędu arcykapłana Oniasza, który broniąc prawdziwego kultu, został zamordowany, a najwyższym kapłanem uczynił Jazona, swą religijną i polityczną marionetkę.
Syn Człowieczy z wizji Daniela jest reakcją na tamte poczynania syryjskiego władcy. On nie przychodzi z otchłani. Nie jest żadną z potężnych bestii, których siła i moc przemijają. Jego potęgą jest przynależność do sfery Boga. To ona zapewnia mu trwałość i sukces. On jest tym, który pośredniczy między tym, co Boskie, i tym, co ludzkie.
Właśnie ten wymiar sprawił, że Pan Jezus, sięgając do skarbnicy Starego Testamentu, w czasie swej publicznej działalności niejednokrotnie nazywał siebie Synem Człowieczym. On wreszcie jest królem, choć Jego królestwo „nie jest z tego świata”. On jest Alfą i Omegą, Początkiem i Końcem – Mędrcem i Monarchą, który nie przemija.
***
Tekst czytania znajdziesz tutaj