Wieczór, o tej porze roku pełen gwiazd. Jest po wieczornej Mszy. Stoję pod kościołem. Wszyscy już się rozeszli, tylko jakaś kobieta dalej czeka. Matka ministranta. Wracający na probostwo ksiądz zatrzymuje się przy niej. Ze strzępów dolatujących mnie słów dowiaduję się, że z synem są jakieś problemy. Przezornie odchodzę trochę dalej. Nie chcę słyszeć. Nie dla moich uszu ta skarga. Rozmawiają. Pięć? Dziesięć minut? Może więcej... Aż pojawia się syn. To właśnie duszpasterstwo – pomyślałem. Znaleźć czas, otworzyć ucho, obdarzyć dobrym słowem. Ileż takich rozmów „przy okazji” komuś w życiu pomogło? Wielkie programy, duszpasterskie plany, bez takich drobiazgów niewiele byłyby warte. Bo wszystkie te metody, formy... Ostatecznie i tak liczy się spotkanie z drugim człowiekiem.
„Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo” – słyszę dziś w Ewangelii. Tak, żniwo przeogromne, a robotników do tej pracy przerażająco mało. Parafia licząca ponad 10 tysięcy osób, trzech kapłanów. Nie rozczworzą się. Nie ogarną wszystkiego. Ważne że są. I mają otwarte serca.
Modlitwa
Nie wiem, Boże, czy od wczoraj zdołałem dobrze oczyścić serce, oczyścić intencje, ale dziś mam prośbę. Zgodną z Twoim zaleceniem: tak, żniwo naprawdę wielkie, a robotników straszliwie mało. Daj nam, Panie Boże, więcej robotników na te żniwa. I kapłanów i oddanych duszpasterskie pracy świeckich. I daj, by ci robotnicy byli święci....