Garść uwag do czytań na XXVII niedzielę zwykłą roku A z cyklu „Biblijne konteksty”.
Jesteśmy w trochę lepszej sytuacji niż Izrael. Tam, jak ktoś się Żydem urodził, to Żydem pozostawał nawet jeśli Bóg był mu zupełnie obojętny. Jego niewiara i wszystkie inne grzechy szły na konto całej wspólnoty Izraela. Z Kościołem jest trochę inaczej. W wielu czasach i wielu krajach przystępowali do niego jedynie ci, którzy tego chcieli Ale i wystąpić z niego łatwiej. Kto przestaje przejmować się Bogiem, przestaje wierzyć w Jego Syna, niejako automatycznie z Kościoła się wyklucza. Nie ma go, jest poza Kościołem. Albo przynajmniej na jego marginesie. Pozostaje jednak to niepokojące pytanie: jakie my, niby wierzący, przynosimy Bogu owoce? Słodkie winogrona czy cierpkie jagody?
5. W praktyce
Chrześcijanie muszą oddawać Bogu należny Mu plon. Muszą przynosić Mu owoce dobra. Wiara w Niego oczywiście jest czymś ważnym. To jak zaszczepienie nas w pniu winnego krzewu, dzięki któremu możemy czerpać z Boga ożywcze soki. Ale jeśli mimo to tych dobrych owoców nie ma, to właściwie po co jesteśmy?
W społeczeństwie jakim jesteśmy to zadanie dość trudne. Nominalnie jest nas wielu, bo prawie wszyscy jesteśmy w Polsce ochrzczeni. W praktyce jednak tych, którzy choć trochę przejmują się swoją wiarą jest znacznie mniej. Czy tamci, którzy od Boga się odwrócili należą jeszcze do królestwa czy nie? Zostawmy to Bogu. My powinniśmy zadać sobie pytanie, jakie przynosimy Mu owoce. Bo przecież nie może być tak, że najpierw będziemy się zajmowali ewangelizowaniem, a dopiero potem, jak już wszyscy zostaną uczniami Jezusa, będziemy się zastanawiali jak wprowadzać Ewangelię w życie. My musimy już tu i teraz wydawać dobre owoce. Nie oglądając się na niewierzących. I bez tłumaczenia się, że warunki w których przyszło nam żyć są do owocowania niekorzystne.
Co to znaczy? Nie, nie będę wymyślał. Dziś wypada skorzystać z tego, co tłumaczył św. Paweł mieszkańcom Filippi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |