Zapytano św. Ignacego Loyolę, czy gdyby ktoś zniszczył jego dzieło życia: Towarzystwo Jezusowe, byłby w stanie to zaakceptować. Ten odpowiedział: „Nie. Potrzebowałbym wcześniej pół godziny modlitwy”.
Ten sam święty uczył swych naśladowców, że kto nie poświęca choćby godziny dziennie na dialog z Bogiem, ryzykuje swoje zbawienie.
Rozmawiałem kiedyś o tym z o. Stanisławem, misjonarzem jezuitą, podczas misji w Nowosybirsku. – Syberia jest trudna – mówił. Ludzie z nieufnością podchodzą do misjonarzy. Nie wierzą, że istnieje zwycięstwo nad grzechem i że w Bogu można osiągnąć niewinność życia. – Bóg wystarczy? To niemożliwe. Kiedy jesteś próbowany samotnością, kiepskim zdrowiem, nieporozumieniami z innymi, brakiem sukcesu… i w dodatku jakaś niewiasta wręcz wpycha ci się do sypialni – ciągnął swe zwierzenia o. Stanisław. Tu, na Syberii, nauczyłem się modlić. Przynajmniej godzinę rano. I jeśli to możliwe, także wieczorem. Wiem, co św. Ignacy miał na myśli. Głupi się nie modli.
Dziś modlitwę zastępują nam specjaliści: kozetki psychoterapeutyczne, ćwiczenia psychoaktywne. Dawniej pewien psycholog z USA mówił: „U nas każdy, kto podejmuje działalność zawodową lub społeczną, potrzebuje osobistego trenera lub psychoanalityka. Godzina rozmowy z twoim coachem kosztuje 100 dolarów. Wy, Polacy, nie potrzebujecie tego, bo macie przyjaciół. Gdy jesteś w potrzebie, zarwie dla ciebie nawet całą noc”. Niestety, to się zmienia również w Polonia semper fidelis. Bo modlitwa wymaga czasu i oddania się w ręce Boga, uznania Jego priorytetu. Tymczasem nad Wisłą i Odrą kwitnie „moralistyczny deizm terapeutyczny”. Ludzie walą na mityngi uzdrawiające albo obojętnie przechodzą obok pustych kościołów.
Pan Bóg stworzył ten świat, ale najważniejsze, by się w jego sprawy jak najmniej wtrącał. Z niejednej duszy ludzkiej Duch Święty został przepędzony, życie zaczyna przypominać inwazję gadów i insektów na zapuszczony ogród. Wszystko to wskutek braku modlitwy. I braku mądrości.
Mnisi wschodni uczyli modlitwy serca, nieustannego powtarzania w myślach imienia Jezus w przekonaniu, że wzywanie imienia Pańskiego zbawia. Próbowali wręcz zharmonizować myśl z rytmem oddychania: „Jezusie, Synu Boży, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem!”. Jaką moc ma taka modlitwa. To duchowość wojowników. Wielu świętych, udając się na modlitwę, mówiło: „Idę walczyć!”. Sam Jezus spędzał nieraz całe noce na modlitwie, modlił się przed podjęciem ważnych decyzji, modlił się też w godzinie krzyża. Wpatrzony w Ojca powtarzał: „Nie tak jak ja chcę, ale jak Ty, Ojcze”. Święty Jan Paweł II wyrażał swą katechezę o modlitwie głosem, ciałem, milczeniem i kontemplacją. Podczas ostatniej swojej via crucis w Koloseum powiedział: „Bardzo was proszę, nie zaniedbujcie duchowości”. Wielokrotnie też powracał do przykładu, jaki pozostawił mu jego ojciec, którego w dzieciństwie widywał modlącego się na kolanach. Nie ma widoku piękniejszego niż modlący się człowiek. Gdy zabraknie modlitwy, nie przyjdzie nam z pomocą żaden duch Mądrości. •