Czy Bóg może wymagać od człowieka ryzykowania własnym życiem? Po to, by ktoś zawrócił ze złej drogi?
Dojrzewanie do pełnie miłości zawiera w sobie wyzbywanie się własnej pychy.
Czyż mógłby być lepszy sędzia, niż rozumiejący, współczujący i pełen miłości? Sędzia, który nie szuka własnej woli, własnych korzyści, który zapatrzony jest w Ojca?
Wielkość Mojżesza objawiła się w tym, że kochał swój lud Bożą miłością. Wy kochacie przede wszystkim własną godność.
Przebaczenie to najtrudniejsza forma miłości. Nie ma w niej granicy typu „od… do…”.
Nawet służąc Bogu, Kościołowi, można tak naprawdę być od Boga daleko. Nie zawsze modlitwa, udział we Mszy św. wypływają z miłości. Można pomagać ludziom, nie kierując się miłością, tylko własną chwałą.
Prawdziwą przyjemnością jest poznać kogoś, kto z pasją i oddaniem podchodzi do swej pracy i kocha to, czym się zajmuje. Miałem okazję poznać takiego właściciela winnicy.
Paweł zobaczył w Nim prawdziwego Boga i Jemu oddał się całkowicie.
Zapragnęli obwołać Go królem. Nie dlatego, że uznali w Nim Boga, ale dla zaspokojenia własnych przyziemnych potrzeb. Ślepi na nieskończoną moc Boga, nie mogli dostrzec nieskończonej Jego miłości.
Wczoraj ojciec gotów wybaczyć i umrzeć zamiast syna. Dziś władca pewny własnej siły. Za chwilę skruszony grzesznik błagający miłosierdzia. Wielkość i małość, miłość i grzech i skrucha zmieszane w człowieku.
Misja Kościoła rodzi się ze wspólnoty wierzących, którzy modlą się, poszczą i są posłuszni Bożemu prowadzeniu.
Człowiek myśli, Pan Bóg kry(e)śli. I zrobi po swojemu, czyli lepiej. Dotyczy to także spraw wiary, ewangelizacji, katechezy i innych.
Garść uwag do czytań na XI niedzielę zwykłą roku B z cyklu „Biblijne konteksty”.
Komentarze biblijne do czytań liturgicznych.