Garść uwag do czytań na XXVIII niedzielę zwykłą roku B z cyklu „Biblijne konteksty”.
5. W praktyce
W praktyce... Całkiem sporo napisałem już przy okazji rozmyślań nad tekstem Ewangelii w poprzednim punkcie. Nie chcę się tu powtarzać. Ale jeśli by coś jeszcze dodać... To wydaje się, że trzeba przede wszystkim dostrzec problem, jaki rodzi posiadanie. A potem zdecydować, czy chcemy taszczyć te wszystkie „niezbędne” bagaże mimo iż wiadomo, że z nimi nie damy rady iść za Jezusem, czy jednak je zostawić... Warto przy tym pamiętać o mądrym Salomonie. Pewnie sam nie zauważył, jak przepych którym się otoczył zepchnął go z drogi prawości...
- Kościół administruje wieloma dobrami. Są one – ogólnie rzecz ujmując – zabezpieczeniem dla jego ziemskiej działalności. Warto jednak postawić sobie uczciwe pytanie, czy czasem jednak nie przeszkadza to zaangażowanym w ową pracę w pójściu za Jezusem, w realizacji w życiu zasad Ewangelii. Czy naprawdę warto?
- Bogactwo bardzo utrudnia zbawienie. Ale nie uniemożliwia? No to trzeba uczciwie zadać sobie pytanie o wszystkie te sytuacje, w których troska o niekoniecznie do przeżycia sprawy materialne powoduje, że naginamy zasady Ewangelii. Ot, wspomniana wcześniej sprawa przyjmowania uchodźców: zabierają nam poczucie stabilizacji, więc Ewangelia schodzi na plan dalszy. Albo kwestia uczciwego wynagrodzenia za pracę. Kwestia uczciwości przy transakcjach kupna-sprzedaży (np. używanych samochodów). Problem nadmiernego i uciążliwego dla innych korzystania ze środowiska (np. palić w piecu byle czym, byle taniej). Albo lekceważenie tak potrzebnego człowiekowi niedzielnego odpoczynku dla lepszych wyników finansowych. Albo i zaniedbywanie dla pracy zawodowej kontaktów z dziećmi, co skutkuje między innymi brakami w chrześcijańskim wychowaniu...
- Rozdaj ubogim... Tłumaczymy sobie – pewnie słusznie – że nie trzeba pomagać leniom. Pytanie: jak często i jaką sumą w ogóle wspieramy jakichś potrzebujących? Nie nakarmimy wszystkich głodnych na świecie, ale może chociaż od czasu do czasu przynajmniej jednego? Przecież Jezus kazał troszczyć się o głodnych... To w ogóle coś znaczy? Może przynajmniej co jakiś czas skromny datek do skarbony, do której zbiera się na biednych?
- W nawiązaniu do drugiego czytania, o ostrym słowie Bożym... Chrześcijanin powinien pozwolić się tym słowem zranić. Bo to słowo jest jak skalpel chirurga: boli, ale dzięki temu mamy szansę naprawić to, co w naszym życiu złe. Najgorzej, gdy różnymi „egzegetycznymi zabiegami” próbujemy owo ostrze Bożego słowa stępić. Wtedy nie mamy szans ba wyrwanie się z bylejakości, bo nawet jej nie dostrzegamy...
«« |
« |
1
|
2
|
3
|
4
|
5
|
» | »»