Droga do czystości serca

Pozdrowienie anielskie Maryi to niewyczerpany przedmiot medytacji.

Gdy już osiągnęliśmy ten etap oczyszczenia serca, staje się jasne, że nie przemienimy go wystarczająco tak, aby było godne otrzy­mać światło z góry własnym wysiłkiem. Uznajemy wtedy, że do nas oso­biście adresowane jest słowo Boga wypowiedziane przez Ezechie­la do Izraela:

„Pokropię was czystą wodą, abyście się stali czystymi, i oczyszczę was od wszelkiej zmazy i od wszystkich waszych bożków. I dam wam ser­ce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, zabiorę wam ser­ca kamienne, a dam wam serca z ciała. Ducha mojego chcę tchnąć w was i sprawić, byście żyli według mych nakazów i przestrzegali przykazań, i według nich postępowali” (Ez 36,25–27).

Jeśli sam Pan tak interweniuje, jak możemy wątpić w to, że w końcu nasze serce przemieni się całkowicie? Światło świecące w ciem­ności i rozpraszające ją – to milczenie Boga, które jest mocniej­sze od wszystkich głosów stworzenia. Musimy podkreślić, że ta­ka przemiana nigdy nie zachodzi łatwo. To transpozycja na poziomie serca, której doświadczył Jezus, kiedy wobec Ojca przyjął na sie­bie grzechy świata, tzn. jego splugawienie, jego zupełny brak mil­cze­nia. Aby wejść do odpoczynku Boga, musimy najpierw przejść przez próbę, która przemieni nas wewnętrznie.

Słowa Ezechiela idą jednak dużo dalej. To nie tylko problem oczy­szczenia naszego serca – chodzi ostatecznie o to, aby zorientować się, że zepsucie polega w istocie na tym, że w ogóle nie mamy ser­ca. Zamiast tego mamy kamień dokładnie obwarowany w świecie naszych własnych emocji. Skoncentrowany na sobie samym – jak może otworzyć się na Boga i osiągnąć przezroczystość konieczną do tego, aby światło docierało coraz głębiej? Dopóki zamiast serca mam kamień, jak mogę nie pozostać zamkniętym na brata, odcinając, się w ten sposób od Tego, którego ten brat jest obrazem?

Daj nam, Panie, serce z ciała: delikatne, bezbronne, wsłuchane we wszystko, co do niego mówisz. W miejsce tego nieczułego i po­zbawionego życia kamienia, daj nam takie serce, które wie, jak odpowiadać, cierpi, kiedy trzeba, a ponad wszystko oddaje się Tobie.

Odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała – mó­wi prorok. Inaczej mówiąc – to moje uczucia i materię chce prze­mienić Bóg. Słowo Wcielone zstąpiło, aby spotkać mnie w głębi mojej ludzkiej natury, niezależnie od tego, jak ta natura okaże się za­twardziała. W istocie w oczach Boga natura wcale nie jest nieczysta. To dlatego, że ja nie godzę się na jej delikatność, ona twardnie­je na kamień. Tak więc jeśli chcę mieć serce takie, jakie zamierzył dla mnie Bóg, muszę zgodzić się na narażenie się na ataki z zewnątrz i współczuć z cierpieniami braci, być wrażliwym na wszystko, co ich dotyczy, tak aby również odpowiadać na wszystkie działa­nia Boga i na wszystko, co od Niego pochodzi. Moje serce musi stać się miejscem, w którym rozbrzmiewa wibrujące echo wszystkich najskrytszych poruszeń serca mojego brata.

W świetle tego, co powiedzieliśmy, będziemy mieć pokusę, żeby spytać tak, jak Dziewica: Jak to się stanie? (Łk 1,34). Czy nie mó­wi­my o odległym i nieosiągalnym ideale? Nie. Bóg przekroczył dystans, jaki nas dzielił od Niego, kiedy posłał do nas swego Syna. To od nas teraz zależy, ażeby Słowo Boże stało się ciałem. Kiedy się to sta­nie, Jego serce i moje połączą się. Poprzez ludzkie związki, które On chce stworzyć między każdym z nas a sobą, przez tę nadzwyczaj­ną bliskość, jaka istnieje między nami a Nim, który stał się człowiekiem jak my. Następne spotkanie, do jakiego zmierzamy; to Jego serce przemienia moje i czyni możliwą kontemplację Boga. „Ten, kto Mnie widzi, widzi Ojca” (por. J 14,9) – mówi. Tajemnica, którą nam powierzył, sprawi, że jeśli nasze cielesne oczy wiedzą, jak zobaczyć Syna, na­sze serce zostanie przemienione i zobaczy Boga.

Taka jest obietnica Ezechiela, kiedy mówi o nadejściu nowego Du­cha, Ducha którego dał nam Jezus, kiedy został uwielbiony. Jeśli nie opanował nas jeszcze, to dlatego, że nie dość Go pragniemy: W osta­tnim zaś, najbardziej uroczystym dniu święta Jezus wstał i zawołał do­nośnym głosem: «Jeśli ktoś jest sprag­niony, a wierzy we Mnie – niech przyjdzie do Mnie i pije! Jak rzekło Pismo: Rzeki wody żywej popły­ną z jego wnętrza» (J 7,37n). Tym ma się stać zbrukane źródło, któ­re płynie w nas teraz. Ma stać się źródłem czystym, bo – jak da­lej mówi Ewangelia – powiedział to o Duchu, którego mieli otrzymać wie­rzący w Nie­go; Duch bowiem jeszcze nie był ádanyń, ponieważ Jezus nie został jeszcze uwielbiony (J 7,39). To jest ostateczna przemiana, do jakiej powołane są nasze serca, aby być studnią, z której wypływa Duch Święty.

Czujemy się przytłoczeni tymi refleksjami: wydają się nas zna­cznie przerastać! A jednak, czy nie są bezpośrednio związane z obie­tnicami, które Jezus złożył każdemu z nas? Dlaczego uważać je za dziwne? W efekcie po prostu poprośmy Maryję, aby dała nam po­stawę prawdziwej pokory – dzięki niej zrodzi się w nas naturalne pra­gnienie Jezusa. Ona nie tylko miała serce z ciała, ale w swym cie­le nosiła prawdziwego Syna Bożego. Oby wyprowadziła nas z cie­nia do Światła, które jest błogosławionym Owocem Jej łona.

***

Rana miłości. Konferencje kartuskie, Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC

«« | « | 1 | 2 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama