Świątynia Jerozolimska

Jest to fragment książki "Ziemia Święta. Kulturowy przewodnik śladami Jezusa :. , który zamieszczamy dzięki uprzejmości i zgodzie Wydawnictwa WAM.

Tak zatem Herodowa Świątynia była dla Jezusa miejscem publicznych wystąpień wobec mieszkańców Jerozolimy, Judei i przybyszów z diaspory. Ewangeliści przekazali nam cały szereg odniesień na ten temat. Na podstawie tych wzmianek możemy wyrobić sobie obraz Jezusa nauczającego lud, ale i pozostającego w permanentnym konflikcie z uczonymi w Piśmie i faryzeuszami, a w końcu i z arcykapłanami. Spacerował On po całym terenie świątynnym, jakkolwiek nigdy nie wszedł do Miejsca Świętego, a tym bardziej do Świętego Świętych; wszak nie pochodził z rodu kapłańskiego. W Jerozolimie był parweniuszem, człowiekiem z zewnątrz, obcym. W kręgach elity postrzegano Go jako uzurpującego sobie prerogatywy proroka, co gorsza - Mesjasza, który swą obecnością i wystąpieniami wnosił niemałe zamieszanie: Jedni mówili: Jest dobry. Inni zaś mówili: Nie, przeciwnie - zwodzi tłumy (J 7,12). Rabbi - wyznał jeden z faryzeuszów imieniem Nikodem - wiemy, że od Boga przyszedłeś jako nauczyciel. Nikt bowiem nie mógłby czynić takich znaków, jakie Ty czynisz, gdyby Bóg nie był z Nim (J 3,2). Większość była jednak przeciwnego zdania. Ileż to razy właśnie w Świątyni Żydzi podnieśli na Jezusa rękę z intencją ukamienowania Go. Za który z tych czynów chcecie Mnie ukamienować - pytał Jezus swych przeciwników podczas jednego ze słownych starć. - Nie chcemy Cię kamienować za dobry czyn, ale za bluźnierstwo, za to, że Ty będąc człowiekiem uważasz siebie za Boga (J 10,32-33). Konflikt musiał zakończyć się tragedią i śmiercią Jezusa na krzyżu.
Jezus nie pretendował do roli maga odkrywającego tajniki przyszłości. Jeśli uczynił w tym zakresie wyjątek, to w odniesieniu do Świątyni i do Jerozolimy. Ale i tak przywołanie jej losu połączył z obrazem ostatecznego kresu dziejów rodzaju ludzkiego. Tłumy postrzegały w Nim proroka, czyli posłanego od Boga, a to na skutek treści głoszonej przez Niego nauki, mocy, z jaką ją przekazywał, oraz czynów, jakich dokonał. Pomimo tak wymownych znaków nadprzyrodzonych, tylko nieliczni uwierzyli słowom i czynom Jezusa. A już mało kto w Jerozolimie, w tym mieście ostatecznych rozstrzygnięć, mieście, z którego losem się Jezus utożsamiał: Ile razy chciałem zgromadzić twoje dzieci, jak ptak swe pisklęta zbiera pod skrzydła, a nie chcieliście. Oto wasz dom zostanie pusty (Mt 23,37-38). To nie kto inny, lecz jerozolimczycy zgotowali Mu śmierć decyzją religijnej elity Izraela oraz przyzwoleńczą postawą tłumów. Przeto nic tak nie bolało Nauczyciela z Nazaretu, jak ta powszechna negacja ludzi ze Świętego Miasta i opór wobec Jego misji.
Pewnego dnia wychodząc ze Świątyni, uczniowie zwrócili Jezusowi uwagę na wspaniałości jej architektury. Widzicie to wszystko? Zaprawdę, powiadam wam, nie zostanie tu kamień na kamieniu, który by nie był zwalony (Mt 24,2). Na pytanie o czas i okoliczności tych nieszczęść, siedzącym na Górze Oliwnej uczniom ujawnił kilka szczegółów. Oto pojawią się fałszywi prorocy podający się za Mesjasza. Rozpęta się straszliwa wojna, a miasto, przepełnione ludźmi, zostanie otoczone wojskiem nieprzyjacielskim i oblężone. Nastanie wyczerpujący głód. Miejsce Święte zalegnie ohyda spustoszenia, uczniów zaś dosięgną prześladowania. A zatem kiedy to wszystko nastąpi, niech każdy chroni się w górach. Uciekać należy w największym pośpiechu: Kto będzie na dachu, niech nie schodzi, by zabrać rzeczy z domu (Mt 24,17), a kto będzie poza murami miasta, niech nie wraca już do Jerozolimy.
Już w latach pięćdziesiątych, za namiestnictwa Florusa, czyli na kilkanaście lat przed wojną żydowską, ludzi ogarnęło gorączkowe oczekiwanie Mesjasza, który jakoś spóźniał się z nadejściem. Wielu niemal uległo psychozie daremnego oczekiwania, wykorzystywanej przez szarlatanów. Byli to włóczędzy i oszuści, którzy, działając rzekomo z natchnienia bożego, wzniecali bunty i niepokoje, wprawiali lud w nastroje opętańcze i wyprowadzali na pustynię, gdzie rzekomo Bóg miał im okazać znaki zapowiadające wolność (BJ 2,259). Jeszcze większe zamieszanie, bo połączone z masakrą naiwnych ludzi, spowodował pewien fałszywy prorok z Egiptu, który zebrał wokół siebie tysiące otumanionych ludzi i na ich czele ruszył na Jerozolimę od strony Góry Oliwnej. Zajęciu miasta przeszkodził prefekt Feliks ze swoim wojskiem, mordując bez litości wprowadzonych w błąd ludzi (por. BJ 2,261).
