Nie leń się!

Garść uwag do czytań na XXXIII niedzielę zwykłą roku A z cyklu „Biblijne konteksty”.

W myśl owej przypowieści przed każdym człowiekiem Bóg stawia różne wymagania. Przed jednym większe, przed drugim mniejsze, wszystko w zależności od uzdolnień konkretnej osoby. Ale każdy ma za zadanie to dobro, które mu Bóg powierzył pomnożyć. Nie tylko nie roztrwonić.

Przy takim rozumieniu pojęcia „talent”  jasnym staje się powód gniewu Pana na tego, który otrzymał jeden talent. Dostając najmniej miał najmniej roboty z pomnożeniem majątku Pana. A mimo to mu się nie chciało. Jasne, był mniej zdolny, ale przecież nikt od niego nie wiadomo czego nie wymagał. Przy swoich zdolnościach i ten jeden talent mógł pomnożyć. Choćby zanosząc pieniądze bankierom. Ale mu się nie chciało. Dla niego był to za duży kłopot. Dlatego słyszy wyrzut „sługo zły i gnuśny”.

Z tej perspektywy jasnym się też staje, dlaczego ten, który miał dziesięć talentów dostaje dodatkowo kolejny. Dostaje – jak to wynika z przypowieści – nie po to, by dalej pomnażać, ale niejako w nagrodę. Bóg daje dodatkową nagrodę, dodatkowe dobro temu, który najbardziej się napracował, bo najwięcej miał na głowie. Gdyby „talenty” były dodatkowymi uzdolnieniami  przypowieść też niespecjalnie miałaby sens. Bo po co w nagrodę dodatkowe uzdolnienia? Żeby mieć jeszcze więcej roboty? Na zasadzie jak pokazałeś że umiesz, to ci dodamy pracy?

Koniecznie trzeba tu zwrócić jeszcze raz uwagę na tę zaskakującą w przypowieści sprawę. Pan daje swoim sługom talenty, pewne dobro, ale kiedy wraca wcale im go nie odbiera. Pierwszy i drugi sługa słyszą „wejdź do radości swego Pana” i obietnicę, że skoro byli wierni w małych sprawach (dysponowali w sumie sporym majątkiem, widać Pan był bardzo bogaty), zostaną postawieni nad wieloma, czyli wyróżnieni, pochwaleni. Ale jednocześnie ten pierwszy na koniec otrzymuje jeden talent więcej. On niby przyszedł, żeby panu te talenty oddać, ale za chwilę, kiedy Pan rozmawia z trzecim, ciągle jeszcze wszystkich dziesięć ma! Pan nie przychodzi więc żeby odebrać swoją własność, ale żeby nagrodzić za pracowitość. Dziwne?

Kiedy pamiętamy, że ta przypowieść dotyczy sądu na końcu świata niespecjalnie. Bogu w dniu Jego przyjścia to dane człowiekowi dobro do niczego nie jest potrzebne. On jest w nie przebogaty (przecież pięć talentów srebra czy złota – dla człowieka przeogromna suma – tu zostaje nazwane „małą rzeczą).  Może więc spokojnie je człowiekowi zostawić. Chodziło tylko o to, żeby sługa pokazał, że jest sługą dobrym, pracowitym. 

Warto w tym miejscu wrócić do kontekstu. Owej opowieści Jezusa o końcu świata, w której Bóg sądzi człowieka nie za zło, ale za dobro: uczynione i to, którego czynienia człowiek zaniedbał. Przecież w tej przypowieści jest dokładnie tak samo. Nie ma sądu za to co wyszło a co nie wyszło. Jest pochwała za pracę i nagana za gnuśność.

5. W praktyce

  • Nie jest zadaniem człowieka na ziemi pomnażanie talentów rozumianych jako uzdolnienia. Człowiek ma pomnażać dobro, które od Boga otrzymał. Wykorzystując przy tym swoje uzdolnienia. Całe więc to gadanie, które czasem się słyszy o marnowaniu przez tego czy owego talentów i o czekającym go za to sądzie Bożym nie ma najmniejszych podstaw w przypowieści o talentach. Ma ktoś zdolności plastyczne? Nie będzie sądzony za to, czy poszedł do szkoły plastycznej czy nie. Ma uzdolnienia muzyczne? Nie będzie sądzony za to czy pracował na estradzie albo grał w orkiestrze czy nie. Nawet jeśli ktoś ma dryg do nauczania, a ktoś inny zdolność do rozwiązywania ludzkich problemów, to nie będą sądzeni za to, czy te zdolności rozwinęli, ale czy przez nich pomnożyło się dobro w świecie. Te czy inne uzdolnienia miały im tylko w tym mnożeniu dobra pomóc.
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama