Wykład Ks. Prof. Kazimierza Panusia
Żegnając się ze swymi uczniami w dniu wniebowstąpienia, Pan Jezus powiedział do nich: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15). Od tego czasu, a więc przez blisko dwa tysiące lat, Kościół spełnia to polecenie. Głosi Ewangelię przy pomocy czegoś tak niepokaźnego jak słowo. Ten delikatny, ale ważny i niezastąpiony dar osoby dla osoby – warto uczynić przedmiotem głębszej refleksji. Wbrew pozorom słowo jest nadal wielkim mocarzem zdolnym czynić cuda.
Znany konwertyta francuski i późniejszy przyjaciel Papieża – André Frossard (zm. 1995), członek delegacji francuskiej na uroczystość inauguracji pontyfikatu Jana Pawła II, tak wspomina niepowtarzalny urok pierwszego spotkania z Papieżem:
„Ci, którzy ów dzień widzieli, nigdy go nie zapomną. Ściśnięty obręczą placu Świętego Piotra tłum, którego wielobarwne fale sięgały prawie Tybru, czekał na papieża i wtem ujrzał wyłaniającego się rybaka ludzi, w każdym calu podobnego do tych, których Chrystus wezwał do Siebie na brzegach Morza Tyberiadzkiego. Rzekłbyś, że nowo przybyły przyszedł nie z Polski, ale z Galilei, z siecią na ramieniu i Ewangelią pod pachą, i że pomiędzy nim a skrycie obecnym pod bazyliką grobem świętego Piotra czas został unieważniony. […] Człowiek w białej szacie, którego mieliśmy przed sobą, miał posturę apostołów, a jego pierwsze słowa, rzucone głosem, który zdawał się budzić odzew wszystkich dzwonów Rzymu: «Nie lękajcie się!» – wzywały nas do dania świadectwa. Rzekłbyś, iż zostały wypowiedziane w dzień prześladowania u wejścia do Koloseum przez papieża z katakumb, zachęcającego wiernych, by szli za nim w paszczę lwa. Tłum za barierkami na placu był wstrząśnięty, zwinięte palce ukradkiem przesuwały się po wilgotnych, jak można się było domyślić, powiekach. Ambasadorowie wokół mnie mieli łzy w oczach: nie wiem, czy kiedykolwiek widziano, aby dyplomaci płakali podczas pełnienia obowiązków służbowych; jest to zjawisko, jakie meteorologia nieczęsto ma okazję obserwować. Ja także płakałem jak wszyscy, nie bardzo wiedząc dlaczego. Miałem uczucie, że uczestniczę w rzadkim wydarzeniu niewątpliwej koniunkcji planu Opatrzności i momentu historii ludzkiej, co nieczęsto daje się przyłapać na gorącym uczynku”1.
Słowa homilii inaugurującej posługiwanie Jana Pawła II na Stolicy Piotrowej, które zrobiły tak wielkie wrażenie na A. Frossardzie, zawierały gorący apel, skierowany do całego świata: «Nie lękajcie się. Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi! Jego zbawczej władzy otwórzcie granice państw, systemów ekonomicznych, systemów politycznych, kierunków cywilizacyjnych. Nie lękajcie się! Chrystus wie, „co jest w człowieku”. On jeden. A dzisiaj człowiek tak bardzo często nie wie, co w nim jest. Tak bardzo często jest niepewny sensu swojego życia na ziemi. Tak często opanowuje go zwątpienie, które przechodzi w rozpacz. Pozwólcie zatem – proszę was, błagam was z pokorą i ufnością – pozwólcie Chrystusowi mówić do człowieka. On jeden ma słowa życia wiecznego»2. Słowa te kryły w sobie wielką głębię i zawierały program tego pontyfikatu, stając się niejako jego motywem przewodnim – leitmotivem. Były jedną z form realizacji Chrystusowego nakazu z Góry Oliwnej: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię”.
Słowo to potężny władca
Wbrew pozorom słowo, choć jest tak niepokaźne, potrafi czynić cuda. Wiedzieli o tym już starożytni. „Słowo to potężny władca (logos dynastes megas estin), który najmniejszym i niewidocznym ciałem dokonuje dzieł najbardziej boskich; jest bowiem władne i strach powściągnąć i troskę oddalić i radością napełnić i litość wzbudzić”3 – stwierdzał już Gorgiasz z Leontinoj, najwybitniejszy z sofistów, w V wieku przed Chr. w swej słynnej mowie zatytułowanej Pochwała Heleny4. Wpływ słowa na duszę słuchaczy porównywał ten sycylijski retor z działaniem lekarstw na ludzkie ciało: „Jak leki wypędzają z niego pewne składniki i kładą kres chorobie lub życiu, tak jedne słowa smucą, drugie radują, jedne trwożą, drugie napawają odwagą, inne wreszcie złą namową zatruwają i omamiają duszę”5. Ta niezachwiana wiara Gorgiasza i wielu innych we wszechpotęgę słowa zrodziła w starożytnej Grecji retorykę – sztukę pięknego przemawiania i przekonywania.
Grecy odznaczali się uchem szczególnie wrażliwym na mówione słowo. Doznawali osobliwej rozkoszy estetycznej przysłuchując się ludziom, którzy potrafili przemawiać, podziwiali pomysłowość, wirtuozerię słowa, bogactwo wyobraźni i gestykulację owych samorodnych mówców. Kultura Hellenów była przez całe wieki typową kulturą mówioną, opartą na tradycjach i przekazach ustnych, gdyż Grecy w najstarszym okresie swych dziejów albo nie znali pisma, albo się nim powszechnie nie posługiwali. Ten typ kultury rozwijał kult żywego słowa.
Umiejętność przemawiania wchodziła w zakres rycerskiej paidei (wychowania). Ideał owej paidei streszczał się w dwóch kardynalnych zasadach: „Przewagami się wsławiaj i najlepszy bądź zawsze ze wszystkich” (Iliada, VI 308) oraz „Posiądź mistrzostwo słowa i stań się czynu człowiekiem” (Iliada, IX 443).