Fragmenty książki o tym samym tytule, które zamieszczamy za zgodą Autora i Wydawnictwa Edycja Świętego Pawła
Dzisiejszy czytelnik może zrozumieć to opowiadanie niedokładnie, gdyż ma inne skojarzenia niż ludzie ówcześni. Zacznijmy od trądu. Dzisiaj również budzi on odrazę, ale jest traktowany jako określona choroba, którą można wyleczyć. Tymczasem starożytne słowo „trąd” (hebr. caraat, gr. lepra) miało szerszy zakres, określając każdą dużą, odrażającą zmianę na skórze, a także zagrzybienie rzeczy. Słowo greckie sugeruje łuszczenie się.
W Izraelu traktowano taki trąd jako ohydę wykluczającą z narodu, który miał być czysty rytualnie i moralnie. Trąd był więc pojmowany raczej jako nieczystość niż jako choroba w sensie medycznym. Do cierpień chorych dołączało się wykluczenie, społeczna izolacja. Dlatego po wyzdrowieniu potrzebny był jeszcze kapłan, który potwierdzi powrót do społeczności.
Ze świata grecko-rzymskiego znamy jedną relację o niezwykłym uleczeniu z trądu, przy czym wystąpił on jako czasowy objaw, który pojawił się na pośrednim etapie drogi do wyleczenia innej choroby (Galen, Subfiguratio empirica 10). Natomiast na trąd (rozumiany szeroko) proponowano rozmaite specyfiki. W tym kręgu widziano więc tę dolegliwość raczej medycznie.
Natomiast w niektórych tekstach Starego Testamentu (np. Lb 12, 10; 2 Krl 15, 5) oraz w koncepcji uczonych w Piśmie i rabinów trąd był traktowany jako kara Boża za grzechy. Trędowaty był grzesznikiem, a oczyszczenie z trądu było też oczyszczeniem od winy. Było ono przypisywane samemu Bogu (Wj 4, 6; Lb 12, 1-14; 2 Krl 5).
To może tłumaczyć gniew Jezusa. Ohyda trądu i ohyda zła doprowadziły Go do pasji. Trędowaty został uleczony, ale też ostro skarcony. Przy okazji poznajemy prawdziwy portret Jezusa jako człowieka, który przeżywał emocje, portret różny od przesłodzonych obrazków, jakimi często karmi się pobożność.
Jezus uleczył przez dotyk, co czynił częściej (była o tym mowa w rozdziale o sposobach uzdrawiania), choć dodał też słowa. Jednakże dotknięcie trędowatego powinno według przepisów ściągnąć na niego nieczystość rytualną (por. np. Kpł 5, 3). Prawo to było dobrze znane, a uczeni w Piśmie jeszcze uczynili je bardziej szczegółowym, o czym świadczy osobny traktat Miszny o trędowatych.
Dotykając trędowatego, Jezus pokazał, że tym prawom nie podlega. Zamiast ulec nieczystości, sam trędowatego oczyścił. Musiał więc znać niezwykłą wartość swego dotyku, i to nie tyle medyczną, co religijną. Kilka analogii ze Starego Testamentu ilustruję tę sytuację: Wj 29, 37 i 30, 29 – cokolwiek dotknie ołtarza, staje się święte (por. Mt 23, 19). Kpł 6, 11 – kto dotknie ofiar, będzie uświęcony (por. Ag 2, 12). Dotknięcie ust oznacza powołanie prorockie (Iz 6, 7; Jr 1, 9; Dn 10, 16. 18). Dotknięcie może mieć nadzwyczajne skutki (Wj 4, 25; 2 Krl 13, 21).
Żaden z tych przykładów nie odpowiada ściśle dotknięciu trędowatego przez Jezusa. Jest jednak jasne, że to, co widzimy jako nagłe uleczenie, czyli jako cudowne, medycznie niemożliwe ustanie ciężkiej choroby, było pojęte przede wszystkim jako religijne oczyszczenie na skutek kontaktu ze sferą sakralną. Istotnie, wydaje się ono medycznie niemożliwe, gdyż nawet dolegliwości skórne na tle nerwowym nie znikają nagle. Działanie przez dotyk czerpie z Bożej mocy, a zwłaszcza z Bożej świętości, przymiotowi przypisywanemu Bogu oraz osobom i rzeczom przezeń uświęconym.
Wynika stąd, że Jezus dotykając trędowatego, świadomy był swojej mocy i świętości. Był tak bliski Bogu, że zetknięcie z Nim mogło uwalniać od najgorszej nieczystości. Dotknięcie trędowatego i uleczenie go jawi się nie tyle jako cud medyczny, ile akt oczyszczenia i akt objawienia Jezusa jako Świętego świętością Bożą. Skutkiem dotknięcia nie było samo wyleczenie, lecz także religijne oczyszczenie i przywrócenie choremu miejsca w społeczności.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |