Na Boże Narodzenie - Msza w dzień - z cyklu "Wyzwania".
więcej »Spróbujemy przedstawić tutaj pewne sprawy dotyczące modlitwy w świetle kilku wątpliwości, które czasem słyszę z ust „facetów” tych młodszych i tych starszych, a które tyczą się modlitwy lub jej braku w duchowym życiu mężczyzny.
Zacznijmy od początku, bo „facet” musi mieć wszystko porządnie w głowie poukładane... Co to w ogóle jest ta „modlitwa”?! Jeśli przypomnisz sobie pierwsze lekcje katechizmu, na które chodziłeś z mniejszym lub większym zapałem, to pewnie od razu nasunie się na myśl prosta definicja: „modlitwa to rozmowa z Bogiem”. Prawda, ale w przypadku osoby, która ma już za sobą czasy Pierwszej Komunii, warto tą definicję nieco rozwinąć… Spróbujemy więc przedstawić tutaj pewne sprawy dotyczące modlitwy w świetle kilku wątpliwości, które czasem słyszę z ust „facetów” tych młodszych i tych starszych, a które tyczą się modlitwy lub jej braku w duchowym życiu mężczyzny Zaczynamy!
„Gdy wchodzę do Kościoła w tygodniu to widzę na Mszy same kobiety! A i w niedzielę jest tylko nieco lepiej – dziesięć kobiet na jednego mężczyznę! I kto mi powie, że modlitwa to męska rzecz?!”
„Modlitwa jest dla dziewczyn – to one lubią gadać i gadać… Ja nie potrafię, a swoje sprawy załatwiam szybko i sprawnie…”
„Modlitwa mnie nudzi – to nic ciekawego! Wolę coś zrobić… W kościele to wolę grać na gitarze, czytać albo służyć do Mszy, a nie tylko siedzieć w ławce i się modlić.”
Jak było i jak jest...
Do tego, by zmienić swoje podejście do modlitwy i dostrzec w sobie jej potrzebę, nie wystarczy bojowy okrzyk i słomiany zapał. Tu droga jest trudna i wymagająca – potrzeba więc głębszego przygotowania – dobrej taktyki, a na początek: zrozumienie i poznanie „przeciwnika”. Często bowiem ciągle trwamy w dziecinnym rozumieniu modlitwy, które przystaje nijak do rzeczywistości. Zatrzymajmy się więc tutaj na chwilę nad rozumieniem modlitwy w życiu mężczyzny, który swoją wiarę traktuje serio… Ustawmy więc modlitwę w odpowiednim świetle i aby tego dokonać spójrzmy w historię zbawienia zapisaną na kartach Pisma Świętego. Spójrzmy na czasy przed narodzeniem Jezusa – Stary Testament, gdzie modlitwa często wyrażała się zupełnie odmiennie od różańca odmawianego dziś szeptem w ławce kościelnej… Najpiękniej widać to na przykładzie Psalmów, które wyrażają wiele form modlitwy – od radosnego uwielbienia Pana, po smutny lament; od pełnego nadziei wzywania pomocy Bożej po przepełnione bólem skargi wobec Najwyższego. W modlitwie Psalmów możemy odnaleźć człowieka z krwi i kości, który modli się do Boga otwierając przed Nim swoje serce – takim, jakie ono jest!
Naród izraelski był narodem, który często stał w obliczu wojny lub różnego rodzaju niepokojów. Wystarczy wspomnieć ucisk w Egipcie, wędrówkę przez pustynię pełną niebezpieczeństw i trudności, podbój Ziemi Obiecanej, rozdział państwa na dwa królestwa, niewolę babilońską, a w końcu nadejście czasów okupacji Imperium Rzymskiego… Modlitwa narodu była więc ukształtowana w świecie pełnym niebezpieczeństw, zagrożeń – w świecie zepsutym przez grzech i niewierność Bogu. A co można powiedzieć dziś o rzeczywistości Kościoła?! Przecież nie jesteśmy w stanie wojny i zagrożenia, a niedzielna Msza Święta to raczej nie zgromadzenie gotujących się do walki wojowników Pana… To prawda, ale tylko prawda zewnętrzna… Gdy bowiem spojrzymy w rzeczywistość duchową otworzą nam się szeroko oczy!
Duchowa wojna
Duchowa wojna, o której tutaj mówimy, to nie nowość! Już pierwsi chrześcijanie doświadczali tej rzeczywistości. „Nie walczymy bowiem przeciw krwi i ciału, ale przeciwko zwierzchnością i władzom, przeciwko władcom tego świata ciemności, przeciwko złym duchom na wyżynach niebieskich.” (Ef 6,12) Tak św. Paweł w Liście do Efezjan zapisał to, co powinno być udziałem każdego chrześcijanina – wojna przeciwko światu ciemności! Może powiesz: mnie to nie dotyczy! To nie moja sprawa… Błąd! Żyjąc na świecie, który jest jednym wielkim polem duchowej bitwy nie możesz stanąć w roli widza, bo nie ma takiej możliwości. Czy sobie to uświadamiasz, czy nie, i tak decydujesz się stanąć po określonej stronie sporu. Warto też w tym miejscu uświadomić sobie trzy podstawowe zasadzki, jakie zastawia Szatan, by wprowadzić nas w błąd, co do rzeczywistości duchowej wojny.
Pierwsza zasadzka: „Nie ma żadnej wojny!” Czasem można to usłyszeć z ust tych, którzy wolą „pokojowe” podejście do wiary. Mówią oni, że duchowa wojna, o której rozpisuje się Pismo Święte to jedna wielka przenośnia, by pokazać duchowe prawdy w przyswajalny dla naszego rozumienia sposób… Ludzie złapani przez Złego w tą zasadzkę stają się więc zupełnie bierni. Skoro nie ma żadnej walki, po co podejmować jakikolwiek wysiłek? Skoro wszystko to przenośnia, nie ma sensu stawać do boju w wyimaginowanej bitwie! Druga zasadzka: „Duchowa wojna jest już wygrana!” Rzeczywiście Apokalipsa św. Jana wyraźnie ukazuje nam zwycięstwo Baranka nad wszystkimi wrogami Światłości. To zwycięstwo jednak należy widzieć w kategorii: „już, ale jeszcze nie”. Zwycięstwo Zmartwychwstałego jest faktem, ale ostatecznie siły ciemności zostaną pokonane w ostatecznej walce na końcu czasów. Do tego momentu bitwa trwa! Trzecia zasadzka: „Duchowa wojna nie jest na moje siły!” Z jednej strony, patrząc na wielki świat duchowy, który często jest dla nas niepojęty można odnieść wrażenie, że człowiek stanowi zupełnie nieznaczący element tego świata. Gdy jednak spojrzy się na to, z jaką zaciętością i zapałem Szatan walczy o każdą duszę, oraz gdy weźmie się pod uwagę, że „tak bardzo Bóg umiłował świat, że dał swojego jednorodzonego Syna” (J 3,16) można łatwo wyprowadzić się z tego błędu… Każdy człowiek jest przez Boga umiłowanym synem i córką i każdy z nas ma w tym świecie niezwykłą i jedyną rolę do spełnienia! Oczywiście pozostawieni sami sobie niewiele byśmy poradzili. Mamy jednak Ojca w niebie, który troszczy się o nas, dodaje sił i umacnia na czas zmagań i duchowej walki…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |