Garść uwag do czytań na czwartą niedzielę Adwentu roku B z cyklu „Biblijne konteksty”.
- Uderza trzeźwość Maryi. Jakże się to stanie, skoro nie mam męża? To że poczęła bez udziału mężczyzny będzie dla Niej najpewniejszym znakiem, że to wszystko jednak się jej nie przywidziało. Jej wiara była chyba bardziej niż u innych pewnością wyrosłą z oczywistości faktów. Kto jak kto, ale Ona była ich pewna...
- Urzeka prostota, z jaką Maryją poddaje się woli Boga. Zachodząc w ciążę, a nie mając męża skazywała się na oskarżenia o nierząd (w sensie współżycia pozamałżeńskiego, niekoniecznie zaraz uprawianie nierządu). W Izraelu groziło za to nawet ukamienowanie. „Oto ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa” oznaczało głównie nie tyle przyjęcie zaszczytu ile wpakowanie się w tarapaty.
5. W praktyce
- Opowieści czytań tej niedzieli uczą, że Bóg nie zapomina o swoich obietnicach; że nie zapomina o planie doprowadzenia nas do siebie. Nie zmieniają tego nasze grzechy, nie zmienia szaleństwo mordów i innych nieprawości, w jakich ludzkość czasem się pogrąża. Nawet jeśli wydaje się, że Bóg o nas zapomniał, On nie zapomina. Wszystko co dzieje się na świecie, choć niekoniecznie przez Niego chciane, wkalkulowane jest w Jego plany. Możemy być spokojni o nasza przyszłość nawet gdyby nas zaczęli zabijać. Naszą odpowiedzią może być zawsze pokorne zawierzenie w duchu maryjnego „oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego”. Nawet jeśli oznacza to tymczasowe wpakowanie się w tarapaty.
- Ważną naukę zostawia nam w tę niedzielę również Dawid. Nas, podobnie jak jego, też powinno uwierać, jeśli nam samym jest dobrze, opływamy w dostatki, a Bóg i jego sprawy są zaniedbywane... I nie chodzi tu o prostackie nawoływanie, żeby więcej dawać na ofiarę. Bardziej o to, by zrezygnować z egocentryzmu; z tego pragnienia by wszystko, nawet Bóg, kręciło się wokół mnie i moich potrzeb, mojego pragnienia samorelizacji, moich oczekiwań. Bóg obejdzie się i bez naszej pomocy. Ale jakoś tak głupio, gdy On wszystko nam daje, a my nawet nie pomyślimy, że mógłby czegoś też oczekiwać od nas.
Przykład? Ot takie mówienie: „nie mam potrzeby chodzenia do kościoła/spowiedzi/modlitwy, więc nie chodzę/nie modlę się. A może Bogu byłoby miło, gdyby nas usłyszał modlących się czy zobaczył klęczących z innymi w kościele?
- Wszystko co czynicie, czyńcie na chwałę Bożą – uczył kiedyś święty Paweł. Doksologia z drugiego czytania tej niedzieli uczy chyba czegoś podobnego. tak, mamy wiele swoich spraw, swoich trosk. Dobrze by było, gdyby krzątanina wokół każdej z nich była też jakimś oddawaniem czci Bogu. Takim bardziej świadomym, niż tylko stwierdzenie, że tak jest. Przykład?
Wykorzystują mnie w pracy. Ciągle muszę zostawać po godzinach, bo jako dobry pracownik jestem obarczany coraz nowymi obowiązkami. Bronić się? Oczywiście. Ale nie trzeba się żołądkować. Można powiedzieć: Panie Boże, oddaję te sprawę Tobie. I tę swoja prace chcę wykonać bez złoszczenia się, Tobie na chwałę.. Albo: dzieci zrobiły się nieznośne i ciągle wrzeszczą. Cierpliwie to znoszę, bo każdą powstrzymaną złość oddaje Tobie, Boże, ku Twojej chwale...