Tyś krzakiem płonącym Mojżesza, który nosi Pana i się nie spala – głosi starożytny hymn liturgiczny z monasteru św. Katarzyny u stóp Synaju w Egipcie, gdzie miał znajdować się krzew ognisty, o którym wspomina Biblia.
Hymn ten odnosi się do Maryi. Krzew ciernisty – seneh – w opowiadaniu z Księgi Wyjścia stanowił miejsce objawienia się Boga Mojżeszowi. Bóg wkroczył w jego życie przez znak krzewu, który płonął, ale się nie spalał. „Wtedy Mojżesz powiedział do siebie: »Podejdę, żeby się przyjrzeć temu niezwykłemu zjawisku. Dlaczego krzew się nie spala?«. Gdy zaś Pan ujrzał, że Mojżesz podchodził, żeby się przyjrzeć, zawołał Bóg do niego ze środka krzewu: »Mojżeszu, Mojżeszu!«. On zaś odpowiedział: »Oto jestem«. Rzekł mu Bóg: »Nie zbliżaj się tu! Zdejm sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą«” (Wj 3,3-5).
„Oto jestem!” – takiej samej odpowiedzi udzieliła Bogu Maryja, mówiąc „Niech Mi się stanie według słowa twego” (Łk 1,38). Spotkanie Boga z człowiekiem nastąpiło w ogniu. Był to ogień miłości Boga, miłości płomiennej, „bo jak śmierć potężna jest miłość…, żar jej to żar ognia, płomień Pański” (Pnp 8,6).
Święty Jan od Krzyża nazywał Jezusa „żywym płomieniem miłości”. Ten ogień Jezus chciał rzucić na ziemię (Łk 12,49), ogień, który przebacza ponad miarę, ponad to, co możliwe, ponad granice nadziei.
Krzak gorejący to najtrafniejszy symbol Maryi. Ona stała się pierwszą miłością Boga. Ukochana przez Niego, odpowiedziała Mu tym samym. Zapłonęła miłością. Poddając się całkowicie woli Bożej, stała się Teoforą, czyli Tą, która nosi Pana i się nie spala. Nie przypomina pieca rozpalonego, ale „Niewiastę obleczoną w słońce” (Ap 12). Jak Jerozolima rozświetlona o poranku, gdy słońce wstaje od strony Góry Oliwnej. Tym słońcem jest Chrystus.
Tymczasem piec ognisty jest w Piśmie Świętym symbolem czegoś zgoła odmiennego – niewoli egipskiej, zagłady. Tam trafią cudzołożnicy (Ez 7,4) i niegodziwi (Mt 13,42). Ogień zresztą był narzędziem kary za grzechy wołające o pomstę do nieba mieszkańców Sodomy i Gomory. Za zlekceważoną, odrzuconą i zmarnowaną miłość Bóg zażąda kiedyś od nas rachunku. Wówczas „wszyscy pyszni i wszyscy czyniący nieprawość będą słomą”, którą spali „dzień palący jak piec”, tak że nie pozostanie z nich „ani korzeń, ani gałązka”. Będzie to zapora ogniowa, przez którą przejdą jedynie pokorni, ci, którzy przyjęli darmową miłość Zbawiciela i w niej się odrodzili.
Dla jednych ogień będzie miłością, dla innych zgubą. Podobnie też i Chrystus, głoszony przez św. Pawła jako wonność poznania Boga, dla niektórych okaże się „zapachem ożywiającym”, dla innych zaś „zapachem śmiercionośnym”.
Jezus przez św. Faustynę ostrzegał: Kto nie skorzysta z Mego miłosierdzia, będzie kiedyś musiał zmierzyć się z Moją sprawiedliwością. Nieustannie przypomina nam o tym połyskująca płomiennym blaskiem Maryja z jasnogórskiego obrazu.