W medytacji niemożliwa jest połowiczność. Nie możesz medytować po części. Można tylko medytować i przez to zakorzeniać się w rzeczywistości.
Tak rozumiem Ewangelię i istotę modlitwy chrześcijańskiej, jako zaangażowanie się w życie doczesne i w życie wieczne. Jak nauczał Jezus, królestwo Boże jest tu i teraz, a my mamy się o nie starać, czyli na to Królestwo w zupełności się otworzyć.
Takie otwarcie bez granic, wymaga od nas szczerości i prostoty. Ale przede wszystkim wymaga oddania się Nie związania się z jakąś sprawą czy ideologią, ale oddania się naszemu własnemu życiu w prostocie codziennych powrotów do korzenia naszego istnienia. Oddania się, aby z uwagą i odwagą odpowiedzieć na jego wymagania i wygospodarowania w nim przestrzeni dla rozwoju jego pełni. W medytacji, w jej ciszy i prostocie, uczymy się, że nie mamy się czego lękać w takim bezgranicznym otwarciu na Jezusa.
Myślę, że wszystkim jest nam znany lęk przed pełnem zdeklarowania, ponieważ wydaje się nam, że ogranicza to nasze możliwości. Mówimy sobie: „No tak, jeśli poświęcę się medytacji, nie będę mógł robić czegoś innego”. Sądzę jednak, że wszyscy doświadczamy, iż ten lęk znika w momencie zaangażowaniu się w życie na serio, w postawie otwartości i miłości, nie z miejsca naszego płytkiego “ja”, ale z głębi naszego człowieczeństwa.
Praktykując medytację odkrywamy, że nasze horyzonty poszerzają się, a nie kurczą, a zamiast ograniczenia otrzymujemy wolność.
***
John Main OSB, Cisza i trwanie, Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC