Jak to właściwie jest? - zastanawia się ojciec Leon...
Powiedzenie „Bój się Boga!” słyszymy często i na tej podstawie wyobrażamy sobie naszego Stwórcę jako srogiego sędziego, który tylko czeka na nasze wykroczenia, by je surowo ukarać. Coś w tym jest, bo Bóg jest sprawiedliwy. Każdy grzech przynosi smutne następstwa, które utożsamiamy z karą Bożą.
Ale im bardziej i lepiej poznajemy Boga, tym wyraźniej widzimy Jego nieskończoną miłość do człowieka, miłość do mnie. Każdy grzech odbieramy wtedy jako przykrość wyrządzoną Kochającemu Bogu, a Jego przebaczenie uważamy za wielką łaskę, której nie chcielibyśmy utracić. W ten sposób powiedzenie „Bój się Boga” zmienia zupełnie swoje znaczenie: bój się utracić Boga, Jego łaskę, Jego przyjaźń. Wtedy unika się grzechu nie z bojaźni przed karą, ale z lęku przed tym, by nie utracić kochającego Boga, by nie zadać rany Jego miłości miłosiernej.
Postarajmy się lepiej poznać Jezusa w Jego miłości, bo aż do końca nas umiłował. A postępowanie nasze, umartwienia, które poczynimy, niech będą choć niewielką cząstką wynagrodzenia za brak miłości, czego tak brak w świecie, a często i w nas samych.
*
Jedyna sprawiedliwość to śmierć – słyszymy często. Każdy musi umrzeć. Tak, ale przed śmiercią trzeba jeszcze trochę pożyć i chciałoby się żyć w atmosferze sprawiedliwości. Dzisiejsza Ewangelia trochę nas niepokoi. Co za sprawiedliwość głosi Pan Jezus? Za pracę całodniową i za jedną godzinę otrzymuje się takie samo wynagrodzenie. Czy to jest w porządku? Pomyślmy zatem, co oznacza słowo „sprawiedliwość”. Po łacinie mówi się tak krótko: Suum cuique, to znaczy: Każdemu (oddać to, co jest) jego. Ale co znaczy „jest jego”?
Ludzie mają tyle rzeczy! Zapracowanych własnym trudem, ale i zdobytych nieuczciwie. Potrzebnych i niepotrzebnych, byle się pokazać przed innymi, że się ma, albo by zaspokoić pragnienie posiadania jak najwięcej. A tymczasem tylu ludzi nie ma nawet najpotrzebniejszych rzeczy i, mimo solidnej pracy, ledwo wiąże koniec z końcem. No to – mówią – dać każdemu według jego zasług. Dobrze, w takim razie ci, co pracowali jedną godzinę, nie zasłużyli sobie na takie duże wynagrodzenie. To jeszcze inaczej. Każdemu według jego zasług. Jeden denar to był koszt utrzymania jednego dnia. Ten biedak, który cały dzień czekał na pracę, zasłużyłby ledwo na jedną dziesiątą. Pan więc dał mu tyle, ile się należy każdemu człowiekowi według zasad sprawiedliwości: pieniądze na pokrycie kosztów utrzymania jednego dnia. Otrzymał więc według swoich potrzeb. Czyli mamy jeszcze jedno określenie: każdemu według jego potrzeb.
Tak, każdy ma prawo otrzymać według swoich potrzeb. Zwykle wystarczać ma na to solidna praca. A jeśli pracy brak, ale nie z winy człowieka? Wtedy musi pomóc państwo czy samorząd. A jeśli oni nie dają sobie z tym rady, to obowiązkiem środowiska, w którym się ten potrzebujący znajduje, jest pomóc mu się utrzymać. Oczywiście, mniej potrzebuje zdrowy samotny, a więcej ktoś chory czy z kilkorgiem dzieci. Ale sprawiedliwość domaga się, by każdemu wystarczyło do godnego życia.
Rozejrzyjmy się wokoło. Może jest ktoś, kto nie z własnej winy nie ma tego, co mu jest koniecznie potrzebne? A jeśli my mamy trochę więcej, to obowiązkiem naszym jest udzielenie pomocy. Nie robimy nikomu łaski. Dajemy to, co powinien mieć każdy człowiek. Jeśli nie dajemy, choć mamy i możemy, to tak jak byśmy ukradli.
Fragmenty książki „Przestań narzekać, zacznij żyć. Część 3”
Leon Knabit OSB – ur. 26 grudnia 1929 roku w Bielsku Podlaskim, benedyktyn, w latach 2001-2002 przeor opactwa w Tyńcu, publicysta i autor książek. Jego blog został nagrodzony statuetką Blog Roku 2011 w kategorii „Profesjonalne”. W 2009 r. został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.