Czyżby Bóg zachował się jak niejedna mama w Tesco, która, próbując okiełznać rozbrykanego trzylatka, surowo straszy go laniem, o którym zapomina tuż po odejściu od kasy?
— Ewka, mówiłem ci przecież dwadzieścia razy, żebyś do tego drzewa nawet nie podchodziła! Po jakiego cię tam poniosło??? — krzyczy na kobietę Adam, łapiąc się za głowę. — Ty zawsze wiesz wszystko lepiej. Wiedziałem, że to się tak skończy. Jakiś wąż wcisnął ci kit, a ty w to wszystko uwierzyłaś. To teraz masz za swoje.
— Tak? Skoro jesteś taki mądry, to czemuś nawet gęby nie otworzył, tylko stałeś za krzakiem i się gapiłeś? To ty miałeś z nim rozmawiać, nie ja. To nie mnie Bóg powiedział o zakazanym owocu, tylko tobie, nie pamiętasz? — ripostuje roztrzęsiona Ewa.
— Byłem zajęty zbieraniem… — mówi Adam, teraz już spokojniej, gorączkowo szukając w myślach zapomnianego słowa.
— Serio? Chyba zbieraniem promieni słonecznych na swoje bicepsy — cynicznie odpowiada Ewa.
— Oj przestań, zbierałem przecież no te… borówki… na ten twój mus owocowy — tłumaczy Adam, przypomniawszy sobie w końcu nazwę głównego składnika ulubionego przysmaku swojej żony.
— Doprawdy? To teraz masz. Straciliśmy wszystko, nie mamy gdzie pójść — złość odbijająca się początkowo na twarzy Ewy, teraz przejawiła się w rzęsistych łzach spływających po jej rumianych policzkach i spadających dużymi kroplami na jej bose stopy.
Czy kiedykolwiek myślałeś o tym, jak się czuli Adam i Ewa, kiedy musieli opuścić Eden? Miesiąc miodowy się skończył, czar prysł. Zderzyli się z twardą rzeczywistością.
Nie wiem, w jakim stopniu moja bujna wyobraźnia zniekształciła rzeczywistą sytuację, ale sądzę, że nie byli szczęśliwi, a konsekwencje ich decyzji nie były zbyt przyjemne. Nie uważasz jednak, że to dość dziwne, że Bóg powiedział im, że jeśli skosztują owocu z drzewa poznania dobra i zła, to umrą, a wcale od razu nie umarli? Co więcej, osiedlili się poza Edenem i nawet założyli rodzinę. Czy szczęśliwie, nie wiem, ale na pewno żyli długo. A potwierdza to fakt, że Adam na swoim ostatnim torcie urodzinowym gasił 930 świeczek!
Czyżby Bóg zachował się jak niejedna mama w Tesco, która, próbując okiełznać rozbrykanego trzylatka, surowo straszy go laniem, o którym zapomina tuż po odejściu od kasy? A może Bogu serce zmiękło i zmienił zdanie? A może ten owoc wcale nie był taki trujący? Albo Bogu nie chodziło o śmierć fizyczną? Nie jestem teologiem, ale patrząc na całokształt tego, co jest napisane w Biblii, skłaniam się ku twierdzeniu, że, pomijając kwestię śmierci fizycznej, coś rzeczywiście w nich tego dnia umarło ‒ stracili bliskość z Bogiem, którą cieszyli się na co dzień i która była ich największym bogactwem. Praktycznie w jednej chwili z duchowych milionerów zmienili się w bankrutów. A to wszystko przez kraksę na placu zabaw zwanym Eden.
Czy zwróciłeś kiedyś uwagę, ile obiektów w przyrodzie złożonych jest z trzech części? Z jakiegoś powodu Bóg, który, jak wierzymy, objawia się w trzech postaciach, upodobał sobie liczbę trzy i wkomponował ją w stworzenie. Owoce składają się z trzech części: pestki, miąższu i skórki. Jajko również ma trzy części: żółtko, białko i skorupkę. Nawet nasza planeta jest trójwarstwowa: ma jądro, skorupę i płaszcz. Można więc przypuszczać, że człowiek również składa się z trzech części.
Pierwsza z nich to ciało. Ubieramy je, myjemy, czasem upiększamy makijażem. Gdy krwawi, opatrujemy, gdy się spoci, bierzemy je pod prysznic, a gdy zgłodnieje, posilamy je… jedni sałatką z rukoli i szpinaku, inni tradycyjnym schaboszczakiem. Nie ma potrzeby rozpisywać się zbytnio w kwestii, czy nasze ciało jest śmiertelne, czy nie. Wystarczy wybrać się na cmentarz, by wyzbyć się wątpliwości. Nie trzeba też chyba nikogo przekonywać, że nasze życie to coś więcej niż ciało, że istnieje jeszcze jakaś inna jego część. Prawdziwe „ja” kryje się wewnątrz. To, kim jesteśmy, jaki mamy temperament, co lubimy, czego nie, o czym myślimy, czego pragniemy, nasze wrodzone talenty, poczucie humoru – to wszystko składa się na duszę. Ma ją każdy – kiedy ona „ulatuje”, nasze ciało przestaje funkcjonować.
Ale jest jeszcze coś więcej. Francuski matematyk, pisarz i filozof Blaise Pascal powiedział, że w każdym z nas jest „pustka w kształcie Boga”. Gdzieś w naszym wnętrzu ‒ w głębi duszy, obok niej albo gdzieś zupełnie poza nią, tego nie wie nikt – jest jakby głęboka studnia, bezpośrednie podłączenie do źródła, do Boga, do poznania Jego miłości, mądrości, mocy, życia. Bóg w każdym z nas stworzył taką właśnie pustkę, niewypełnioną przestrzeń, jakby studnię głębinową. To jest właśnie trzeci wymiar. Bez względu na to, gdzie i kiedy się urodziliśmy, jakie mamy wykształcenie, z jakiej rodziny pochodzimy, każdy z nas na posesji swojego życia ma studnię. Ale nie każdy czerpie z niej wodę. To zależy od tego, czy jest ona czynna, czy też zakopana.
Kiedy Adam i Ewa opuścili Eden, ich ciała były w doskonałej kondycji, ich dusze może nieco posmutniały, ale też tętniły życiem. Tym, co na pewno umarło, był trzeci wymiar, czyli „studnia” łączności z Bogiem. To właśnie ona umożliwiała im taką z Nim rozmowę, jak z przyjacielem ‒ mogli Go poznawać, rozumieć, słuchać, razem z Nim żartować, ponieważ głębia ich „studni” była bezpośrednio podłączona do głębi Boga. To było prawdziwe bogactwo.
„Studnia” ma różne nazwy. Jedni nazywają ją pustką, inni wierzchołkiem duszy, jeszcze inni sercem. Często ten trzeci wymiar naszego jestestwa nazywany jest również duchem. Z ustaleniem właściwego nazewnictwa teologowie borykają się od lat. Jedno natomiast jest pewne ‒ nawet jeśli używamy pojęć „duch” i „dusza” zamiennie, „dusza” określa nasze wnętrze, które odpowiada samo za siebie (intelekt, emocje, wola), „duch” natomiast ‒ nasze wnętrze, które jest zależne od Boga.
Pierwsi ludzie doświadczyli duchowego bankructwa, czyli „śmierci ducha”. Bóg ostrzegał ich przed tym, choć oni pewnie niezupełnie rozumieli, o co chodziło. Adam i Ewa mieli dużo zielonych… liści, a zatem koncept pieniędzy czy handlu wymiennego był im zupełnie obcy. Słowo „bankructwo” zapewne nie istniało w edenowym leksykonie. W jaki sposób bez dostępu do internetu mogli sobie poradzić z rozszyfrowaniem znaczenia „śmierci ducha”? Dla nowo stworzonych istot ludzkich, które dopiero zaczęły odkrywać, do czego służy język, uszy, nogi czy nos, była to abstrakcja wyższego rzędu, Bóg użył więc obrazu, czegoś namacalnego, aby przedstawić im głębszą rzeczywistość, która w tamtym czasie była dla nich mniej więcej tak wielką abstrakcją, jak dla mnie fizyka kwantowa.
Już po kilku dniach czy tygodniach pobytu na Ziemi mogli zaobserwować koncepcję życia i śmierci u much czy motyli, które wydostawszy się ze swoich kokonów, giną już po kilku dniach. Możliwe, że kiedy wyszli z ogrodu, „śmierć”, o której mówił Bóg, była dla nich nadal w pewnym sensie zagadką. Z pewnością jednak odczuli, że coś się zmieniło. Wszystko się zmieniło. Już nie mogli rozmawiać z Bogiem bezpośrednio, przebywać w Jego obecności, chodzić z nim na spacery po ogrodzie, słyszeć Go, kiedy tylko chcieli. Nagle zaczęli doświadczać frustracji, rozczarowania, złości. I im bardziej próbowali opanować „jazdę na rowerze” wolnej woli, tym jakoś trudniej było im używać „kierownicy”. Zeszło im sporo lat – ba, nie tylko im, ale i następnym pokoleniom – aby w pełni zrozumieć, co Bóg tak naprawdę miał na myśli.
W ten sposób przez jedno nieposłuszeństwo na świecie rozpanoszyło się wszelkie zło. Jak opisuje Bill Johnson, "Ludzkość nie tylko przegrała z grzechem, ale straciła panowanie nad Ziemią". I tak na przestrzeni lat, pokoleń – kraksa za kraksą.
Pojawiły się rozboje, nienawiść, zdrady, kłótnie, gwałt, morderstwa, wszelkiego rodzaju choroby. Jak pisze C.S. Lewis "Z tej nieudanej próby powstało prawie wszystko, co dziś nazywamy ludzką historią – pieniądze, ubóstwo, ambicje, wojny, prostytucja, klasy społeczne, imperia, niewolnictwo – długa i okrutna historia człowieka poszukującego czegoś poza Bogiem, co dałoby mu szczęście".
To wszystko nie było nigdy planem Boga na nasze życie. Życie, które On dla nas przeznaczył w łączności z Nim, jest pełne miłości, radości, pokoju; życie spełnione, w którym nasza głębia zawsze może wołać do Jego głębi, życie w obfitości pod każdym względem, przepełnione Nim, z Nim i dla Niego. Bogactwo w pełnym wymiarze. Takiego życia niestety nie możemy doświadczać, póki nasz duch jest martwy, nasze duchowe saldo jest na minusie, a nasza „studnia” zakopana.
*
Powyższy tekst jest fragmentem książki "Największe głupstwo w oczach świata". Autorka: Joanna Śliż. Oficyna Wydawnicza VOCATIO.