Jezus i tłum słuchających Go. Od trzech dni, na miejscu pustynnym. Trzeba ich nakarmić. Siedem chlebów i kilka rybek wystarczyło dla czterech tysięcy. I jeszcze zostały resztki. Cud. Jak w Edenie. Gdyby tak było na co dzień...
Niestety, jak słyszę dziś w pierwszym czytaniu, raj został zamknięty. Na jego straży cheruby i połyskujące ostrze miecza. W trudzie więc zdobywamy z ziemi pożywienie dla siebie, aż w końcu do tej ziemi trafimy. Ale skoro Jezus może rozmnożyć chleb, to czyż to nie zapowiedź, że owe cheruby nie będą dla nas bezwzględne? Że czeka na nas jakiś nowy Eden? Jezus mówił – w Ewangelii Jana – że w domu Jego Ojca jest mieszkań wiele. I że kiedyś nas tam zabierze....
Tamten cud, którego świadkami byli zdumieni uczniowie Jezusa, pokazuje mi, że to nie mrzonka. Że choć świat wątpiąc nie traktuje tej obietnicy na serio, to jednak to całkiem realna perspektywa. Że nauka tego nie potwierdza? Ha. Przecież Bóg zna swój świat i rządzące nim prawa dużo lepiej, że wszyscy naukowcy świata razem wzięci.
Modlitwa
Byli przy Tobie, Jezu, od trzech dni. A Ty, choć głosiłeś wielkie sprawy, zauważyłeś też, że mogę mieć całkiem prozaiczne potrzeby; że mogą być głodni. I zauważyłeś, że przecież niektórzy przyszli z daleka... Nie mam Twojej mocy, Jezu, nie nakarmię rzesz. Ale pomóż mi widzieć ważne potrzeby bliźnich. Pomóż mi nie obojętnieć...