Wiemy, że w świecie istnieje cierpienie, ale nasze spojrzenie gwałtownie zmienia się wtedy, gdy ono dotyczy nas.
W mesjańskich oczekiwaniach biblijnego Izraela, wyrażonych w pierwszej części Biblii chrześcijańskiej, czyli w Starym Testamencie, były obecne trzy zasadnicze nurty.
Po pierwsze, oczekiwany Mesjasz, czyli szczególny Boży pomazaniec – namaszczony, bo takie jest znaczenie słowa „mesjasz” – będzie prawdziwym królem, na wzór podziwianego króla Dawida, który żył na przełomie wieków XI i X przed Chrystusem.
Po drugie, Mesjasz miał być prawdziwym kapłanem, na wzór Aarona, brata Mojżesza. Dokona on oczyszczenia kultu, przede wszystkim jego interioryzacji, to jest uwewnętrznienia, w czym wyrażą się głęboka przemiana oraz nawrócenie ludzkiego serca i sumienia.
Po trzecie, Mesjasz będzie wielkim prorokiem, na podobieństwo Izajasza, Jeremiasza i innych proroków, którzy, dokonując religijnego obrachunku z teraźniejszością i przeszłością, skutecznie kształtowali nową, lepszą przyszłość.
Obok tych trzech nurtów istniał również czwarty, a mianowicie nurt Mesjasza cierpiącego, obecny w wielu miejscach Starego Testamentu. Wystarczy przeczytać Psalm 22 oraz cztery pieśni Sługi Pańskiego w Księdze Izajasza czy odpowiednie fragmenty proroctwa Jeremiasza i innych proroków, by się dowiedzieć, że udziałem zapowiadanego Mesjasza będą poniżenie i cierpienie.
Wiemy, że w świecie istnieje cierpienie, ale nasze spojrzenie gwałtownie zmienia się wtedy, gdy ono dotyczy nas. Często zapominamy, jak je wcześniej postrzegaliśmy, i zaczynamy szukać własnych odpowiedzi. Wątek Mesjasza cierpiącego uszedł uwadze apostołów nawet wtedy, gdy stali się świadkami męki i śmierci swego Nauczyciela. Dopiero zmartwychwstanie Jezusa spowodowało ich przemianę.
Znamienne jest opowiadanie św. Łukasza (24,13–35) o rozmowie Zmartwychwstałego z Jego dwoma uczniami zdążającymi do Emaus. Widząc ich rozczarowanie i zagubienie, powiedział:
O nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały? (24,25–26).
Ewangelista dodaje:
I zaczynając od Mojżesza, poprzez wszystkich proroków, wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego (24,27).
Księgi święte odczytywane w każdy szabat zawierały wątek cierpiącego Mesjasza, ale apostołowie, analogicznie jak inni żydowscy uczestnicy liturgii, nie zwracali na to szczególnej uwagi. Przebywali przy Jezusie, który zapewniał im to, czego potrzebowali, i dawał poczucie bezpieczeństwa, a także tego, że są ważni.
Jezus wielokrotnie przygotowywał ich do dramatu, który miał się wydarzyć w Jerozolimie. Ale chociaż doraźnie nie zdali egzaminu z wytrwałości i wierności, to cierpliwa pedagogia Jezusa nie poszła na marne. Zawdzięczamy im bowiem to, z czego rzadko zdajemy sobie sprawę, a mianowicie, że dokonując retrospekcji wszystkiego, co przeżyli u boku Jezusa, szczerze zaświadczyli, co naprawdę wydarzyło się w ich życiu.
Nie wybielali siebie ani swojej niewierności, a przecież mogli napisać Ewangelię zupełnie inaczej – przedstawić siebie jako herosów, którzy rzekomo zawsze wiernie trwali przy Jezusie.
Gdyby mieli do dyspozycji współczesną propagandę i zastosowali obecne reguły politycznej poprawności, napisaliby, że wycofali się na z góry upatrzone pozycje, z których mogli lepiej obserwować i opisywać życie Jezusa – ale tego nie zrobili!
*
Powyższy tekst jest fragmentem książki "Niech wasza mowa będzie; tak, tak, nie, nie". Autorzy: ks. prof. Waldemar Chrostowski, Tomasz Rowiński. Wyd. Fronda.