Autorzy pism apokaliptycznych podzielali przekonanie, że kiedy nadejdzie sąd Boży, szczęśliwymi będą jedynie ci, którzy nie umarli.
Bo zbyt dużo czasu poświęcamy na zajmowanie się sobą i innymi, a zbyt mało czasu poświęcamy na modlitwę, na Adorację. Tylko przed Bogiem w spokoju i ciszy możemy usłyszeć głos Jezusa i pójść za Nim.
Niezależnie, czy czujemy się dobrze, czy źle. Stwórcy ta chwała się należy za to, że jest – i po całej ziemi ta chwała rozbrzmiewa.
Bóg objawi się i sam stanie się udziałem wierzących już bez zasłony. W tym kryje się całe bogactwo obietnicy.
Wchodzenie przez ciasne drzwi to nic innego, jak stawanie się coraz bardziej człowiekiem posłusznym – co nie znaczy jednak, że bezwolnym i spolegliwym dla „świętego” spokoju.
Zwrot "wieczna zagłada" należy do najostrzejszych a równocześnie do najbardziej tajemniczych w Nowym Testamencie.
W życiu wchodzimy w relacje z drugim człowiekiem - one nie mogą być wolne od ducha posłuszeństwa: w rodzinach, w szkole, w pracy.
Zapoczątkuje ono wieczny stan z Panem. Gdzie jednak będziemy przebywali, albo inaczej mówiąc, gdzie zakończy się to porwanie?
Na czym polega nasza obłuda? Na tym, że nie widzimy siebie w roli ludzi, których Jezus gani i napomina.
Mamy siebie uniżać, to znaczy mamy starać się o pokorę w swoim patrzeniu na siebie, na bliźniego, na Boga.