Bóg nie jest kimś, kto po prostu się złości, obraża na świat i orientując się, że nic nie idzie po Jego myśli, mówi: „Skoro nie jesteście tacy, jakich was zaplanowałem, jakich was chcę, to was zniszczę”.
Fragment książki "Drogi do zbawienia", wydanej przed wydawnictwo „W drodze”
Drugą wielką ingerencją, o której dowiadujemy się z Księgi Rodzaju, jest potop. Tę opowieść należy czytać od końca. Jeśli się ją bowiem przeczyta od początku, pozostanie w nas obraz Boga, który jest po prostu śmieszny.
W historii o potopie widzimy Boga, który dostrzega, że rośnie niegodziwość ludzi, że coraz więcej z nich rodzi się naznaczonych grzechem i złem. Zło panoszy się w świecie. Wobec tego Bóg mówi: „Chcę zniszczyć ludzi. Zniszczę ich, ponieważ nie są zgodni z moim pomysłem. Nie spełniają moich oczekiwań”. I faktycznie zsyła potop. Wcześniej ostrzega jedynie Noego, z którym się przyjaźni, aby zdołał on ujść zagładzie. Koniec końców, spada czterdziestodniowa ulewa. Wody zalewają całe życie na ziemi. Wszystko ginie. Przy życiu zostaje tylko Noe, jego rodzina i zwierzęta, które schroniły się w arce. Po tym Bóg zawiera przymierze z Noem i mówi mu: „Nie zniszczę już więcej ludzkości”. Oto pierwsze zdanie tej historii.
Boga nie da się mierzyć naszą miarą. Bóg nie jest kimś, kto po prostu się złości, obraża na świat i orientując się, że nic nie idzie po Jego myśli, mówi: „Skoro nie jesteście tacy, jakich was zaplanowałem, jakich was chcę, to was zniszczę”. Nie, odwrotnie – ta historia mówi o tym, że Bóg nie zniszczy ludzkości, mimo iż jest zdolna do ogromnego zła. Pan Bóg nie zmienia zdania. Nie musi zobaczyć potopu, żeby wyciągnąć wnioski. Sensem opowiadania o potopie jest fakt, że Bóg nie zniszczy ludzkości. Nawet pomimo tego, że grzech i zło w niej się panoszą, że rośnie niegodziwość.
Najgorszą konsekwencją zła jest to, że przestajemy przypominać Boga. Pamiętajmy, że Bóg stworzył nas na swój obraz i swoje podobieństwo. Spełnieniem każdego człowieka jest to, że przypomina Boga i w jakiś sposób odbija Jego piękno, blask, mądrość, dobroć i miłość. Jeśli tego nie robi, zaprzecza celowi, dla którego został stworzony. Staje się własną karykaturą, jakimś wynaturzeniem. Zło sprawia, że nie przypominamy Boga, tylko jesteśmy do Niego coraz mniej podobni. Bóg jednak nie jest kimś, kto mówi: „Wobec tego cię zniszczę”. On mówi: „Zatopię grzech”. Czy faktycznie tak się stało? Skoro potop jest tylko pouczającą historią, a nie faktem z dziejów ludzkości, to czy Bóg zwyczajnie nie zignorował zła? Czy nie okazał się wobec niego bezsilny?
Święty Piotr, myśląc o potopie, napisał w swoim liście, że schemat Bożego działania się nie zmienił. Jego zwyczaje są takie same. Podobnie jak w historii o potopie Bóg poprzez wodę zniszczył zło, tak teraz, poprzez wodę chrztu, niszczy grzech. Chrzest jest potopem dla naszego zła. Jak to rozumieć? Chrzest przynosi skutek, który jest niemożliwy do osiągnięcia naszym własnym wysiłkiem. Jest wejściem Boga w nasz osobisty los, naszą osobistą historię. Bóg wkracza w nasze życie w sposób niedostępny dla nikogo innego i dzięki temu osiąga to, co jest nieosiągalne dla nikogo z ludzi. Oczyszcza nas, żebyśmy z powrotem Go przypominali.
Kościół mówi, że chrzest daje łaskę uświęcającą. Termin wydaje się skomplikowany, ale w rzeczywistości jest prosty. Przetłumaczmy go. „Łaska” znaczy „działanie Boga”, a „uświęcająca” znaczy „taka, która upodabnia do Niego”. Bóg poprzez chrzest sprawia, że możemy na powrót Go przypominać. Mimo że niesiemy różnego rodzaju konsekwencje grzechu i krzywd, one nas nie definiują. Przestają nas determinować, nie jesteśmy już przez nie określeni, bo Bóg stwarza w nas coś zupełnie nowego – czyni z nas swoją świątynię, w nas mieszka. Jak to możliwe, że niegodziwy człowiek może być mieszkaniem dla Boga? Chrzest nie jest zwykłym zanurzeniem, ale zanurzeniem w Bożym imieniu, czyli w Bogu samym, topieniem nas w śmierci i w pogrzebie Chrystusa. Gdyby nie Chrystus – obiecany Zbawiciel – tkwilibyśmy dalej w tej sytuacji, w której byli ludzie z czasów Noego – coraz bardziej niegodziwi, uwikłani w zło, coraz mniej podobni do Boga. Chrystus nie zmodyfikował historii ludzkości z zewnątrz, jak deszcz spadający z nieba, który miałby zatopić ludzi i zło. Przeciwnie, wszedł w sam środek ludzkiego losu i właśnie od środka uzdrowił człowieka.
Poprzez swoją śmierć i pogrzeb Chrystus stał się jednym z nas i powiedział: „Ja zanurzam się w złu i wszystkich jego konsekwencjach. Pozwolę na to, żeby zło mnie zalało, żeby mnie zniszczyło. Poniosę śmierć wymierzoną z nienawiści. Jako absolutnie niewinny godzę się na to, żeby zło uderzyło we mnie. Każdy, kto się na mnie powoła, będzie oczyszczony. Każdy, kto będzie chciał, będzie mógł zaczerpnąć ode mnie świętości i czystości. Ja wezmę na siebie jego grzechy i konsekwencje zła, które wprowadził w świat. Ja jestem Zbawicielem, który wchodzi w historię świata, staję się jednym spośród ludzi i obarczam się ich grzechem, bo własnego nie mam”. Właśnie w chrzcie każdy z nas może osobiście zwrócić się do Zbawiciela: „Panie Jezu, chcę, żebyś to Ty przyjął moje grzechy na siebie, byś mnie odkupił, żebym ja stał się czysty dzięki Twojemu zbawieniu. Chcę, abyś mógł mieszkać we mnie, żebym na powrót był kimś, kto przypomina Boga, kimś, kto staje się Jego obrazem. Chcę Ciebie przypominać”.
Chrzest z jednej strony jest więc zanurzeniem w męce, śmierci i pogrzebie Chrystusa, a z drugiej strony w Jego miłosierdziu. Jest faktycznie potopem
dla grzechu i zła. Nie niszczy tego, co zostało stworzone, ale odnawia, oczyszcza, sprawia, że na powrót jest takie, jakie miało być, jakie było zamierzone. Co prawda żyjemy, ponosząc konsekwencje zła, ale one nas już więcej nie determinują, nie jesteśmy przez nie definiowani, bo Bóg mieszkający w nas jest większy od nich. Tym, co nas definiuje, jest działanie Boga wobec każdego z nas. Określa nas Chrystus, który zdaje się mówić: „Jesteś dla mnie tak cenny, że oddam za ciebie moje życie. Jesteś dla mnie tak cenny, że moją krew przeleję, żebyś ty mógł żyć. Moje życie stawiam na szali razem z twoim. Tak cenię ciebie, jesteś dla mnie tak ważny jako stworzenie, jako dzieło mojego Ojca, jako mój brat i moja siostra, że oddaję swoje życie za ciebie”. Wobec tego, kiedy myślimy o swoim złu i o grzechu, który wymaga zbawienia, nie wolno nam pozwolić, żeby ponownie nas one zdefiniowały. Nie chodzi wyłącznie o to, by grzechu nie popełniać – niewielu bowiem się to udaje. Swoją wartość mamy mierzyć nie tym, jakimi jesteśmy grzesznikami, ale tym, jak ukochał nas Pan. Możemy się licytować wielkością naszych grzechów – jedni są większymi
grzesznikami, a drudzy mniejszymi, jedni grzeszą częściej, inni rzadziej, jedni są perfi dni, inni zawistni, a jeszcze inni tylko trochę się w życiu pogubili. Jednakże
od momentu chrztu grzech dla nikogo nie jest ostateczną definicją jego samego. Ostateczną prawdą i ostateczną wartością, tym, co mnie definiuje, jest to, co Chrystus dla mnie zrobił i co On o mnie myśli. A On powiedział: „Jesteś dla mnie tak cenny jak ja sam. Moje życie za twoje życie”.
Tak jak wspomniałem na początku, historię o potopie trzeba czytać od końca. Na końcu Bóg zawiera z Noem przymierze. Co to jest przymierze? Przymierze nie jest zwykłym kontraktem czy umową pomiędzy dwiema stronami. Ja zrobię coś dla ciebie, ty coś zrobisz dla mnie; poświęcę ci trochę mojego czasu, aktywności, energii, a ty w zamian odpłacisz mi jakimś swoim zasobem. To nie jest przymierze. Przymierze jest związaniem się dwóch osób, w którym mówimy: „Jestem dla ciebie, a ty jesteś dla mnie”.
Bóg zawiera takie przymierze z Noem. Już sam fakt, że Pan wszechświata chce wejść w przymierze z człowiekiem, czyli dać mu siebie i prosić go: „Odpowiedz mi darem z samego siebie”, to już jest coś, co nie mieści się w głowie. Ale Bóg robi coś więcej – zawiera przymierze nie tylko z Noem, ale z całą ludzkością i mówi: „Zawieram z wami przymierze. Bądźcie ze mną, ja będę z wami. Daję wam siebie, a wy dajcie mi siebie”. Ze swoją propozycją wychodzi do wszystkich ludzi, również do tych, którzy nie chcą odpowiedzieć pozytywnie na Jego wezwanie. Chrystus postępuje podobnie. Swoim działaniem ogarnia wszystkich – umiera za każdego z ludzi, bez względu na to, czy ktoś przyjmie Jego śmierć jako zbawienną dla samego siebie, czy też ją odrzuci. Oto Nowy Testament, Nowe Przymierze, które w Chrystusie zostało zawarte: „Oddaję siebie całkowicie. Moje życie, moje ciało, moją duszę, moje bóstwo i moje człowieczeństwo oddaję wam, żebyście wy mogli przyjść do Boga z powrotem, żebyście mogli Ojcu oddać samych siebie, żebyście nie byli już dłużej przygnieceni złem i definiowani przez grzech, lecz byście znowu byli w jedności z Ojcem, tak jak to było na początku”.
Oto Zbawiciel na miarę Bożego pomysłu. Nie ktoś, kto robi coś za nas, tylko ktoś, kto otwiera drzwi, pokazuje drogę i mówi: „Najpierw ja sam daję wszystko, kim jestem, po to, żebyście uwierzyli w to, że moja miłość jest prawdziwa”. Życie i śmierć Pana to nie opowieść dla podniesienia morale. Ich celem nie jest krótkotrwałe pocieszenie czy wsparcie na duchu. Nie ograniczają się też do wskazań moralnych, sposobów na szczęśliwe i dostatnie życie.
W Chrystusie, w Jego krzyżu Bóg zawiera ponownie i ostatecznie przymierze z każdym z ludzi. „Ja oddaję swoje życie po to, żebyś ty mógł mi dać swoje. Nie chcę, byś dawał życie złu, ale Temu, którego jesteś obrazem”.
Maciej Biskup OP, Tomasz Golonka OP, Wojciech Gomułka OP, Tomasz Grabowski OP, Paweł Kozacki OP, Jakub Nesterowicz OP, Adam Szustak OP, Droga do zbawienia, W drodze, Poznań 2020.
Okładka książki
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |