Ta nazwa najprecyzyjniej określa tę wyłącznie Łukaszową przypowieść, której niekiedy nadaje się nazwę „jawnogrzesznica i dwa długi”, bądź „ta, która więcej miała miłości”, obie uwarunkowane bliższym kontekstem, albo bardzo ogólną – „dwaj dłużnicy”, co zbyt przypomina innych dłużników przypowieściowych (Łk 16,5n; Mt 18,24.28).
Kolejna persona dramatis, faryzeusz Szymon, gospodarz owej uczty został trafnie scharakteryzowany kilku zaledwie rysami. Jest to człowiek, który zapewne szuka Boga, bo po co by zaprosił do siebie Jezusa? Szanuje on Mistrza, tytułując Go Nauczycielu (w. 40), ale odnosi się do Niego z pewną rezerwą. Jego wiara jest pełna wątpliwości. Wystarczyło, by przed jego oczami rozegrała się scena z dziwnie zachowującą się jawnogrzesznicą, a zaraz na jego ustach pojawia się uśmiech powątpiewania wraz z oceną: Gdyby On był prorokiem, wiedziałby, co za jedna (...) jest ta kobieta... A już dalej jego faryzejska ciasnota nie pozwala mu rozumować poprawnie mimo tej okoliczności. Wcale nie dochodzi do poprawnego wniosku, jakim jest Bóg objawiony w Jezusie.
Sposób zachowania się jawnogrzesznicy, podjęty tak w przypowieści, jak w pouczeniu, które po niej następuje, łatwo przywodzi na pamięć scenę z uczty w Betanii (J 12,3). Niejeden czytelnik zapytany o to, kto to jest owa jawnogrzesznica, łatwo odpowie: to przecież Maria Magdalena. Istotnie, od czasów św. Grzegorza Wielkiego aż do zmian, które nastąpiły po Soborze Watykańskim II, liturgia Zachodu, obchodząc święto Marii Magdaleny w dniu 22 lipca, utożsamiała trzy osoby: naszą bezimienną jawnogrzesznicę z Marią, siostrą Łazarza i Marty, oraz z Marią z Magdali. Ta stosunkowo późna identyfikacja nie jest słuszna. Odcina się od niej tradycja Wschodu, jak również egzegeza, a ostatnio i liturgia rzymska posoborowa. Należy przyjąć trzy odrębne osoby. Ewangeliści Łukasz i Jan o siostrze Łazarza mówią tylko „Maria”, Łukasz zaś już w następnym rozdziale mówi o Marii Magdalenie, zaznaczając tylko fakt jej uwolnienia od złych duchów (8,2), nie wspominając o grzechach. Jak wiadomo, Jezus chętnie bywał gościem w Betanii, a nie do pomyślenia jest, by tak traktował dom, w którym żyła notoryczna grzesznica. Magdala zresztą leży na północy, a Betania tuż pod Jerozolimą. Wreszcie sposób namaszczenia w opisie Ewangelistów, choć podobny, różni się od niniejszego. Dzisiejsze drobiazgowe badania historii tradycji tak ustnej, jak kolejnych redakcji tekstu pisanego, usiłują z tych podobieństw i różnic snuć rozmaite wnioski co do samych faktów, ale daleko im jeszcze do wyników pewnych, powszechnie uznanych.
Samo zachowanie się owej kobiety było dla otoczenia, z gospodarzem na czele, szokujące. Weszła zapewne z zamiarem namaszczenia drogocennym olejkiem głowy Mistrza, którego musiała już znać, którego w tym celu szukała, by Mu jakoś okazać wdzięczność – bliżej nie wiemy za co. Oburzony wzrok ucztujących zatrzymał ją, a być może też majestat Mistrza (H. Schürmann), upada więc do Jego stóp, zaczyna płakać i całować Jego stopy z wdzięcznością. Łzy trzeba znów czymś otrzeć, bo może one plamią Mistrza? Niepomna reguł przyzwoitości, odsłania głowę (u rabinów powód do rozwodu!) i włosów używa zamiast ręcznika. Drogocenny olejek wylewa na te właśnie stopy. Następuje długotrwałe milczenie zaskoczonych biesiadników i Jezusa. On na to wszystko pozwala, pozwala również na refleksje gospodarza. Wreszcie przerywa je dowodząc Szymonowi, że sam jest Prorokiem – i czymś więcej. Krótką przypowieścią całkowicie usprawiedliwia dziwne zachowanie się nawróconej grzesznicy.
Sama krótka przypowieść i rozstrzygnięcie Szymonowe są jasne. Warto tylko przypomnieć, że „dług” często w Ewangeliach oznacza po prostu grzech (por. np. Łk 12,59; Mt 6,12 [o)feilh/mata – ofeilémata]; 18,23–35). Dlatego w przypowieści przedziwnym wierzycielem jest sam Bóg, dłużnikami – grzesznicy. „Miłować” tu oznacza „odczuwać” – i może „okazywać wdzięczność”, gdyż ani język aramejski, ani hebrajski nie mają czasownika „dziękować”, a muszą go zastępować opisem objawów: „kochać, wysławiać” itp.