W miarę wzrastania w kraju wrzenia, które w końcu doprowadziło do wojny, pojawiać się zaczęli i inni fałszywi prorocy. Najwięcej było ich w oblężonym już mieście, które bardziej ginęło na skutek anarchii i bratobójczych walk różnych stronnictw, aniżeli w wyniku bezpośredniego ataku Rzymian. W ostatnich zmaganiach wokół płonącego Przybytku śmierć poniosło wielu łatwowiernych ludzi uwiedzionych przez jednego z fałszywych proroków, który wystąpił owego dnia i obwieścił ludziom w mieście, że Bóg każe wstąpić im do Świątyni, gdzie otrzymają znaki ocalenia (BJ 6,285). Wyzwoleniem okazała się śmierć w płomieniach. Grozy dodawał także, i to od czterech lat, obłąkany wieśniak, biegający całymi dniami po ulicach ze złowieszczym okrzykiem: Biada Jerozolimie! (por. BJ 6,300-309).
Tylko judeochrześcijanie, którzy dali wiarę Jezusowym ostrzeżeniom, zdołali w porę ewakuować się z miasta. Pozostałym nadchodzące wydarzenia zgotowały straszliwy los. Legiony Wespazjana, później dowodzone przez Tytusa, otoczyły miasto tak szczelnym pierścieniem, że tylko nielicznym udało się wydostać na zewnątrz. Tych zbiegów, którzy wpadli w ręce Rzymian, krzyżowano dla postrachu i złamania woli oporu oblężonych. Niektórym nieszczęśnikom rozpruwano brzuchy w poszukiwaniu połkniętych monet, przemycanych w ten sposób poza mury. Jeszcze większym niebezpieczeństwem dla zbiegów okazali się sami zeloci, traktujący próbę ucieczki z miasta jako zdradę. Niedoszłych uciekinierów bezlitośnie mordowali. Sprzymierzeńcem Rzymian okazali się sami oblężeni, podzieleni na zwalczające się frakcje, opętani bratobójczą walką, siejący terror i masakrujący ludność. Takie zachowania wykorzystał Tytus, przyjmując taktykę wyczekiwania i oszczędzania własnych żołnierzy, gdyż jeśli poczekają, będzie miał przeciwko sobie przeciwnika osłabionego, ponieważ wyniszczy się w bratobójczej wojnie. Bóg jest lepszym od niego wodzem i oddaje Żydów w ręce Rzymian. (...) Gdy wrogowie giną z własnej ręki i zżera ich największe zło, jakim jest wojna domowa, należy raczej przyglądać się, pozostając z dala od niebezpieczeństw, i nie wdawać się w walkę z ludźmi, którzy szukają śmierci i sami na sobie wyładowują szał wściekłości. (...) Trzeba pozwolić Żydom samym wyniszczyć się wzajemnie (BJ 4,370-376).
Straszliwe żniwo zbierał również głód, jakby na potwierdzenie Jezusowych słów: Biada brzemiennym i karmiącym w owe dni (Mt 24,19). Z ust sobie wyrywano wyżywienie żony mężom, dzieci ojcom - i co najokropniejsze - matki niemowlętom (BJ 5,430). Zjadano wszystko, co miało wartość organiczną, żuto nawet pasy i sandały z nóg, zdzierano skórę z tarcz i gotowano ją (por. BJ 6,198). Rzymianami wstrząsnęła wieść o kanibalizmie. Żadne inne miasto nie przeszło przez piekło takiego cierpienia ani jak świat światem nie było bardziej zbrodniczego pokolenia - surowo ocenił swych ziomków Flawiusz, świadek tych okropności (por. BJ 5,422). A miasto było przepełnione do granic możliwości, gdyż oprócz stałych mieszkańców, w jego murach szukali ocalenia ludzie z prowincji uciekający przed Rzymianami. Tak spadnie na was wszystka krew niewinna, przelana na ziemi (...) - przestrzegał Jezus. - Przyjdzie to wszystko na to pokolenie (Mt 23,35-36).
Znakiem zbliżającego się końca Jerozolimy miała być owa ohyda spustoszenia, zalegająca miejsce święte (por. Mt 24,15), oznaczająca prawdopodobnie profanację Przybytku. Józef Flawiusz relacjonuje w szczegółach, jak to zeloci obrócili swoją zuchwałość przeciw Bóstwu i splamionymi stopami przekroczyli próg miejsca świętego. (...) Ci bowiem obrócili przybytek Boży na swoją warownię oraz azyl przed wzburzonym ludem, a miejsce święte uczynili twierdzą tyranii (BJ 4,150-152).
Bóg już dawno skazał [Przybytek] na zniszczenie ogniem i skoro wypełniły się czasy, nadszedł ów przez los naznaczony dziesiąty dzień miesiąca Loos (BJ 6,250). Był to dzień 30 sierpnia 70 roku, dzień, kiedy potężny ogień doszczętnie strawił Świątynię. Tysiącletnia Świątynia przestała istnieć na zawsze, a wraz z jej unicestwieniem nastąpił kres składania ofiar Jahwe. Wierz mi niewiasto - wypowiedział Jezus prorocze słowa do Samarytanki - że nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca (J 4,21).

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama