Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Niektórzy ojcowie metodę tę nazwali „odpoczynkiem serca”. To dzięki niej doszli do spożywania Bożej manny.
Istnieją trzy sposoby modlitwy i uwagi, przez które dusza wznosi się lub opuszcza: wznosi się wtedy, gdy stosuje te sposoby w odpowiednim czasie, opuszcza zaś, jeśli podejmuje je niewłaściwie i nie w porę.
Uwaga i modlitwa ściśle się ze sobą jednoczą, podobnie jak dusza i ciało. Jeśli zabraknie jednego elementu, drugi nie może istnieć. Łączą się one w dwojaki sposób. Najpierw uwaga odpiera grzechy, będąc jakby strażnikiem i zwiadowcą. Następnie wkracza modlitwa, która natychmiast niszczy i unicestwia złe myśli, opanowane przez czujność. Sama uwaga bowiem nie byłaby zdolna tego dokonać.
Uwaga i modlitwa stanowią więc bramę do życia i śmierci. Jeśli modlitwę oczyścimy dzięki uwadze, stajemy się lepsi, jeżeli natomiast skalamy ją brakiem czujności, wiele tracimy.
Istnieją zatem, jak powiedzieliśmy, trzy sposoby uwagi i modlitwy. Własności każdego z nich należy wyłożyć, aby ten, kto pragnie przystąpić do ich praktykowania i osiągnąć życie, mógł wybrać najlepszy i nie narazić się na ryzyko, że nieświadomie opowiadając się za gorszym sposobem, zostanie pozbawiony lepszej części.
O pierwszej modlitwie
Własności pierwszego sposobu modlitwy są następujące: gdy ktoś do niej przystępuje, wznosi do nieba ręce i oczy a zarazem swój umysł. Wówczas tworzy Boże pojęcia, wyobraża sobie niebiańskie dobra, hierarchie aniołów i przybytki sprawiedliwych. Jednym słowem, podczas modlitwy skupia on w umyśle wszystko, czego nauczył się ze Świętych Pism, pobudza duszę do miłości Boga – wciąż kierując swój wzrok ku niebu. Zdarza się nawet, że z jego oczu płyną łzy, ale serce powoli staje się zarozumiałe i pyszne. To, czego doświadcza, uważa za Boże pocieszenie i zawsze pragnie pozostawać w takim stanie. To jednak są oznaki zbłądzenia. Dobro bowiem nie jest dobrem, gdy wykona się je niewłaściwie.
Jeśli więc taki człowiek wiedzie życie samotne i całkowicie mu się oddaje, nie może uniknąć obłędu. A gdyby nawet nie popadł w chorobę, przez tę praktykę nie będzie mógł dojść do cnót i beznamiętności.
Właśnie ten rodzaj uwagi zgubił tych, którzy widzą namacalnie światło i odczuwają jakąś woń, słyszą głos i mają wiele innych doznań tego rodzaju. Jedni zostali całkowicie owładnięci przez demony, przenosząc się z miejsca na miejsce, z krainy do krainy. Inni, nie rozpoznawszy „tego, który przemienił się w anioła światłości”, pozwolili się zwieść i sprowadzić na manowce, i nigdy nie będą skłonni do poprawy, ponieważ nie przyjmują żadnego upomnienia od ludzi. Jeszcze inni natomiast sami sobie zadali śmierć, doprowadzeni do tego przez zwodziciela: niektórzy rzucili się ze skały w przepaść, inni użyli pętli. A kto wymieni wszystkie podstępy diabła?
Z tego, co powiedziano, człowiek mądry zrozumie, jaki pożytek rodzi się z pierwszego rodzaju uwagi. Jeśli jednak ktoś – ze względu na to, że żyje we wspólnocie – uniknąłby takich skutków (przydarzają się zaś one anachoretom), przez całe swe życie nie uczyni żadnego postępu.
O drugiej modlitwie
Drugi rodzaj modlitwy ma następujące cechy: umysł odstępuje od rzeczy dostrzegalnych zmysłami, zważa na doznania, jakie przychodzą z zewnętrz i skupia wszystkie swe myśli, zapominając o marnościach. Zajmuje się niekiedy badaniem swoich myśli, innym razem kieruje uwagę na prośby, jakie zanosi do Boga, to znów wznosi do Niego swe zniewolone myśli. Czasem zaś owładnięty namiętnościami, przymusza się, by dojść do siebie.
Kto w ten sposób wojuje, nigdy nie zazna pokoju ani też nie zdobędzie wieńca zwycięstwa. Podobny jest do człowieka, który walczy nocą: słyszy okrzyki wrogów, którzy zadają mu rany, ale nie może wyraźnie zobaczyć, kim oni są, skąd pochodzą ani jak albo dlaczego atakują, jest bowiem ograniczony przez ciemności umysłu. Kto wiedzie walkę w ten sposób, nie uniknie zmiażdżenia przez duchowych najeźdźców. Poniesie wprawdzie trud, ale bez nagrody. Będąc rzekomo uważnym, ulegnie próżności, a przez nią opanowany, stanie się jej zabawką, gdy wyniośle będzie zarzucał innym, że nie są podobni do niego. Sam zaś, postrzegając się pasterzem owiec, staje się podobny do niewidomego, który chciałby prowadzić niewidomych!
Takie są cechy drugiej modlitwy. To wystarczy, by człowiek gorliwy poznał jej braki. Ten rodzaj góruje nad pierwszym, podobnie, jak noc z pełnią księżyca nad nocą bezgwiezdną i ciemną.
O trzeciej modlitwie
Trzeci sposób modlitwy jest dziwny i trudny do opisania, a tym, którzy go nie doświadczyli, wydaje się wręcz niewiarygodny. Spotkać można go u niewielu! Sądzę, że to wielkie dobro znikło wraz z posłuszeństwem.
Kto miłuje posłuszeństwo, ten uwalnia się od złych więzów istniejących w świecie, od trosk i namiętnych przywiązań, staje się gorliwy i stanowczy w dążeniu do celu – jeśli tylko znajdzie niezawodnego przewodnika. Gdy jest mu poddany i przez to umarł dla wszelkiego upodobania wobec świata i ciała, to jaki marny przedmiot może jeszcze pociągnąć jego umysł? Albo jaki rodzaj upodobań może skusić tego, który całą troskę o swoją duszę i ciało złożył Bogu i swemu duchowemu ojcu, i nie żyje już dla siebie ani nie pragnie ludzkiego uznania? Wówczas pękają niewidzialne więzy buntowniczych mocy, które niby sznury otaczają umysł tysięcznymi splotami myśli. Przez posłuszeństwo staje się on wolny, może swobodnie zwalczać i przenikać myśli wrogów, skutecznie je wypędzać i czystym sercem zanosić modlitwy. Kto zaś nie zaczyna od takiego postępowania, będzie zmiażdżony bez pożytku.
Istota trzeciej modlitwy nie polega na tym, aby ze wzniesionymi rękoma spoglądać w górę, skupiać myśli i wzywać pomocy nieba. To bowiem, jak powiedzieliśmy, są cechy pierwszego zbłądzenia. Trzecia modlitwa nie zaczyna się także, jak druga, wtedy, gdy umysł – zwracając uwagę na doznania z zewnętrz – nie dostrzega wrogów wewnętrznych. Wówczas bowiem, jak powiedzieliśmy, można być uderzanym i nie móc uderzyć, być ranionym i nie zdawać sobie z tego sprawy, być prowadzonym w niewolę, nie mogąc odeprzeć tych, którzy zniewalają. Zewsząd grzesznicy orzą na jego grzbiecie, albo raczej na jego czole i czynią go próżnym i wyniosłym.
Ty zaś, jeśli chcesz podjąć owo miłe i rodzące światłość dzieło, ochoczo stwórz dla niego podstawy. Poza wymienionym wyżej ścisłym posłuszeństwem, potrzeba też, abyś czynił wszystko zgodnie z sumieniem (nie można zaś tego dokonać bez posłuszeństwa).
Czyste sumienie natomiast powinieneś zachować najpierw wobec Boga, następnie wobec twego duchowego ojca, i wreszcie – wobec ludzi i przedmiotów materialnych. Okażesz się czystym względem Boga wówczas, gdy nie będziesz czynić tego, o czym wiesz, że jest przeciwne Jego czci; wobec twego duchowego ojca – jeśli czynisz to, co on ci mówi, zgodnie z jego zamiarem, nic do tego nie dodając ani nie ujmując; wobec ludzi natomiast, nie czyniąc im tego, czego sam nie chcesz dla siebie; wobec przedmiotów materialnych zaś, gdy we wszystkim będziesz wystrzegał się nadużycia: w pokarmach, piciu, sposobie ubierania, i gdy będziesz postępował tak, jakbyś czynił wszystko przed obliczem Boga. Będziesz wtedy zabezpieczony przed wszelkim wyrzutem twego sumienia.
Gdy już wyznaczyliśmy i przygotowaliśmy drogę do pojęcia prawdziwej wewnętrznej uwagi, powiedzmy też, proszę, kilka jasnych i krótkich słów o jej własnościach.
Prawdziwa i niezawodna uwaga, a także modlitwa polega na tym, by w czasie modlitwy umysł strzegł serca. Winien on wówczas wciąż przebywać wewnątrz serca i z jego głębi zanosić wołanie do Boga. A kiedy umysł zakosztuje, jak słodki jest Pan, już nigdy nie zechce porzucać przybytku serca i wraz z Apostołem zawoła: Dobrze, że tu jesteśmy. Oglądając zaś ciągle owe wewnętrzne miejsca, wyszuka i wyrzuci wszelkie myśli rozsiewane przez nieprzyjaciela.
Nieobeznani w tej dziedzinie uznają taki rodzaj postępowania za bardzo surowy. Rzecz jest prawdziwie trudna nie tylko dla niewtajemniczonych. Także dla tych, którzy zyskali już pewne doświadczenie, ale nie zakosztowali rozkoszy w głębi serca. Ci zaś, którzy jej doświadczyli i doprowadzili jej słodycz do wnętrza serca, razem z Pawłem mogą zawołać: Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej, i dalsze słowa.
Nasi święci Ojcowie przyjęli do siebie słowa Pana: Z serca pochodzą złe myśli, zabójstwa, cudzołóstwa, czyny nierządne, kradzieże, fałszywe świadectwa i to właśnie czyni człowieka nieczystym, a nadto Jego wezwanie: Oczyść wpierw wnętrze kubka, żeby i zewnętrzna strona stała się czysta. Dlatego porzucili wszelkie inne formy rozwijania cnót i zajmowali się jedynie strzeżeniem serca. Dobrze bowiem wiedzieli, iż wraz z tą praktyką bez trudu zdobędą także wszystko inne, bez niej zaś nie może się ostać żadna cnota.
Niektórzy ojcowie metodę tę nazwali „odpoczynkiem serca”, inni „uwagą”, „badaniem myśli” lub „strażą umysłu”. Wszyscy zaś zgodnie pracowali na glebie swych serc i dzięki tej metodzie doszli do spożywania Bożej manny.
O tej metodzie mówi Eklezjastes: Ciesz się, młodzieńcze w młodości swojej i chodź drogami serca swego w czystości. Usuń rozdrażnienie ze swego serca. Jeśli przeciw tobie się podniesie gniew władającego, miejsca swego nie opuszczaj. Nie opuszczaj swego miejsca, to znaczy: serca. Tak też Pan mówił: Z serca pochodzą złe myśli, i nadto: Nie bądźcie niespokojni, a także: Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia i: Błogosławieni ubodzy w duchu – a więc ci, którzy nie dopuścili do siebie żadnej myśli tego świata.
Mówi też Apostoł Piotr: Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć, i dalsze słowa. Także Apostoł Paweł wyraźnie pisze o strzeżeniu serca w Liście do Efezjan: Nie toczymy walki przeciw krwi i ciału, i dalsze słowa. To zaś, co o strzeżeniu serca mówili nasi święci Ojcowie w swych pismach, wiedzą ci, którzy wytrwale je zgłębiają.
Przede wszystkim natomiast potrzeba, byś pozyskał trzy rzeczy i w ten sposób rozpoczął drogę do zamierzonego celu: wolność od trosk o uzasadnione i nieuzasadnione sprawy, to znaczy obumarcie dla wszystkiego, następnie czyste sumienie, które strzeże cię przed wszelkim potępieniem ze strony twego własnego serca, wreszcie wolność od wszelkiej namiętności, wiążącej cię z tym światem lub własnym ciałem.
Następnie usiądź spokojnie w celi, w odosobnionym miejscu i staraj się uczynić to, co mówię: zamknij drzwi, wznieś się myślami ponad wszystko, co doczesne i błahe. Później skłoń brodę ku piersi, skieruj spojrzenie twych oczu i cały umysł na środek brzucha, powstrzymuj wdychanie powietrza przez nos, abyś oddychał nie całkiem swobodnie i myślami badaj swe wnętrze, by znaleźć miejsce serca, gdzie zwykły przebywać wszelkie władze duszy. Początkowo natkniesz się na ciemności i nieprzenikniony gąszcz. Jeśli jednak z wytrwałością będziesz powtarzał to ćwiczenie w dzień i w nocy, wówczas, dziwna rzecz, zyskasz radość bez końca.
Skoro twój umysł znajdzie miejsce serca, natychmiast dojrzy to, czego nie znał nigdy dotąd. Dojrzy obszary istniejące w sercu, a także siebie samego jaśniejącym i napełnionym darem rozeznawania. Myśl, która się odtąd pojawi, zanim się spełni i nabierze kształtu, zostanie usunięta przez umysł i zniweczona wzywaniem Imienia Jezus. Odtąd też umysł, żywiąc odrazę do demonów, będzie pobudzał naturalny gniew przeciw duchowym nieprzyjaciołom, ścigał ich i wyganiał. Reszty nauczysz się z Bożą pomocą, uprawiając straż umysłu i zachowując w sercu Jezusa. Powiedziano bowiem: „Usiądź w celi a ona nauczy cię wszystkiego”.
***
Filokalia. Teksty o modlitwie serca, Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC