Z ołówkiem i głośno

Spróbuj czytać Biblię, przyjacielu, według swoich własnych moż­liwości i na swój sposób.

I napoił owce Labana,
Brata matki swojej.
I pocałował Jakub Rachelę,
I podniósłszy głos,
Zapłakał..."

(Księga Genesis 29,1-11)

Opis przybycia Jakuba do studni czytany był powoli, głosem miękkim, przyciszonym, pastelowym, ale dialog z pasterzami już w tempie przyspieszonym, miejscami nieomal staccato, i zdradzał przybierającą niecierpliwość izraelskiego przyby­sza, przeczuwającego ucieleśnienie swojego przeznaczenia. Słowa: „Spójrz... Idzie z owcami jego córka Rachela..." wypo­wiedziane na lekkim przydechu, były przygrywką do głównej sceny, która za chwilę miała się rozegrać przed oczami pas­terzy. Zbliżała się Rachela. Głos recytatora drżał, mienił się niezliczoną ilością najcieplejszych barw, iskrzył się, perlił i pły­nął łagodnym, melodyjnym strumieniem. Ten głos był pełen tęsknoty za czymś, co musi się wypełnić. Ale nie było w nim zmysłowej ekstazy, cielesnego pożądania. Było to wzruszenie czyste, ezoteryczne, dostępne tylko dla tych wybranych, którzy świadomi dziejowych przeznaczeń tej osobliwej chwili, wiedzie­li, co ona oznacza: kolejne ogniwo w świętym misterium dokonującej się Obietnicy. I wtedy nagle przy słowach „I po­całował Jakub Rachelę" głos czytającego spotężniał, rozpalił się ognistym żarem i... załamał. Rozległo się ciche, przejmujące łkanie.

Na palcach podszedłem do okna i zajrzałem do wnętrza jesziby. Na środku, na prostej, heblowanej ławie, siedział za stołem nad otwartą Księgą młodzieniec o śniadej twarzy, o deli­katnych regularnych rysach. Kosmyki kruczych włosów wymy­kały się spod kolorowej jarmułki. Jego wyciągnięte, w łokciach nieco skurczone ręce trwały nieruchomo, jakby zamykały w uścisku głowę oblubienicy.

Nie chcąc spłoszyć nastroju, w którym chłopiec był po­grążony, cicho, na palcach oddaliłem się. Idąc pod górę stro­mymi schodami, pomyślałem, że tak prawdopodobnie wyglą­dał Jakub, gdy ujrzał Rachelę u studni, i zrozumiałem, dla­czego w mistycznym systemie rabbiego Izaaka Lurii, kabalisty, pramatka Rachela stała się symbolem Szechiny, Obecności Bożej.

Oto, co przeżyłem wówczas pod wpływem pewnego tekstu biblijnego czytanego głośno przez żydowskiego chłopca w mias­teczku Safed w górnej Galilei. Było to jedyne w swoim rodzaju przeżycie, które utrwaliło mnie w przekonaniu, że niezliczoną ilość wzruszeń można wydobyć z Biblii przez jej głośne czytanie i wiele nowych wartości można w niej odkryć, czytając na głos jej natchnione wersety.

Czy potrafimy tak czytać Pismo Święte?

Spróbuj czytać, przyjacielu, według swoich własnych moż­liwości i na swój sposób. Usiądź pewnego dnia przy stole, w gronie najbliższych i otwórz Biblię, i głośno ją czytaj. Albo wieczorem odczytaj przed snem jeden jej rozdział tylko dla siebie, ale na głos, jak zwykł czynić Juliusz Słowacki.

Spróbuj... Spróbuj...

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama