Miłość bez względu na Boga

Bez względu na to, jakiemu bogu służysz, należy okazać miłość człowiekowi w potrzebie.

Decyzja i dar

Samarytanin musiał zrezygnować ze swojego czasu. Musiał zrezygno­wać z czasu, który poświęcał rodzinie i przyjaciołom. Aby pomóc rannemu, pozbawił swojej obecności innych. To miłość skłoniła go do podjęcia takiej decyzji. Maillot twierdzi, że tym właśnie różni się miłość od filantropii. Fi­lantrop inwestuje w organizację dobroczynną, nie musi spotykać się z kon­kretnym cierpieniem człowieka. Człowiek, któremu pomaga, może nie mieć twarzy. Miłość wybiera: staje przed człowiekiem z krwi i kości w jego cier­pieniu i brzydocie.

Samarytanin usunął się w cień. Wyświadczył dobro i odjechał. Zniknął z pola widzenia. Jakby chciał w swej skromności schować się za swój czyn, a sam pozostać niezauważonym. Leonard Bernstein, kompozytor, zapytany kiedyś w wywiadzie, na jakim instrumencie najtrudniej jest grać w orkie­strze symfonicznej, odpowiedział: „Drugie skrzypce. Wszyscy chcieliby grać pierwsze, bo wtedy jest się w centrum uwagi, a niewielu jest takich, którzy łatwo godzą się grać drugie skrzypce". Dlatego dobro czynione z egoistycz­nych pobudek traci na wartości. Chrystus wzywa do czynienia dobra, nie aby poprawić nasze samopoczucie. Chrystus wzywa do czynienia dobra, nie aby nas ludzie chwalili. Chrystus wzywa do czynienia dobra, nie abyśmy poczuli się lepsi. Chrystus wzywa do czynienia dobra, aby pomóc potrzebującym. Jedynym słusznym motywem czynienia dobra jest miłość.

Samarytanin był spontaniczny. Poszedł niemal bezwolnie za pierwszym odruchem serca. Stał się jak dziecko, które reaguje spontanicznie. Nie py­tał, ile go to będzie kosztowało. Nie pytał o konsekwencje swej decyzji. Wi­dział przed sobą tylko jedno: człowieka potrzebującego pomocy. Wszystko inne przestawało się liczyć. Janusz Wiśniewski, autor Samotności w sieci, opowiada przepiękną historię o spontanicznej reakcji dziecka na cierpie­nie: „W nocy w Rochester, gdy zamiera ruch uliczny, słychać wodę spadającą z pobliskiego wodospadu Niagara. Sześcioletni chłopiec mieszkał w Rochester z rodzicami i siostrzyczką. Dziewczynka urodziła się bardzo chora. Miała trzy lata, gdy rodzice zapytali chłopca, czy dla siostry oddałby krew, bez której nie mogłaby dalej żyć. Chłopiec zgodził się bez wahania. Po kilku dniach lekarze w uniwersyteckiej klinice podłączyli go do siostry i robili transfuzję bezpośrednią. Leżał obok niej i z jego żył przetaczano krew do żył dziewczynki. W pewnym momencie, gdy transfuzja trwała zbyt długo, chłopiec zapytał lekarza: „Czy to tak się umiera?" Lekarz nie wiedział, co odpowiedzieć. Po chwili rozmowy wyszło na jaw, że malec nie rozumiał do końca swoich rodziców. Myślał, że musi oddać całą swoją krew i umrzeć, aby mogła żyć jego siostra".

Złota zasada

A może samarytański wędrowiec, zobaczywszy leżącego przy drodze biedaka, pomyślał: „Co by się stało, gdybym ja był na jego miejscu? Przecież i mnie może spotkać coś podobnego. Gdzie szukałbym ratunku?" Odpo­wiedź na to pytanie ukierunkowuje myśl w stronę złotej zasady, którą Jezus ubrał w słowa: „Co byście chcieli, aby ludzie wam czynili, i wy im czyńcie". Choć sama nazwa „złota zasada" sięga szesnastego wieku, to myśl, którą zasada ta wyraża, jest dużo wcześniejsza. Antyczni formułowali ją na dwa spo­soby, negatywnie i pozytywnie. „Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe" lub „czyń innym tak, jakbyś chciał, aby tobie czyniono" - to dwie strony złotej zasady, jak awers i rewers złotej monety. I nie chodzi tu tylko o odmienne sformułowanie. Pierwsza wersja ogranicza się do unikania zła, druga zachę­ca do działania, do podjęcia inicjatywy, do dostrzegania potrzeb drugiego. Reguła sformułowana przez Jezusa miała swoje greckie, rzymskie i żydow­skie siostry. Herodot opisuje w Dziejach wydarzenia na wyspie Samos za rządów perskiego króla Dariusza I (522-485). Po ukrzyżowaniu Polikratesa władzę przejął niejaki Majandrios. Nowy władca dokonywał samoreklamy przed swoim ludem, takie wyrzekając słowa: „Mnie, jak wiecie, zostało poruczone berło i cała potęga Polikratesa, i teraz mam sposobność objąć wła­dzę nad wami. Co jednak w drugim ganię, tego o ile możności i sam czynić nie będę"[2]. W praktyce „możności" tej nie starczyło na długo. Majandrios okazał się niezłym propagandystą, ale kiepskim władcą i dlatego szybko musiał opuścić ojczyznę. Obserwując historię współczesną, okazuje się, że grecki władca Samos nie był odosobniony w swej postawie.

Mniej więcej sto lat później retor Isokrates (436-388) troszczył się o po­jednanie pomiędzy Ateńczykami i Spartanami. W ułożonym przez siebie Panegirykos wzywał do narodowego partnerstwa. Przy tej okazji nie omieszkał pochwalić patriotów, którzy nie przemocą lecz sprawiedliwością zyskują sobie sławę i pamięć potomnych, których zwykłe słowo znaczy więcej niż dla innych przysięga i którzy „za swój obowiązek uważali takie odnoszenie się do słabszych, jakiego spodziewali się po silniejszych"[3].

-------------------------------

[2] Dzieje III, 142.
[3] Panegirykos 81.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama