2. Psychologia w Ewangelii
Psychologia w Ewangelii to te elementy wiedzy o człowieku oraz o jego zachowaniu, które uważane są za dorobek współczesnej psychologii, a które zawarte są już w przekazach ewangelicznych. Jest wiele takich elementów. Przypatrzmy się tym, które wydają mi się szczególnie ważne i aktualne. Zacznijmy od psychologii myślenia, która odkryła zjawisko dysonansu kognitywnego. Chodzi o to, że każdy człowiek dąży do zgodności między swoimi sposobami myślenia a swoimi sposobami postępowania. Brak takiej zgodności powoduje bowiem bolesne napięcia psychiczne. Przezwyciężenie dysonansu kognitywnego następuje albo przez poprawę błędnego postępowania (rozwiązanie dojrzałe), albo przez uleganie błędnemu myśleniu, by usprawiedliwić dotychczasowe postępowanie (rozwiązanie zaburzone). Takie właśnie błędne próby pokonania dysonansu kognitywnego demaskuje Jezus w odniesieniu do postawy faryzeuszów: „Przyszedł Jan: nie jadł ani nie pił, a oni mówią: Zły duch go opętał. Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije, a oni mówią: Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników. A jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez swoje czyny” (Mt 11, 18-19). Jezus wielokrotnie podkreśla fakt, że kryzys życia danego człowieka, czy danej grupy społecznej, prowadzi do kryzysu myślenia: „Słuchać będziecie, a nie zrozumiecie, patrzeć będziecie, a nie zobaczycie. Bo stwardniało serce tego ludu, ich uszy stępiały i oczy swe zamknęli, żeby oczyma nie widzieli ani uszami nie słyszeli, ani swym sercem nie rozumieli: i nie nawrócili się” (Mt 13, 14-15). Jezus doskonale wie, że nasz sposób myślenia o rzeczach zależy głównie od ilorazu inteligencji, natomiast nasz sposób myślenia o człowieku zależy głównie od jakości naszego życia.
Gdy faryzeusze zarzucają mu, że wyrzuca złe duchy mocą Belzebuba, wtedy Jezus wykazuje wewnętrzną sprzeczność ich rozumowania (por. Łk 11, 14-20). Jest On tym, który uczy realistycznego myślenia nowoczesnymi metodami. Uczy obserwacji życia i wyciągania wniosków (por. Mt 13, 18 – 52). Wykazuje, że ludziom łatwiej jest rozumieć świat rzeczy i przewidywać zjawiska przyrodnicze, niż rozumieć własną tajemnicę i przewidywać konsekwencje własnego postępowania (por. Łk 7, 31-35)). Stosuje dramę (por. J 8, 1-11), prowokuje burzę mózgów: „Jak wam się zdaje” (Mt 18, 12-14), opowiada dydaktyczne historie i przypowieści (por. Mk 4, 1-33), demaskuje cynizm współrozmówców: „Czemu mnie wystawiacie na próbę, obłudnicy? Gdy to usłyszeli, zmieszali się i zostawiwszy Go, odeszli” ( Mt 22, 18-22)).
Lekcje z zakresu psychologii myślenia, których udzielał Jezus dwa tysiące lat temu, przydałyby się wielu modnym obecnie psychologom, którzy nawołują do „pozytywnego” myślenia oraz do „pozytywnego” obrazu samego siebie. Mogliby oni dowiedzieć się od Jezusa, że myślenie o świecie i o samym sobie nie powinno być ani pozytywne, ani negatywne, lecz po prostu prawdziwe. Osobiście nie wierzę jednak, że tego typu psycholodzy byliby zdolni skorzystać z takich lekcji myślenia, gdyż większość z nich uległa (świadomie lub nie) absurdalnemu założeniu filozofii buddyjskiej, że cała rzeczywistość - łącznie ze świadomością własnego „ja” – to jedynie iluzja „nieoświeconego” umysłu (por. W. Kilpatrick, Psychologiczne uwiedzenie, Poznań 1997, s.84).
Popatrzmy teraz na przykłady z zakresu komunikacji międzyludzkiej. We współczesnej psychologii zawrotną karierę zrobił termin „empatia”, który oznacza zdolność szczególnego wsłuchiwania się w to, co komunikuje o sobie drugi człowiek. Słuchanie empatyczne polega na tym, że słuchający wczuwa się w subiektywny świat myśli i przeżyć drugiego człowieka, pozostając sobą. Zaprzeczeniem empatii jest zarówno rozumienie człowieka wyłącznie z perspektywy zewnętrznego obserwatora, jak i utożsamianie się z jego subiektywnym światem. W pierwszym wypadku jesteśmy rodzajem sędziego czy policjanta, który nie rozumie wnętrza człowieka. W drugim wypadku redukujemy samych siebie do roli psychicznego lustra. Tymczasem człowiek nie potrzebuje lustra, lecz przyjaciela.
Wszystkie te elementy współczesnej wiedzy o empatii zawarte są w Ewangelii. Jezus przestrzega, by nie osądzać człowieka z zewnątrz: „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni” (Mt 7, 1). Wyjaśnia, że kochać można tylko tych, których się pozna: „Ja jestem dobrym pasterzem i znam moje owce” (J 10, 14). Ale Jezus czyni coś znacznie więcej. On jest nie tylko nauczycielem, ale też najdoskonalszym wzorem empatii. On okazał się aż tak bardzo empatyczny, że nie tylko psychicznie, lecz dosłownie fizycznie wcielił się w naszą sytuację, pozostając sobą (we wszystkim podobny do nas oprócz grzechu)! Boże Narodzenie jest zatem szczytem empatii w historii ludzkości (por. J 1, 1-5). Jest tą formą empatii, do której nikt z nas nie jest zdolny, gdyż żaden człowiek nie może fizycznie wcielić się w sytuację innej osoby.
Jezus nie tylko wzywa nas do empatii i stanowi jej najdoskonalszy wzór. On uczy nas także sztuki korzystania z tej umiejętności. Dla wielu współczesnych psychologów empatia jest punktem dojścia, celem samym w sobie. Sądzą oni, że aby być terapeutą czy wychowawcą, wystarczy wczuć się w subiektywne stany drugiego człowieka. Jezus wie, że to zwykle nie wystarczy. Niektóre elementy naszych subiektywnych przekonań, odczuć, pragnień czy aspiracji okazują się przecież błędne, czasem groźne, destrukcyjne, patologiczne. Im bardziej potrzebuje ktoś pomocy przyjaciela czy psychologa, tym bardziej jego subiektywny świat jest niedojrzały lub zaburzony. Empatia powinna być zatem jedynie punktem wyjścia, który umożliwia dostosowanie form miłości, czy też form interwencji wychowawczej, do niepowtarzalnej sytuacji danej osoby (M. Dziewiecki, Odpowiedzialna pomoc wychowawcza, Radom 1999, s. 24). Tylko w obliczu osób perfekcyjnie doskonałych moglibyśmy poprzestać na empatii. Ale jest to wyłącznie hipotetyczna możliwość, gdyż takich osób nie spotkamy na naszej drodze
Kolejna kompetencja, opisywana i promowana w psychologii komunikacji, to asertywność. Oznacza ona zdolność szczerego, bezpośredniego wyrażania własnych myśli, pragnień, praw i potrzeb w sposób akceptowany społecznie, przyznając jednocześnie innym ludziom prawo do czynienia tego samego. Asertywność to zdolność „wpuszczania” drugiego człowieka do naszego niepowtarzalnego świata wewnętrznego, aby mógł on nas zrozumieć i uszanować, oraz aby mógł skorzystać z bogactwa naszej historii i naszej osobowości. Zaprzeczeniem asertywności jest sytuacja, w której dana osoba nie przyznaje sobie prawa do tego, by szczerze mówić o tym, co myśli, co czuje czy czego pragnie. Prowadzi to do próby respektowania innych ludzi kosztem samego siebie. Drugą skrajnością jest sytuacja, w której dana osoba mówi wprawdzie szczerze i bezpośrednio o własnych przekonaniach, przeżyciach czy pragnieniach, jednak czyni to w sposób błędny, np. tak agresywny, że jej głównym celem nie jest obrona własnych praw, lecz np. szukanie zemsty, osądzanie i potępianie innych ludzi, albo też chęć odreagowania własnych napięć psychicznych.
Gdy zaglądamy do Ewangelii, to okazuje się, że Jezus stanowczo wzywa do asertywności: „Niech wasza mowa będzie: Tak-tak; nie–nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi” (Mt 5, 37). On sam jest mistrzem asertywności. Przedstawia siebie, swoje myśli i pragnienia w sposób szczery i bezpośredni (por Łk 4, 21). Także wtedy, gdy za swoją szczerość i otwartość zostanie skazany na śmierć (por. J 11, 45-53). Jednocześnie Jezus uczy nasz sztuki odpowiedzialnego posługiwania się asertywnością, gdyż uczy nas dojrzałej hierarchii wartości. Spotykając danego człowieka, Chrystus odsłania przed nim te aspekty swojego wnętrza, które wyrażają miłość i troskę. Podobnie jak empatia, tak i asertywność nie jest zatem celem lecz środkiem. Nie może być stosowana bezkrytycznie. Oczywistą jest rzeczą, że w relacjach międzyludzkich nie powinno być miejsca na kłamstwo czy obłudę. Nie znaczy to jednak, że do każdego człowieka mamy mówić o wszystkim, co myślimy, co przeżywamy czy czego pragniemy. Odnosi się to zwłaszcza do wychowawców. Wyobraźmy sobie jakim szokiem dla dziecka byłoby "szczere" stwierdzenie taty, że pogniewał się on na mamę. Albo "szczere" wyznanie nauczyciela wobec kilkuletnich uczniów, że dzisiaj nie ma on ochoty prowadzić lekcji. Swoją postawą Jezus uczy nas, że o zakresie asertywności powinna decydować miłość i odpowiedzialność, a nie sama techniczna sprawność w mówieniu na własny temat.
Kolejny przykład to psychologia społeczna. Sporo ukazuje się ostatnio publikacji na temat „toksycznej” miłości: w kręgu rodzinnym, w szkole, w grupach rówieśniczych. Badania psychologiczne ukazują, że człowiek potrafi trwać w więziach z ludźmi (a nawet z substancjami chemicznymi), które okazują się szkodliwe, które prowadzą do poważnych patologii. Czasem do śmierci. Gdy zajrzymy do Ewangelii, to odkryjemy, że dwa tysiące lat temu Jezus przestrzegał przed takimi więziami: „Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami. Poznacie ich po ich owocach” (Mt 7, 15). Mówił też o ślepych przewodnikach, którzy wprowadzają innych w błąd i których należy opuścić (Mt 15, 14), a także o fałszywych pasterzach, którzy pasą jedynie samych siebie. Stąd właśnie stanowcze słowa Jezusa: „Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest mnie godzien” (Mt, 10, 37). Jezus doskonale wiedział, jak toksyczne są sytuacje, w których ktoś ubóstwia drugiego człowieka.
Chrystus nie tylko przestrzega przed destrukcyjnymi więziami. On pokazuje także sposoby obrony przed toksycznymi związkami. Sposób pierwszy, to pokochanie Boga nade wszystko, gdyż tylko On jest absolutnie dojrzałym przyjacielem, który nigdy nie uczyni nam krzywdy (por. Mk 12, 28-30). Natomiast ludzie mogą nami manipulować. Mogą nam szkodzić. Czasem bez złej woli i bez świadomości, że czynią coś złego. Właśnie dlatego nie można obdarzać nikogo z ludzi takim zaufaniem, jakim możemy obdarzyć Boga. Sposób drugi obrony przed toksycznymi związkami, to budowanie dojrzałych więzi międzyludzkich, to naśladowanie postawy Jezusa, który ukazuje w swoich słowach i czynach ostateczne kryterium dojrzałej miłości: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie kochali tak, jak Ja was pokochałem; żebyście i wy tak się kochali wzajemnie” (J 13, 34).
I ostatni już przykład, tym razem z zakresu psychologii zdrowia. Okazuje się, że jednym z głównych kryteriów zdrowia psychicznego jest wolność od nadkoncentracji na samym sobie. G. Allport wyjaśnia, że małe dziecko koncentruje się głównie lub wyłącznie na samym sobie. Rozwój psychiczny polega na stopniowym uwalnianiu się z początkowej nadkoncentracji na samym sobie poprzez takie poszerzanie sensu własnego „ja”, by stać się zdolnym do objęcia miłością innych ludzi. W przeciwnym wypadku nie można osiągnąć zdrowia psychicznego. Im bardziej zaburzony jest człowiek, tym bardziej natarczywą przejawia skłonność do koncentrowania się na samym sobie: na swoich subiektywnych myślach i odczuciach, na swoich potrzebach, niepokojach czy obawach.
Dokładnie to samo kryterium dojrzałości odnajdujemy w Ewangelii. Jezus wzywa ludzi, by nie koncentrowali się na samych sobie, na własnych myślach, przewidywaniach, niepokojach (por. Łk 12, 22). Poleca uczniom, by zaparli się samych siebie (por. Łk 9, 23-25). Nie chodzi tu jednak o zaparcie się samego siebie na zasadzie uznania własnego „ja” za iluzoryczny wytwór „nieoświeconego” umysłu (do czego nawołuje buddyzm), lecz na zasadzie skupienia uwagi i świadomości na takim działaniu, które wyraża miłość, prawdę i odpowiedzialność. Chodzi o to, by być panem własnego „ja” psychicznego, a nie jego niewolnikiem. Wtedy człowiek staje się zdolny do naśladowania Chrystusa, który nie przyszedł po to, aby mu służono, lecz aby służyć i być darem dla innych (por. Mt 20, 28). Tylko dzieci i ludzie zaburzeni widzą dookoła potencjalnych służących. Dopóki jednak trwają w takim stanie, nie mogą uwolnić się z destrukcyjnego zniewolenia własnym egoizmem i toksyczną nadkoncentracją na własnych przeżyciach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |