Wykład wygłoszony podczas Akademickiego Tygodnia Kultury Słowa we Wrocławiu, 15 kwietnia 2002
W tym przypadku widzimy, że analiza retoryczna tekstu pozwoliła nam dojść do takiego jego rozumienia, które pierwotni słuchacze mieli zapewnione dzięki pozajęzykowym zabiegom odczytującego oraz istniejącym poza tekstem szczególnym okolicznościom. To drugie wiąże się z kolejną sprawą, którą podejmiemy:
– język jest selektywny
Ten fakt wiąże się również z problemem dispositio, ale nie tylko. Chodzi o to, że nadawca komunikatu nie jest w stanie powiedzieć nam wszystkiego, zaprezentować każdego najdrobniejszego szczegółu. Gdyby chciał to robić, to za każdym razem rozmowa między ludźmi musiałaby przyjmować formę wygłaszania referatów, a i to nie wyczerpałoby z pewnością problemu – byłoby to potwornie nudne i z całą pewnością wkrótce przestalibyśmy ze sobą w ogóle rozmawiać. Rozmówcy nie wyjaśniają sobie problemów, które są im doskonale znane, bo po co mieliby to robić? Tak samo jest z tekstem – Apostoł Paweł nie wyjaśnia Koryntianom, czym był wymieniony w 15,29 „chrzest za zmarłych”;, bo oni to wiedzieli. My natomiast mamy problem. Za tekstem kryje się pewien kontekst, który musimy spróbować zrekonstruować za pomocą różnych danych. Z pomocą przychodzą nam tu metody sformułowane znowu właśnie przez starożytną teorię retoryki. Jeśli zaczniemy się posługiwać metodami współczesnymi, znowu może się okazać, że wkładamy do tekstu coś, czego nigdy w nim nie było.
Kolejną sprawą jest fakt, że:
– język jest dwuznaczny
Myślę, że tego nie muszę specjalnie wyjaśniać – jest to sprawa dość oczywista: słowo nabiera konkretnego znaczenia dopiero w kontekście. Ten kontekst jest szczególnie istotny dla tekstów pisanych językami, którymi dziś już nikt nie posługuje się jako pierwszymi językami – a więc i w grece Nowego Testamentu. Powiem tylko, że zasada interpretacji słowa na tle zdania, w którym jest, fragmentu, całego dzieła, czyli krótko mówiąc: zasada interpretacji części w kontekście całości – została wypracowana oczywiście przez teorię retoryki – szczególnie mocno pracował nad nią Cyceron czy współczesny Pawłowi Kwintylian w kontekście tzw. interpretatio scripti, czyli rozmaitych pisanych dokumentów sądowych – ustaw, testamentów, umów itp.
– język jest zakorzeniony mocno w kulturze, w której funkcjonuje
To stwierdzenie w jakiś sposób podsumowuje wymienione cechy języka, a jednocześnie powinno nas uwrażliwić na pewien fakt. Mianowicie, jeśli nie znamy greki, a chcemy czytać Nowy Testament, to jesteśmy nieodwołalnie skazani na lekturę rozmaitych istniejących przekładów polskich. Każdy tłumacz stara się, aby jego przekład był komunikatywny dla odbiorcy i używa słów czy stwierdzeń, które są czytelnikowi bliskie, które używane są w otoczeniu, w którym przebywa. To może uśpić naszą czujność – może się okazać, że siłą rozpędu nasze codzienne doświadczenie będziemy wczytywać w teksty powstałe w zupełnie innej kulturze. Odnajdziemy w nich rzeczy, których nigdy tam nie było (W tym momencie do znudzenia można przypominać doskonale wszystkim znaną sprawę ewangelicznego bogacza, któremu trudniej zbawić swoją duszę niż wielbłądowi przejść przez ucho igielne. W zależności od naszego rozumienia, czym jest „igielne ucho”;, albo pozbawimy bogacza możliwości zbawienia zupełnie – wielbłąd nawet po złożeniu się wpół nie przejdzie przez ucho od igły, albo damy mu szansę, nikłą, ale jednak szansę – wielbłąd z trudem, ale mógł przejść przez rodzaj niskiej bramy nazywanej uchem igielnym).
Jak widać, milczący i krnąbrny tekst zastawia na nas swoje pułapki, które możemy omijać, stosując odpowiednią metodę jego interpretacji. W moim odczuciu jedną z najlepszych jest właśnie metoda retoryczna. Swoje przekonanie opieram na jeszcze jednym, wydaje mi się, że bardzo istotnym fakcie.
b. Przejście od kultury oralnej do kultury piśmiennej
Kwestia, którą chcę teraz poruszyć, jest bardzo złożona i rozległa – z konieczności ograniczę się do wskazania tylko kilku istotnych spraw.
Chciałbym zaproponować teraz rodzaj małego eksperymentu. Spróbujmy sobie wyobrazić, jak funkcjonowalibyśmy, żyjąc w kulturze nie posługującej się w ogóle pismem. To bardzo trudne – szczególnie dla nas, którzy niemal każdy rodzaj naszej działalności opieramy na piśmie. Ale nie zawsze istniało pismo. Niestety, bardzo powszechne, i wśród uczonych również, jest przekonanie, że werbalizacja ustna i werbalizacja za pomocą pisma to właściwie to samo – i to jest tekstem, i tamto jest tekstem. Nasze myślenie charakteryzuje się tekstowością. Gdyby ktoś nas poprosił, byśmy chwilę pomyśleli na przykład o słowie „tylko”;, z cała pewnością choć przez chwilę przemknęłaby nam przez głowę forma jego zapisu. Słowo jest dla nas rzeczą – obiektem, który możemy zobaczyć i nad którym panujemy. Pismo jest dla nas punktem odniesienia w myśleniu o słowie. Co by było, gdybyśmy nie mogli zobaczyć zapisanego słowa – gdybyśmy mogli je tylko usłyszeć, nie moglibyśmy go uchwycić, zatrzymać, zapanować nad nim? Nie można byłoby nic „przejrzeć”;, zajrzeć do słownika, sprawdzić w kalendarzu, jaki mamy dziś dzień, powiedzieć, którą mamy teraz godzinę! Czy wpłynęłoby to w jakikolwiek sposób na naszą świadomość, na nasz sposób myślenia? Badania, których obiektem są kultury nie posługujące się pismem (zapoczątkowane przez uczonych badających dzieła Homera), wykazują, że człowiek nie posługujący się pismem myśli inaczej, inaczej widzi świat, w którym żyje. Badacze tacy, jak jezuita Walter Jackson Ong, na którego dokonaniach głównie się opieram (w języku polskim dostępna jest jedna z jego książek – wyszła pod tytułem Oralność i piśmienność. Słowo poddane technologii), próbują ustalić pewne cechy, które mogą charakteryzować świadomość „oralną”; –taki termin techniczny zadomowił się już w polskiej literaturze przedmiotu – muszę więc się nim posługiwać. Wymienię kilka z nich:
– Słowo kojarzy się przede wszystkim z dźwiękiem – dźwięku nie można uchwycić, nie można go zobaczyć, jest dynamiczny, jest działaniem, sposobem działania. Chyba nie przypadkiem w języku hebrajskim, którym posługiwali się ludzie żyjący w kulturze silnie opartej na słuchaniu, dabar to zarazem „słowo”;, jak i „zdarzenie”;. Słowo jest zdarzeniem wyłaniającym się z teraźniejszości. W kulturach oralnych słowo ma wielką moc. W Starym Testamencie Bóg zawsze przemawia do ludzi – On raczej nie pisze. W Nowym Testamencie Chrystus jest określony mianem Logos – Słowo. Jest Logosem, który nie pozostawił po sobie nic na piśmie – jest Słowem dynamicznym, działającym. W Rz 10,17 czytamy „wiara rodzi się z tego, co się słyszy”; – nie z z tego, co się czyta. Dla pierwszych chrześcijan autorytetem było nie słowo spisane, ale przekazywane ustnie w Kościele. Dopiero potem ukształtował się kanon Nowego Testamentu.
– Dźwięk słowa związany jest z wnętrzem człowieka. Słowo wypływa z naszego wnętrza (mam na myśli również czysto fizyczne zjawisko) i wlewa się do naszego wnętrza. Tymczasem wzrok prowadzi na zewnątrz, odnosi nas do obiektów będących poza nami. Wzrok wyodrębnia, analizuje – słuch scala, harmonizuje. Inna jest sytuacja patrzącego, inna słuchającego. Pismo spowodowało, że słowo-dźwięk zostało związane z przestrzenią. Wygląda na to, że dopiero dzięki pismu człowiek zaczął patrzeć na świat nie jak na coś, co jak dźwięk go ogarnia z każdej strony, ale jak na coś, co się przed nim rozciąga – jak tekst. Narodziła się nauka w europejskim rozumieniu tego słowa. To się zaczęło w Grecji starożytnej – nie wiadomo, gdzie bylibyśmy dziś bez Greków.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |