O czym marzy Bóg? Czego pragnie?

Te pytania wydają się bez sensu, ponieważ Bóg niczego nie potrzebuje, nie ma żadnych braków, jest doskonały.

Ale istota Jego istnienia, czyli miłość, nie polega na byciu zadowolonym z siebie egoistą, który nikogo i niczego nie pragnie. Jego miłość jest ukierunkowana na dawanie i dzielenie się. Stworzył świat, a przede wszystkim ludzi, ponieważ chciał i ciągle chce dzielić się miłością ze swoim stworzeniem.

Zatem jakie pragnienie kryje się w Bożym sercu? Sięgnijmy do 1 Listu do Tymoteusza 2,4 a dowiemy się: "pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy". 

Jezus stał się człowiekiem, aby to pragnienie mogło zostać zrealizowane. Jak widzimy, Apostoł Narodów zapisał, że to Boże marzenie dotyczy wszystkich ludzi. On nie dzieli swoich dzieci na te, które mogą zostać zbawione, i te, które zostaną potępione. Nie ma gotowej listy, która zawiera imiona przeznaczonych do życia w niebie. Każdy ma szansę tam się znaleźć, ale będzie to zależało od jego indywidualnej pracy i będzie konsekwencją codziennie podejmowanych wyborów między dobrem a złem, między Bogiem a diabłem.

Ludzie słuchający na co dzień Jezusa nieustannie musieli konfrontować to, co myśleli do tej pory o Bogu, zbawieniu, wypełnianiu Prawa, byciu sprawiedliwym, z tym, co głosił Rabbi z Nazaretu. Jego nauczanie prowokowało do myślenia i zadawania pytań, czego przykład mamy w dzisiejszej Ewangelii. Chcieli wiedzieć, czy każdy człowiek zostanie zbawiony. Analizując słowa naszego Zbawiciela, z przykrością musimy stwierdzić, że tak się nie stanie: "wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie zdołają".

Piekło nie jest puste. Na pewno jest w nim szatan i inni upadli aniołowie. Ale jak mówią niektórzy święci, są w nim dusze ludzi, którzy mieli okazję – jak każdy z nas – żyć z Bogiem, ale w swojej wolności wybrali inną drogę. Ani do nieba, ani do piekła nie idzie się z klapkami na oczach, ale jest to konsekwencją podejmowania konkretnych decyzji.

Ewangelia, którą przyniósł nam Jezus, jest dobrą nowiną o zbawieniu, ale ta nowina zawiera w sobie także określone wymagania. Nigdy nie wolno nam o tym zapominać. Jezus przez trzy lata starał się to wpoić swoim słuchaczom. Bóg chce, żeby każdy z nas znalazł się w niebie, i dlatego posłał do nas swojego Syna, który pokazał nam wiodącą tam drogę. Mistrz uczynił absolutnie wszystko, aby bramy życia wiecznego zostały na nowo otwarte, dał się za to zabić, bo tylko Jego Najświętsza Krew mogła tego dokonać. A wychodząc z grobu w poranek Zmartwychwstania, zaprosił wszystkich ludzi do życia z Nim i w Nim w Jego królestwie. Ale jak to bywa z zaproszeniami, jedni je przyjmują, a inni odrzucają. Jezus zrobił wszystko, co w Jego mocy, żebyśmy nie zastanawiali się czy Bóg naprawdę chce naszego zbawienia, ale to nie oznacza, że nie musimy się wysilić, aby tam dojść.

Praca nad sobą, do której zachęca nas nieustannie słowo Boże, nie przekracza naszych możliwości, nie jest ponad nasze siły. Jeśli tylko zechcemy powalczyć o niebo wsparci pomocą z wysoka, nie mamy się czego obawiać. Wysiłek jest wpisany w prawdziwą wiarę. Samo nic się nie zrobi. O tym także mówi dzisiaj Jezus. Gdy ludzie staną na sądzie przed Bogiem wielu będzie mówiło, że znają Go, bo jedli i pili razem z Nim, bo słyszeli Jego nauczanie. Jednak okazuje się, że to zbyt mało, aby wejść do nieba.

Obraz jedzenia i picia, a także słuchania Bożego głosu powinien nam jednoznacznie kojarzyć się z Mszą świętą. Ale samo uczestniczenie w niej to za mało, żeby zostać zbawionym. Co z tego, że będę na niej co niedziela w kościele, a ja jako ksiądz codziennie będą ją sprawował, jeśli ciągle będę dopuszczał się niesprawiedliwości, jeśli będę tylko biernym uczestnikiem Eucharystii? Psu na budę taka wiara! Moje spotykanie się z Bogiem w czasie Mszy świętej ma promieniować na całe moje życie, na wszystkie myśli i decyzje. Nie mogę tego spotkania ograniczyć tylko do jakiegoś konkretnego czasu raz w tygodniu, a potem żyć jakby ono nic nie znaczyło.

Nie wiem, jakie emocje rodzą się w tobie po przeczytaniu dzisiejszej Ewangelii, ale ja nie mam w sobie spokoju. Jezus – a On zawsze ma rację – mówi mi, że mogę nawet codziennie być na Mszy blisko Niego, a gdy przyjdzie dzień sądu mogę usłyszeć: „Nie wiem, skąd jesteś”. Przerażające!

W Bożym sercu jest pragnienie zbawienia wszystkich, ale Pan wie, że odrzucenie Go także jest możliwe. Nie możemy ulegać przekonaniu, że los każdego z nas został z góry zaplanowany i nic nie zmienimy. Nieprawda! To, czy zostanę zbawiony, zależy od mojej chęci przyjęcia tego, co oferuje mi Bóg. Czas na decyzje jest ograniczony i kiedyś się skończy. Z czym wtedy staniemy przed Nim? Z pobożnymi pragnieniami, których nie zdążyliśmy spełnić? Czy z konkretami, którymi żyliśmy?

Gdy spotkamy się z Nim, okaże się, czy jesteśmy Jego przyjaciółmi, czy tylko sporo o Nim słyszeliśmy, ale nie przejęliśmy się tym, co mówił i do czego wzywał.

Konkret na dzisiaj: Zadaj sobie pytanie, dokąd zmierzasz. Do nieba czy do piekła?

*

Powyższy tekst jest fragmentem książki "Mistrz z Nazaretu. O Bogu który wywraca życie do góry nogami". Autor: ks. Krystian Malec. Wydawnictwo eSPe.

O czym marzy Bóg? Czego pragnie?

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama