Zwykła przypowieść? A może swoista Ewangelia w Ewangelii?
Opowiedziana sytuacja jest na ogół jasna i wyrazista. Ożywi ją jednak kilka szczegółów, które bardziej przemawiały do słuchaczy palestyńskich niż do nas. Zamożny właściciel, taki, który ma wielu sług-najemników (ww. 17.19.26), słyszy pewnego dnia dziwne żądanie młodszego syna, dotyczące wydania mu – zgodnie z Prawem Mojżeszowym (Pwt 21,17) trzeciej części przyszłego spadku po ojcu. Tła psychologicznego podobnego żądania przypowieść tu nie podaje. Możemy co najwyżej domyślać się go z dalszych kolei losów złotego młodzieńca i ze skargi starszego syna – nudziło mu się w domu ojca. Ojciec, szanując wolną wolę syna, bez słowa daje mu to, o co go ten poprosił. Młodzieniec zabiera majątek w gotówce i udaje się za granicę, do krainy oczywiście pogańskiej, jak to widać z hodowli świń, zakazanej Prawem. Żyje tam rozrzutnie, dosłownie – w sposób zgubny, przeciwny ocaleniu siebie czy majątku (a)sw/twj – asotos), co w Nowym Testamencie ma odcień rozwiązłości (por. Ef 5,18; Tt 1,6; 1 P 4,4). Starszy brat potem drastyczniej określi ów styl życia (w. 30). W każdym razie sam syn marnotrawny uzna potem dwukrotnie swe postępowanie za grzeszne (ww. 18.21).
Parabolista zdaje się akcentować samą stratę. I rzeczywiście bardzo wyraźnie podkreślone są w przypowieści cztery kolejne etapy degradacji, jaką przeżył złoty młodzieniec: całkowita utrata majątku, głód, pasanie nieczystych zwierząt, konieczność podkradania świniom strąków. Pierwsze dwa etapy są zrozumiałe. Dwom następnym poświęcimy nieco uwagi. „Przeklęty człowiek, który hoduje świnie” – mówi Talmud. Do dziś dnia u Żydów i mahometan panuje przekonanie, że pasanie trzody chlewnej jest przekleństwem. Strąki, o których tu mowa, należą do rośliny zwanej fachowo Ceratonia siliqua, po arabsku karrub. U nas nazywa się je „chlebem świętojańskim”; a uchodzi za przysmak, za delikates. Na Bliskim Wschodzie – nadal karmi się nimi nierogaciznę. Dno degradacji syna marnotrawnego polega na tym, że traktowany przez właściciela gorzej niż trzoda chlewna, musi kraść świniom strąki, których nikt mu nie dawał.
Od tego to właśnie dna nędzy zaczyna się droga powrotu – metanoia. Kolejne etapy żalu są psychologicznie zrozumiałe. Zaczyna się on od subiektywnego poczucia kontrastu między obecnym stanem upadku, do którego doszedł, a sytuacją materialną najemników w domu ojca. To, co mu się wydawało do niedawna szczęściem, zawierającym tysiąc i jedną rozkosz, doprowadziło w rzeczywistości do stanu nie tylko nędzy, ale i upodlenia samego człowieczeństwa. W domu ojca przecież było zupełnie inaczej. Przypomina mu się ojciec. Może wrócić do ojca? Tu doskwiera głód, którego nie ma czym zaspokoić, tam u ojca dostatnio żyją nawet najemnicy. Może ojciec przebaczywszy przyjmie go choćby właśnie jako najemnika? Następuje doniosły punkt zwrotny: zabiorę się i pójdę do mego ojca. Słowo zabiorę się jest przekładem dobrze oddającym sens dosłownego „powstawszy” (a)nasta/j – anastas). Ze swego dna trzeba powstać, z martwego punktu trzeba ruszyć – nikt inny tego nie dokona za niego. Układa zatem przemówienie do ojca: po uznaniu winy wobec Boga, określonego przez zastępnik Niebo, i własnego ojca wystąpi z nieśmiałą propozycją przystania do liczby najemników, skoro tak nadużył praw synowskich. Postanowienie przechodzi w czyn – poszedł do swojego ojca.