Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Człowiek nigdy nie wie, ile może znieść. Ale gdy ma dobrego przewodnika, odważy się na więcej.
W Ewangelii Jana w ustach Jezusa wielokrotnie pojawia się zwrot JA JESTEM. Gdy nie pada po nim stwierdzenie, kim albo czym jest, jest to aluzja do imienia Boga: Jestem, który jestem. Jezus jest Bogiem. Gdy sformułowanie to połączone jest z orzecznikiem – jak powiedzieliby filolodzy – oznacza wskazanie, kim On jest dla nas, ludzi. A Zmartwychwstały daje wierzącym w Niego więcej, niż to na co dzień się nam wydaje.
Dobry Pasterz
Nie wiem, czy znałem w życiu jakiegoś pasterza. Tak, prawda, sam nim przez rok byłem, ale zajmowałem się nie owcami, a świniami (dzieciom znajomych tłumaczyłem, żem nie świniopas, a pogromca smoków ;)). No i na miano dobrego na pewno nie zasłużyłem. Ot, mieszczuch poznający uroki wiejskiego życia ;) Poznałem jednak kiedyś świetnego instruktora górskiej wspinaczki. Jeśli ktoś z tych, których w życiu spotkałem, kojarzy mi się z dobrym pasterzem, to właśnie Andrzej.
Po raz pierwszy zauważyłem w nim to coś, gdy zszedłem do niego na ciasną skalną półkę, na której przygotowywał stanowisko zjazdowe. Niewiele było do piargów, może z kilkanaście metrów, ale jednak. Tyle że liny się poplątały i zrobił się ambaras. Żeby jakoś uprzątnąć bałagan, musiał mnie na moment wypiąć z asekuracyjnego stanowiska i wpiąć inaczej. Zrobił to bardzo ostrożnie, dbając, bym cały czas czuł się bezpiecznie. Sam, po chwili, dla większej swobody, stanął całkiem bez asekuracji rzucając tylko: „teraz się nie ruszaj, bo jak mnie popchniesz, to polecę”. Może nic nadzwyczajnego, ale dla mnie było to dość wymowne: mogę narażać samego siebie, ale ciebie, kursanta, na pewno nie.
Parę dni później byliśmy na innym szczycie. Pogoda nie najlepsza, wszystko tonęło w mokrej mgle. – Wiecie, jak się stąd schodzi? Nie wiedzieliśmy. Przecież on powinien wiedzieć. Wiedział, ale udawał, że nie wie. My wiedzieliśmy tyle, że trochę niżej przechodzi turystyczna ścieżka. Tylko nie byliśmy pewni, co i jak długi dystans nas od niej dzieli. Spróbowaliśmy w jednym miejscu. Andrzej ciągle dopytywał, czy jesteśmy pewni. Nie byliśmy, więc nas zawrócił. Słusznie, dziś wiem, że wybraliśmy bardzo nieszczęśliwie. Pewni byliśmy za to, że można przedostać się granią na główny wierzchołek, z którego jest proste zejście szlakiem. No to idziemy. We mgle wszystko wydawało się przepaściste do kwadratu, więc leźliśmy ostrożnie, trochę z duszą na ramieniu. A on poszedł z nami. Nawet się nie zająknął, że od wygodnej ścieżki dzieliło nas kilkadziesiąt metrów całkiem łatwego stoku, tyle że dokładnie w drugą stronę. Nie mówiąc tego, dał nam ważną lekcję: planując wspinaczkę, trzeba sprawdzić – choćby tylko czytając przewodnik – jak ze zdobytego szczytu zejść. A lekcji tej udzielił nam nie ględzeniem, ale zupełnie niepotrzebnie tarabaniąc się z nami mocno okrężnym szlakiem. Cały czas pilnując, byśmy ucząc się na własnych błędach, ale jednocześnie otumanieni mgłą i wiatrem, nie wymyślili czegoś naprawdę głupiego.
Trzeci raz cechę dobrego opiekuna dla stawiających pierwsze kroki wspinaczy dostrzegłem w Andrzeju parę dni później. Gdy zrozumiał, że przewodnikowy opis drogi, na którą dał się innym instruktorom razem z nami wypuścić, ma się nijak do tego, jak naprawdę ściana w tym miejscu wygląda. – Wyprowadzę nas stąd – rzucił widząc, że próbując znaleźć sensowne przejście w wiszących nad nami zerwach tracimy czas i jeśli wcześniej nie pospadamy, będziemy musieli zabiwakować. I wyprowadził. Niebawem, po zrobieniu sporego trawersu i przedostaniu się do łatwiejszego terenu, z zimnej, północnej ściany weszliśmy na skąpany w ciepłym blasku zachodzącego słońca szczyt. Wiszące nad Cichą Czerwone Wierchy i Kamienista, a dalej morze innych, wyglądały więcej niż dostojnie. Tym razem nie była to lekcja „uczcie się na własnych błędach”. Zobaczyliśmy, jak w trudnej sytuacji można było na nim polegać. I jak wiele powinniśmy się jeszcze nauczyć.
Kiedy słucham Jezusa mówiącego: „Ja jestem dobrym pasterzem”, nie muszę dociekać, jak to w tym pasterstwie być powinno. Tłumaczę sobie na bliższy mi obraz: „Ja jestem dobrym górskim przewodnikiem; Ja jestem dobrym wspinaczkowym instruktorem”. I wszystko jasne. Byle jaki przewodnik w niebezpieczeństwie zadba najpierw o siebie. Gdy uzna to za bezpieczniejsze – ucieknie. Jak owi najemnicy, o których mówi Jezus przedstawiając siebie jako dobrego pasterza. Dobry w każdym niebezpieczeństwie pozostanie z tymi, których prowadzi, o których powinien się troszczyć. Nie znaczy to, że będzie niebezpieczeństw szukał. Nie, ale wiadomo, tych, jeśli chce się zdobywać ciekawe szczyty, nie da się uniknąć. Na dobrego przewodnika, jak na dobrego pasterza, w każdej trudnej sytuacji można liczyć, można na nim polegać. On zna tych, których prowadzi; przynajmniej mniej więcej wie, na co ich stać, a co będzie dla nich za trudne. A i przezeń prowadzeni wiedzą, że nie pójdzie z nimi tam, gdzie nie daliby rady....
Ja jestem dobrym pasterzem, ja jestem dobrym przewodnikiem.... Nie są to puste słowa, bo Jezus dla naszego zbawienia zstąpił z nieba, przyjął ludzką naturę, stał się jednym z nas, a potem dla nas przyjął bolesną, krzyżową śmierć. To ktoś, na kim nawet w najtrudniejszej sytuacji możemy polegać. Nie uchroni nas przed każdym niebezpieczeństwem, bo pewnie bez tego nigdy nie osiągnęlibyśmy wspaniałych szczytów. Ale nigdy nas nie opuści, zawsze będzie z nami. Możemy śpiewać z psalmistą, że choćbyśmy szli ciemną doliną, nie ulękniemy się zła...
---------------------------
Wcześniejsze odcinki cyklu
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |