Zawsze chodzi o miłość. Ale autentyczną
Rozmyślania na kanwie Łk 14, 1-6
Tekst z cyklu „W drodze do Jerozolimy”.
Człowiek czy zasady? Co ważniejsze? Ten dylemat ciągle jakoś przewija się przez dzieje chrześcijaństwa. Są tacy, którzy chcieliby postawić na zasady. Zwłaszcza gdy w grę wchodzą Boże przykazania, nie kościelne prawo czy jakieś zwyczaje. Nieraz są przez swoich oponentów oskarżani o bezduszność. Ci z kolei zawsze na pierwszym miejscu chcieliby stawiać człowieka i jego dobro. Ich postawa rodzi jednak pytania: czy zasady w takim razie w ogóle mają sens? I czy prawdziwe dobro człowiek nie tkwi jednak w tym, by nie dyspensował się od zachowywania Bożego prawa?
Dylemat to stary jak... no, może nie świat, ale na pewno już dzieje dialogu człowieka z Bogiem. Zostawmy Abrahama, Izaaka, Jakuba i wiele innych świetlanych starotestamentalnych postaci, na których grzechy Bóg zdawał się przymykać oko i zadowalał się tym, że Jego stawiali na pierwszym miejscu. To jednak Stary Testament, wychowawca na drodze do pełni objawienia. Bóg nieraz szedł wtedy wobec człowieka na ustępstwa – choćby w kwestii wielożeństwa czy rozwodów - by uwypuklić to, co najważniejsze: właśnie owo postawienie na Boga. Ale w Nowym Testamencie? Czego uczył Jezus?
Z jednej strony wyraźnie domaga się On przestrzegania prawa przypominając, że jeśli sprawiedliwość Jego uczniów nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszy, nie wejdą do Królestwa. Podkreślał, że ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w prawie. Z drugiej jako autentyczny interpretator Bożego prawa kazał je jednak czasem rozumieć inaczej, niż do tego przywykli współcześni Mu Żydzi. Nie nakazał, zgodnie z prawem ukamienować kobiety pochwyconej na cudzołóstwie. Krytykował dbanie o czystość rytualną, a pomijanie troski o czyste serca. No i przede wszystkim bardzo często narażał się na zarzut nieprzestrzegania zasad dotyczących szabatu. Więc jak?
Na początku swojego drugiego etapu drogi do Jerozolimy Jezus... ucztuje. I podczas uczty w domu jednego z przywódców faryzeuszy daje kilka ważnych wskazań co do tego, jak jego uczniowie powinni postępować. Na początek ustosunkowuje się właśnie do dylematu: zasady czy żywy człowiek.
Gdy Jezus przyszedł do domu pewnego przywódcy faryzeuszów, aby w szabat spożyć posiłek, oni Go śledzili. A oto zjawił się przed Nim pewien człowiek chory na wodną puchlinę. Wtedy Jezus zapytał uczonych w Prawie i faryzeuszów: «Czy wolno w szabat uzdrawiać, czy też nie?» Lecz oni milczeli. On zaś dotknął go, uzdrowił i odprawił. A do nich rzekł: «Któż z was, jeśli jego syn albo wół wpadnie do studni, nie wyciągnie go zaraz, nawet w dzień szabatu?» I nie mogli mu na to odpowiedzieć.
Boże prawo czy dobro człowieka? Wbrew pozorom Jezus nie rozstrzyga tego dylematu. Pokazuje raczej, że postawienie sprawy na zasadzie „albo – albo” to prowadzący na manowce błąd. Kluczem do zrozumienia tego, co robi jest stwierdzenie znane z wcześniejszej sceny, gdy uczniowie łuskali w szabat kłosy: „Syn Człowieczy jest panem szabatu” (6,5). Znamienne, w Ewangelii Markowej poprzedzone stwierdzeniem „To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu” (Mk 2,27). Tu nie chodzi tylko o to – jak mogłoby się wydawać – że Syn Człowieczy, czyli Jezus, może robić co chce i nie musi przestrzegać Bożego prawa. Tu chodzi o to, że każdy „syn człowieczy”, każdy człowiek, jest panem szabatu, bo szabat został ustanowiony właśnie dla niego, dla jego dobra, a nie po to, żeby go dręczyć bezczynnością. Prawem człowieka jest w ten dzień odpocząć, nikt nie powinien go do pracy zmuszać. Ale człowiek może, dla jakiegoś większego dobra, z tego prawa zrezygnować. W tym wypadku dla uzdrowienia człowieka chorego.
