Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Jak głosić Chrystusa i Jego zbawienie ludziom wychowanym w postnowoczesnym liberalizmie?
Francis Fukuyama u progu trzeciego tysiąclecia ogłosił „koniec historii”. Ludzkość dotarła do szczytu rozwoju, odnalazła cudowną formułę na samą siebie. Wolność jednostki, swobodny rynek i pieniądz, zabezpieczone międzynarodowymi porozumieniami prawa ludzkie – oto apogeum ludzkiego postępu. Religie, narodowość, moralność to prywatne „dodatki” do pakietu szczęścia dla ludzkości. Tylko nikt nie może wyjaśnić, dlaczego w najbardziej rozwiniętych, a jednocześnie laickich krajach współczynnik samobójstw, gniewu i uzależnień sięga zenitu. Trudno zrozumieć fenomen „smutnych oczu” młodych chłopców i dziewcząt, których rodzice zaharowywali się, rozchorowali i rozwiedli, by zapewnić swym pociechom jak najlepsze warunki życiowe. Noszą markowe ciuchy, wyjeżdżają na wycieczki zagraniczne, spędzają wakacje w Egipcie, chodzą uzbrojeni w smartfony, iPhone’y, i-Pady i multimedialne okulary, a mimo to doskwiera im pustka w sercu.
Księża i katecheci rozkładają ręce. Człowiek ukształtowany w postmodernistycznym liberalizmie jest praktycznie uodporniony na działalność duszpasterską. Jest też obojętny na radosną ewangelizację podwórkową. Może rano uczestniczyć w obrzędzie religijnym, a wieczorem pogrążyć się w najbardziej beznadziejnej imprezie, nie czując, że coś w tym nie gra. Nic nie jest brane na serio i całościowo. Życie przypomina chaotyczną mozaikę złożoną z rozbitych, sprzecznych kawałków. Serce jest smutne. Zakochuje się, lecz nie potrafi kochać. Nie ma dla kogo żyć, nie ma za kogo umrzeć. Dlatego prorok słyszy: „Przemawiajcie do serca Jeruzalem!”. Co to oznacza? Kościół za każdym razem, gdy jest dotknięty Duchem Świętym, przyjmuje postać kerygmatu. „Cała formacja chrześcijańska jest przede wszystkim pogłębieniem kerygmatu” – zapewnia papież Franciszek. Głosić Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego, który kocha grzesznika i przebacza, niszczy zło, odbiera lęk, napełnia serce ludzkie mocą kochania i wspaniałomyślności. Słowo namaszczone Duchem Świętym, dające słuchaczowi możliwość życia tym, co jest obwieszczane. Czysta adrenalina prosto w serce. Nic tak nie pociesza człowieka, jak głos Boga rozbrzmiewający w jego wnętrzu. Ma to nieraz większy skutek, niż ogłoszenie przyznania nagrody Nobla.
To obwieszczenie potrzebuje siły przebicia. Głoszenie Ewangelii nie może przypominać sprawozdań Państwowej Komisji Wyborczej albo pogodynki. Jak mawiał bł. Antonio Rosmini, niektórzy głosiciele, zamiast sprowadzać na ludzi ogień, pokrywają ich szronem. Ci teologowie i świadkowie Chrystusa przypominają zbyt często cyrulików, którzy pojęcia o życiu uczyli się na zajęciach w prosektorium. Kocham włoskich pasjonatów piłki nożnej: oni tak opowiadają o swym ulubionym klubie, że nie sposób w nim się nie zakochać. Pasji i miłości potrzebuje Pan Bóg, by z ust głosiciela przedostać się do serca słuchacza. Zwłaszcza że serce to jest już wychłodzone i puste, i ryzykuje, że się zatrzyma. „Przemawiajcie do serca!”. •