Garść uwag do czytań na XXII niedzielę zwykłą roku A z cyklu „Biblijne konteksty”.
4. Warto zauważyć
Może najpierw szczegóły....
- Jezus wprost mówi uczniom, co się wkrótce stanie. Dlaczego w dniach Jego męki będą wyglądali na tak bardzo zaskoczonych i zawiedzionych niespełnionymi nadziejami? Trudno ten mechanizm psychologiczny zrozumieć. Faktem jest, że i w naszych czasach występuje. Nie tylko zresztą w sprawach religii. Ludzie dość często widzą tylko to, co chcą widzieć. Tego co niewygodne zdają się nie dostrzegać. I bywa, że nawet u gorliwych chrześcijan obraz Boga jaki mają czy wizja tego jak powinien żyć chrześcijanin, zupełnie się mijają z nauką Jezusa.
- „Zejdź mi z oczu szatanie”. Mocne słowa skierowane do tego, który ciut wcześniej zostaje nazwany Opoką, na której zostanie zbudowany Kościół. Dlaczego? Chyba chodzi o to, że Piotr zachowuje się tu trochę jak ów diabeł kuszący niegdyś Jezusa na pustyni. Nie proponuje wprawdzie drogi na skróty, ale odwodzi Jezusa od drogi posłuszeństwa Ojcu, od drogi, która zaprowadzi Go na krzyż...
- Pójście za Jezusem to zaparcie się samego siebie, wzięcie krzyża i naśladowanie Jezusa. Tylko taka postawa gwarantuje, że człowiek nie poniesie szkody na duszy, nie straci jej, a otrzyma od sprawiedliwego Syna Człowieczego (Jezusa) nagrodę....
Zaprzeć się samego siebie... Chodzi tu o konieczność przeciwstawienia się czemuś, co nazywa się często „własną naturą”; tą naturą, która bywa egoistyczna, przyzwyczajona do własnego stylu, mająca pokręconą hierarchię wartości. To zrezygnowanie z własnych wizji co jak ma być, a przyjęcie tego, czego oczekuje Bóg, troska o to, by Jego nauczanie, Jego styl, przeniknęły całe moje życie. Trzeba chyba jednak zauważyć, że nie można tego nakazu Jezusa absolutyzować. Jak nie ma sensu ewangelizować kogoś, kto już dawno został zewangelizowany i od lat kroczy drogą za Jezusem, tak nie ma sensu domagać się, by zapierał się siebie ktoś, kto od dawna buduje swoje życie po myśli Bożej. Taki człowiek musi się zaprzeć tylko tego w sobie, co jeszcze jest w nim niezgodne z ideałem danym przez Jezusa., co nie zostało jeszcze uzdrowione. Inaczej chrześcijanin kręciłby się w kółko. Niestety, z takim postawieniem sprawy też czasem można się spotkać.
Wziąć swój krzyż... Pewnie Jezus tak tej myśli nie wyraził. Dopiero z perspektywy męki Jezusa jego uczniowie zaczęli używać tego zwrotu jako pewnego skrótu myślowego. Ale co on oznacza? Krzyż to nie jest cierpienie. Krzyż to posłuszeństwo Ojcu. Ono często doprowadza do jakiegoś cierpienia, ale nie jest z nim tożsame. To ważne. Chrześcijaństwo nie jest religią cierpiętników. To religia ludzi posłusznych Bogu. Różnica fundamentalna...
Naśladować Jezusa... Hmm... Barbarzyństwem chyba byłoby, gdybym próbował dawać tu jakąś prostą odpowiedź na pytanie, co to konkretnie znaczy. Choć Ewangelie nie są długie, zrelacjonowano w nich wiele różnych postaw czy działań Jezusa. Może trzeba się dużo modlić? Ewangeliści nie raz pisali, że Jezus noce spędzał na modlitwie. Może trzeba przejąć się słowami „uczcie się ode mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem”? Może trzeba podchodzić z cierpliwością do proszących, z miłosierdziem do chorych, z przebaczeniem do skruszonych grzeszników, ostrym słowem dla grzeszników, którzy nie zamierzają się nawracać, a i z dobrym słowem dla wszystkich zgnębionych? Za dużo tego. A może najważniejszą wskazówką w kwestii naśladowania Jezusa powinno być to, że On, zawsze posłuszny Ojcu, za nas oddał swoje życie?
Wymowa całego tekstu? Znajdujemy tu odpowiedź na postawione wcześniej pytanie, jakim Mesjaszem jest Jezus. Mesjaszem, który wybiera drogą uniżenia, cierpienia. Mesjaszem, który jest do końca posłuszny mało zrozumiałym z ludzkiej perspektywy planom Boga. I za takim mesjaszem mają pójść Jego uczniowie, takiego maja naśladować.