Uczeni w prawie i faryzeusze w gruncie rzeczy to rozumieli. Nie czekacie na koniec szabatu, gdy wasze dziecko albo nawet tylko wasze zwierzę wpadnie w szabat do studni – przypomina im Jezus. Tak, rozumieli gdy chodziło o ich sprawy. Stawali się rygorystami, gdy chodziło o innych. Wtedy z igły robiły się widły: nawet tak prosta rzecz jak uzdrowienie kogoś zwyczajnym dotknięciem stawało się problemem niewierności wobec prawa.
Jezus w swoim przekonaniu wcale nie łamie Bożego prawa. Przypomina raczej jego właściwą interpretację: szabat jest dla człowieka, dla jego dobra. Absurdem jest twierdzić, że tego dnia ze względu na Boga trzeba zamykać oczy na okazję pomocy bliźniemu. Nie, jak najbardziej wolno w szabat zadbać o ważne potrzeby (swoje i) bliźnich. Nie chodzi o wierność literze Bożego prawa, ale o zrozumienie, o co w nim naprawdę chodzi. I to jest klucz, w którym można też spojrzeć na inne przykazania.
Pierwsze przykazanie. Nikt nie jest ważniejszy od Boga. To zasada obowiązująca zawsze i wszędzie. Na pewno także wtedy, gdy trzeba przyznać się do Jezusa w obliczu prześladowań. Nie jest jednak stawianiem Boga na dalszym miejscu zrezygnowanie z pójścia do Kościoła, zwłaszcza w dzień powszedni, gdy chodzi o opiekę nad dziećmi czy chorymi. Bóg nie przestaje być na pierwszym miejscu, gdy okoliczności wymagają zrezygnowania z publicznego oddania Mu czci, a każą zatroszczyć się o bliźniego. Wręcz przeciwnie: to oddanie Bogu czci przez spełnienie jego niezwykle ważnego przykazania miłości bliźniego.
Drugie przykazanie. Boga nigdy nie należy używać do załatwienia jakichś swoich spraw z bliźnimi. Nie jest ani tarczą, ani mieczem ani młotkiem. Ja mam sprawę z drugim człowiekiem, to ja powinienem się z nim skonfrontować. Nie powinienem mieszać w to Boga i twierdzić, że On jest po mojej stronie. Bywają jednak sytuacje, że miłość bliźniego każe przypomnieć mu o Bożym sądzie za jego podłość. I nie będzie to złamaniem tego przykazania.
Czwarte przykazanie. Tak, rodzicom cześć się należy. Należy się im też opieka, gdy sami nie dają już rady. Ale co gdy mamy do czynienia z „toksycznym rodzicem”? Gdy domaga się on opieki – a może raczej tylko towarzystwa – choć jej nie wymaga? Gdy próbuje dorosłym dzieciom organizować cały ich czas i podporządkować ich sobie? Czasem nie zważając na to, ze pozakładali własne rodziny a czasem „tylko” tą organizacją czasu skutecznie uniemożliwiając im znalezienie życiowego partnera? Miłość bliźniego wymaga, by dziecko na takie coś się nie godziło. I domaga się, by rodzicowi nie pozwolić tak siebie samego rozgrywanie. To nie jest wbrew czwartemu przykazaniu.
Piąte przykazanie. Życie ludzkie jest święte. Nie będzie jednak działaniem przeciw temu przykazaniu, gdy ktoś życie swoje czy życie innych stawia ponad życie oprawcy, który chciałby niesprawiedliwie kogoś tego życia pozbawić. Siódme przykazanie. Tak, własność jest rzeczą świętą. Ale świętszą jest życie, które czasem biedak tylko kradnąc bogatemu mógł ocalić. Bogatemu, który nie zważał na to, że jego obowiązkiem było się z człowiekiem w skrajnej potrzebie podzielić. Ósme przykazanie. Oczerniać bliźniego, fałszywie przeciw niemu zeznawać, jest zawsze rzeczą złą. Niekoniecznie jest już rzeczą złą nie powiedzieć prawdy. Gdy pyta o nią ktoś, komu ta prawda zwyczajnie się nie należy trzeba milczeć albo wręcz wprowadzić go w błąd. Na przykład gdy oprawca szukający ofiary pyta gdzie się schowała. Wymyślanie? Wcale nie tak rzadki wypadek w Polsce czasów niemieckiej okupacji.
Człowiek czy zasady? Ciągłe dylematy. Próba odgadnięcia intencji Boga. Między niby dobrem, a prawdziwym dobrem człowieka. Jedno jest pewne: by być człowiekiem Królestwa nie wystarczy sztywno trzymać się litery prawa. Także takie pytania trzeba sobie zadawać. Bogu zawsze chodzi o miłość. Miłość do Niego, do bliźniego, do siebie samego. Ale miłość autentyczną, nie karmienie się złudzeniami, że można przymykając oczy na zło można miłością nazwać zwykły egoizm.
Zobacz też wszystkie (dotąd opublikowane) odcinki cyklu
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |