Każdy wierzy w takiego Boga, jakiego sobie wyobraża. I prócz konsekwentnych ateistów, także odrzuca takiego, jakiego sobie wyobraża.
OBRAZEK CZWARTY - W obronie uciśnionych
Księga Wyjścia, Kapłańska, Liczb i Powtórzonego Prawa
Gdzie był Bóg, gdy w obozach zagłady ginęły miliony niewinnych ludzi? Dlaczego pozwolił na masakry w Srebrenicy, Biesłanie, czy Darfurze? Te i podobne sytuacje przywołuje się czasem, by uzasadnić niewiarę w Boga. Jednocześnie dokładnie odwrotny zarzut stawia się Bogu Starego Testamentu. Czemu stawał po stronie jednego narodu, skoro jest Ojcem wszystkich? Czemu biednych egipskich żołnierzy – wyprawiających się konno i z rydwanami przeciwko praktycznie bezbronnym mężczyznom, kobietom, starcom i dzieciom – zatopił w wodach Morza Czerwonego?
Dopóki wśród Egipcjan żyła pamięć o mądrym Józefie, który uratował ich kraj od klęski głodu, potomkom Jakuba żyło się w Egipcie dobrze. Wdzięczność jednak często jest podobna do porannej mgły. Podobnie jak ona szybko znika. Izraelitom z czasem żyło się w Egipcie coraz gorzej. Byli traktowani jak niewolnicy. A już wyjątkową podłością były próby zasymilowania tego narodu przez zabijanie wszystkich rodzących się chłopców. Choć zapewne praktyka ta nie trwała zbyt długo – inaczej wśród Izraelitów opuszczających Egipt nie byłoby mężczyzn młodszych od Mojżesza – na pewno mocno zaważyła na kondycji Izraela. A wyzysk, bicie i upokarzanie trwały. W tym kontekście interwencja Boga, który „przyjrzał się niedoli swojego ludu w Egipcie i usłyszał jego krzyk pod biczem nadzorców (Wj 3, 7) jest jak najbardziej zrozumiała.
Najpierw były ostrzeżenia – dziewięć pierwszych plag. Potem przyszła plaga najstraszniejsza – śmierć pierworodnych. Egipcjanie najpierw sami zachęcali Izraelitów do opuszczenia ich kraju. Szybko jednak zmienili zdanie. Wędrujących ku ziemi obiecanej wojsko faraona dopadło gdzieś nad morskim brzegiem i Bóg znowu musiał interweniować. Otworzyć morze przed uciekającymi, zamknąć je przed ścigającym ich wojskiem.
A to jeszcze nie był koniec. Pustynia Półwyspu Synajskiego to niezliczona ilość skalistych pagórków i suchych jak pieprz jarów i dolin. Połapać się w tej plątaninie i wybrać najodpowiedniejszą drogę na pewno było trudno. A do tego ludzie musieli jeszcze jeść i – co najważniejsze – pić. Bóg o nich nie zapomniał. Poił ich wodą ze skały, karmił manną i przepiórkami. I pomagał w walce z tymi, którzy próbowali zastąpić im drogę. Prawda, czasem musiał ich karcić. Robił to wszystko po to, by nie stracili z oczu celu – Ziemi Obiecanej, którą dzięki Jego pomocy udało im się w końcu zdobyć. Zawarł z nimi też na Horebie (Synaju) przymierze obiecując, że jeśli będą zachowywali jego prawa, On będzie się nimi opiekował. Czy mogli mieć lepszego sojusznika? Czy na dobre, sprawiedliwe prawo można patrzyć jak na haracz, który Mu musieli w zamian za opiekę ofiarować?
Święty Bóg, istniejący poza czasem i przestrzenią zdecydował się wejść w historię człowieka i angażować się w jego rozgrywki. Wybierając jeden naród, wspierając go w jego wojnach, układach i – patrząc z perspektywy XXI wieku – także nieprawościach, jakich pełne były wtedy relacje miedzy ludami usiłującymi znaleźć swoje własne miejsce na ziemi. Bóg nie bał się, że pobrudzi sobie ręce, gdy stanie w obronie tych, którym pomoc obiecał. Słowa dotrzymał.
Nie dziwię się, że Bóg nie wspiera dziś wyraźnie Serbów z Kosowa, Kurdów czy Basków w walce o niepodległość. Rozumiem, że nie używa jakichś spektakularnych metod ratując uciśnionych przed ich ciemiężycielami. Pewnie odkąd przez Syna objawił się całemu światu, nie chce nikogo odtrącać. Historia Izraela pokazuje jednak, że losy świata nie były mu obojętne. Niemożliwe, by dziś było inaczej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |