Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Wszyscy ludzie niosą krzyż: słabości, lęku, wątpliwości, niezrozumienia, samotności, cierpienia, choroby... Przykłady można mnożyć w nieskończoność.
Naśladowanie Syna Bożego nie jest czynnością jednorazową, ale wymaga nieustannego wysiłku, codziennej decyzji i jej nieustannej kontynuacji. Niestety zdarza się, że skoncentrowani na sobie stajemy się chrześcijanami na pół etatu, którzy domagają się, zwłaszcza w ciężkich chwilach, aby Bóg był na pełen etat. Jednak być uczniem Chrystusa oznacza rezygnację z oparcia na sobie samym i ufne oddanie się w ręce Boga, a także gotowość, aby każdego dnia iść w ślad za Jezusem, nawet dźwigając niewygodny krzyż.
Wszyscy ludzie niosą krzyż: słabości, lęku, wątpliwości, niezrozumienia, samotności, cierpienia, choroby, przykłady można mnożyć w nieskończoność. Ale nie wszyscy chcą go nieść w łączności z Chrystusem, dlatego jego ciężar dla wielu z nas jest nie do udźwignięcia. A szatan zna Cię lepiej, niż Ty znasz samego siebie i swoje słabości, i wie gdzie i jak mocno uderzyć, abyś upadł. Wie, co zrobić, aby krzyż, który niesiesz przygniótł Cię. Wtedy wysyła legion żołnierzy, aby płachtą niemocy zakrywają Ci oczy. A Ty?
Będziesz się potykał, będziesz upadał, aż zabraknie Ci sił, aby wstać. I co wtedy zrobisz? Ty, który oparłeś się na sobie samym? Wtedy pozostaje Ci tylko jedno rozwiązanie. Zwrócić się do Chrystusa. Bo kiedy Ty upadasz, On Cię podnosi; kiedy nie widzisz sensu, aby iść dalej, On chce Ci go pokazać; kiedy nie radzisz sobie z własną słabością i grzechem, On z Ciebie nie rezygnuje.
Dla wielu chrześcijan krzyż oznacza trudne wyzwanie, burzące ich obraz Boga. Tymczasem Chrystus jest Bogiem, który wchodzi w nasze cierpienie, przyjmuje je na siebie i w ten sposób je przemienia. Bo tam, gdzie kończą się Twoje siły, możliwości i znajomości, tam zaczyna się łaska Chrystusa. Życie człowieka nie stoi w miejscu, ale powinno się nieustannie rozwijać. Podobnie więc powinna odnawiać się i rozwijać relacja z Chrystusem, jeśli ma być prawdziwa i życiodajna.
*
Drogi Czytelniku, pamiętasz Wielki Tydzień w roku 2005? Telewizyjna transmisja Drogi Krzyżowej z Koloseum w Rzymie. Rozważania poszczególnych stacji były przerywane krótkimi migawkami przygarbionej sylwetki człowieka trzymającego w ręku krzyż. Pamiętasz te obrazy?
Twarz św. Jana Pawła II nie była dobrze widoczna. Przy ostatniej stacji wierni w Koloseum na telebimach, a oprócz nich ludzie w kilkudziesięciu krajach śledzili z zapartym tchem, jak papież Polak usiłuje zgonie z tradycją podnieść niewielki, drewniany krzyż, który podał mu ks. Mokrzycki… aż w końcu wtula się w niego, a z odbiorników płyną odczytywane papieskie słowa: „Składam w ofierze moje cierpienie, aby spełniły się zamysły Boże”.
A ja, Anna Gładkowska? Ja też, każdego dnia przychodzę do Ciebie, Panie z krzyżem na ramionach. Nie jestem zdolna dłużej iść sama, nie chcę już sama dźwigać tego ciężaru. Wołam do Ciebie, Chryste z otchłani zmęczenia, które ogarnia mnie w ciągu dnia. Panie, proszę Cię, naucz mnie doceniać małe kroki, które stawiam na mojej drodze do Ciebie. Boże, niech nie gonię za tym, co wielkie w oczach świata i co przerasta moje siły. Chryste, naucz mnie dostrzegać Ciebie w każdej życiowej sytuacji, kiedy idziesz obok.
A Ty, Czytelniku, co powiesz Chrystusowi?