Pierwszy List do Koryntian jest odpowiedzią na pytania, jakie do św. Pawła skierowali podzieleni uczniowie.
Wspólnotę w tym miejscu założył św. Paweł podczas swej wizyty w czasie drugiej podróży misyjnej. Apostoł odszedł z Koryntu, a w mieście i wśród uczniów Chrystusa pojawili się wrogowie jego misji. W efekcie wspólnota podzieliła się na cztery zwalczające się ugrupowania. Liderzy powoływali się na Pawła, na Kefasa, na Apollosa i na Chrystusa. Szukając jedności, chrześcijanie z Koryntu wysłali delegację do Efezu, bo tam przebywał św. Paweł. Jako delegatów wybrano Fortunata, Stefanasa i Achaika. Trudno dociec, czy każdy w nich należał do określonej grupy. Zdaje się, że jakoś reprezentowali wszystkich podzielonych chrześcijan.
Święty Paweł odpowiada na ich pytania – Pierwszy List do Koryntian jest w istocie odpowiedzią na nie. Apostoł rozpoczyna od próby pokazania, że uczniowie Chrystusa stają w centrum przekonań ówczesnego świata. Z jednej strony jest świat pogański, a z drugiej judaizm. Oba, niby odległe od siebie – bo poganie to politeiści, a Żydzi to wyznawcy prawdy o jedynym Bogu – łączy wspólna prawda: Bóg i bóstwo nie mogą cierpieć. A chrześcijanie stają temu w poprzek: Bóg staje się człowiekiem i cierpi, a nawet umiera. Co prawda zmartwychwstaje, ale wcześniej cierpi. Takie przekonanie jest dla Żydów zgorszeniem, a dla pogan głupstwem. Dla obu grup ostateczną odpowiedzią jest odrzucenie orędzia o zbawieniu. Mijające stulecia pokazują, że uznanie prawdy o zmartwychwstaniu Pana Jezusa, cierpiącym Bożym Synu, było istotą budowania cywilizacji chrześcijańskiej. Od czasów oświecenia ów fundament zaczął być negowany, rugowany, a nawet czynnie zwalczany. Bóg, który zbawił ludzkość na krzyżu, jest spychany na margines spraw, jakimi żyje człowiek. On ma obchodzić tylko nielicznych, a Jego zbawcze dzieło nie ma żadnego znaczenia dla tego, czym żyje współczesność.
I w taki światopoglądowy ferment zostajemy zaproszeni. Współcześni „Żydzi żądają znaków”, a poganie „szukają mądrości”. Wszyscy oni chcą uczniom Chrystusa wyznaczyć miejsce w jakimś współczesnym kącie, bez większego znaczenia. I co ciekawe, nie brakuje dzisiejszych chrześcijan, którzy – często myśląc, że ratują umierający Kościół, bo są tacy nowocześni i postępowi – biernie godzą się na taką rolę. Ratunkiem jest odważna świadomość, że „to, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi”.