Kto wiedziałby więcej o Bogu?

Abraham ze Starego Testamentu, czy współczesny teolog? Załóżmy, że ten ostatni.

Abraham przecież nie potrafiłby nic powiedzieć o dwukrotnym przyjściu Chrystusa; nie umiałby wyjaśnić, na czym polegają różnice między poszczególnymi interpretacjami Apokalipsy Jana; nie wiedziałby nic o dwóch naturach Chrystusa, o Jego narodzinach z dziewicy ani o wielu innych zagadnieniach teologii.

Mimo tego Abraham znał Boga! W Piśmie świętym zajmuje on wyjątkowe miejsce, jako człowiek, który spodobał się Bogu. W samym tylko Nowym Testamencie imię Abrahama pojawia się 74 razy. „Przypatrzcie się Abrahamowi, który zaufał PANU. Wyłącznie z powodu tej postawy jego serca Najwyższy uznał go za sprawiedliwego” (Ga 3,6 NPD - Nowy Przekład Dynamiczny). Bóg do tego stopnia upodobał sobie tego człowieka, że w Liście do Hebrajczyków czytamy: „Dlatego Bóg nie wstydzi się być nazywany ich Bogiem...” (Hbr 11,16 NPD).

Człowieka można poznać, poznając jego Boga. Ale poznanie Boga przez człowieka, to coś zupełnie innego. Oto Bóg, Stwórca nieba i ziemi, powiada: „Jestem Bogiem Abrahama”. Niesamowite! Stwórca daje się poznać przez swoje stworzenie. „Jeśli chcecie wiedzieć, jaki jestem – mówi – spójrzcie na życie Abrahama”. Czy również przez twoje życie dostrzec można żywego Boga? Czy Bóg może powiedzieć do ciebie, czytelnika tej książki: „Jeśli chcesz wiedzieć, jaki jestem, spojrzyj tylko na swoje życie!”?

Powiedzieliśmy sobie, że w procesie wychowywania uczniów powinniśmy skupiać uwagę na:

1. Zasadach raczej niż metodach.

2. Zaspokajaniu ludzkich potrzeb raczej niż na rozwijaniu i ćwiczeniu nowych technik.

3. Doskonaleniu procesów myślowych raczej niż praktycznych umiejętności.

4. Wpajaniu zaufania do Boga raczej niż nauce teorii o Bogu.

W tym momencie łatwo już można dostrzec, że powyższe propozycje stanowią cztery aspekty tej samej prawdy, jakby cztery ścianki diamentu. Drogocenny kamień, który oglądamy, to przekonanie i wizja celu.

Ktoś powiedział, że chrześcijaństwo w 90% jest walką o przetrwanie. Być może tak jest, a być może nie. Jeśli jednak twoim celem jako chrześcijanina jest samo przetrwanie, to jesteś skazany na niepowodzenie. Jesteś jak bokser, który wchodzi na ring, umiejąc jedynie się bronić. Nie jest on w stanie zwyciężyć. Potrzebna jest do tego także umiejętność atakowania.

Dla chrześcijanina atak jest symbolem planu, celu działania. Prowadzenie czynnego ataku w imię Boże wymaga przekonania i wizji celu, te zaś niełatwo sobie wyrobić. Niełatwo jest kształtować samego siebie. Pamiętaj jednak, że kształtować znaczy wzrastać, zaś wzrastać, znaczy powiększać swoje możliwości. Wzrastanie nigdy nie było i nie będzie doznaniem przyjemnym. Dlatego właśnie dzieci często płaczą. Dziecko uczące się chodzić nieraz upada i sprawia sobie ból. Mówimy mu wtedy: „Wstawaj i spróbuj jeszcze raz”.

Czy słyszeliście, by kiedykolwiek odpowiedziało: „Nie, już tyle razy próbowałem i wciąż mi nie wychodzi. Chyba będę tu leżał do końca życia”. Nie, musi wstać i spróbować znowu. Mój synek upadał tak wiele razy, że nazywaliśmy go „sina buzia”.

Wzrastanie jest procesem tak bolesnym, że chcielibyśmy go przerwać przy pierwszej okazji. Młoda osoba staje jednak wobec pewnych konieczności, które każą jej dalej rosnąć. Wzrost fizyczny to jeden z przykładów.

*

Powyższy tekst jest fragmentem książki "Nikt nie rodzi się uczniem Chrystusa". Autor: Walter A. Henrichsen. Wydawnictwo: Vocatio.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg