Ja jestem – mówi Jezus. Czy to nie to, czego właśnie szukam?
Kim jest Jezus? Dokładniej: kim jest dla mnie? Co ma mi do zaoferowania? Nie ma co się mądrzyć. Warto zauważyć, co Jezus mówi sam o sobie. W Ewangelii Jana w ustach Jezusa wielokrotnie pojawia się zwrot JA JESTEM. Gdy nie pada po nim stwierdzenie, kim albo czym jest, jest to aluzja do imienia Boga: Jestem, który jestem. Jezus jest Bogiem. Gdy sformułowanie to połączone jest z orzecznikiem – jak powiedzieliby filolodzy – oznacza wskazanie, kim On jest dla nas, ludzi. A Zmartwychwstały daje wierzącym w Niego więcej, niż to na co dzień się nam wydaje. Oczywistościom czasem najtrudniej przebić się przez skorupy szablonów i przyzwyczajeń :)
Źródło wody żywej
Pełen słońca dzień powoli zamieniał się w wieczór. Cienie stawały się coraz dłuższe. Staliśmy na Przełęczy Tetmajera. Była dopiero siedemnasta, do szczytu półtorej, może dwie godziny drogi. Po dość ostrej grani. Nie znaliśmy jednak zejścia. Wiadomo, w plątaninie ścieżek – nie ścieżek i czasem mylnych kopczyków to mogło oznaczać problemy. W grę wchodził biwak i schodzenie dopiero kiedy się rozjaśni. Nic wielkiego, chłód nocy można jakoś przetrzymać. Tylko ten brak wody... Jej zapas zbyt szybko się skończył. Podejście na Polski Grzebień kosztowało sporo potu. Niżej na zapas napić się nie dało. Potem reszta dnia na grani w palącym słońcu w połączeniu z szybko wysuszającym wszystko wiatrem... Z żalem postanowiliśmy, że jednak zejdziemy do Batyżowieckiej. Walowym Żlebem. Stromym tak, że kubek, który wypadł koledze ze źle zasznurowanego plecaka, spokojnie doleciał aż do leżącego w dolinie płata śniegu. – Patrzcie, gdzie się zatrzyma, może uda nam się go znaleźć – wołał sprawca zamieszania. Patrzyliśmy nie dowierzając, że się jeszcze nie rozbił. I gdy już, już wpatrując się w maleńką kropkę mieliśmy nadzieję, że zsuwając się po śniegu w końcu się zatrzyma, uderzył o wystający kamień. Rozbił się? Mało powiedziane. Wyglądało, jakby eksplodował...
Zejście wymagało jednak czasu. Zaczęło robić się szarawo, gdy napotkaliśmy pierwszy, niewielki strumień. Piciu nie było końca. Brzuch już pełny, ale chciałoby się więcej i więcej. Nie zmieści się, trzeba ruszać. Przy następnym strumieniu, gdy woda już zdążyła trochę nawodnić organizm, powtórka. Potem trzeci raz i czwarty. Ciągle za mało. W zupełnych ciemnościach zeszliśmy do Magistrali, a organizm jeszcze nie dowierzał, że posucha się skończyła. Dobrze, że nie zdecydowaliśmy się na ten suchopyski biwak... Bez wody naprawdę się nie da.
W rozmowie z Samarytanką Jezus przedstawił się jako źródło wody żywej. „O, gdybyś znała dar Boży i wiedziała, kim jest Ten, kto ci mówi: «Daj Mi się napić» – prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej” – powiedział. A na jej uwagę, że nie ma czerpaka, a studnia głęboka, wyjaśnił: „Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu”.
Myśl tę powtórzy raz jeszcze, publicznie, w świątyni podczas Święta Namiotów. „W ostatnim zaś, najbardziej uroczystym dniu święta, Jezus stojąc zawołał donośnym głosem: «Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie - niech przyjdzie do Mnie i pije! Jak rzekło Pismo: Strumienie wody żywej popłyną z jego wnętrza». A powiedział to o Duchu, którego mieli otrzymać wierzący w Niego; Duch bowiem jeszcze nie był, ponieważ Jezus nie został jeszcze uwielbiony”.
W naszym klimacie i w towarzyszących nam dziś okolicznościach życia nieraz nie dostrzegamy, jak wielkim skarbem jest to, że możemy łatwo zaspokoić pragnienie ciała. Jak nie jakiś napój ze sklepu, zawsze jest jeszcze kran z wodą. Że ważna to sprawa, wie ten, kto pamięta, jak się czuł, gdy doznał wielkiego pragnienia. A rozumie słowa Jezusa jeszcze lepiej ten, kto doświadczył pragnienia usychającej w człowieku duszy. Kto, jak Kohelet, pytał, po co to wszystko; jaki sens ma życie, skoro się skończy; czy z perspektywy nieuchronnej śmierci wszystko, łącznie z weselem i zabawą, nie jest tylko chocholim tańcem?
Jeśli to życie kończy się śmiercią, nic tak naprawdę nie ma sensu. Każde, nawet najbardziej obfite opicie się – radością, zabawą, szczęściem, miłością – ostatecznie musi skończyć się dojmującym pragnieniem. Nic na tym świecie nie trwa wiecznie, nic z tego, co na tym świecie jest, nie jest w stanie wypełnić pustki przemijania. Jezus oferuje człowiekowi wodę żywą, wodę ciągle w człowieku wytryskującą, nigdy się nie wyczerpującą. I zapewnia, że i tę pustkę, to ludzkie pragnienie, potrafi zaspokoić. Tą Żywą Wodą jest Duch Święty. Duch, który prowadzi człowieka ku życiu wiecznemu w przyszłości i który pozwala już dziś, tu i teraz, żyć w pełni. Wiedząc, że moje życie nigdy się nie skończy, że moim celem jest szczęśliwa wieczność, mogę być spokojny. Najważniejsza obawa, najważniejszy lęk został usunięty. Pragnienie istnienia na wieki w Jezusie zostaje zaspokojone.
Gdy biorę do ręki wodę – czy to pijąc ze złączonych dłoni, czy z kubka, czy z butelki - warto też o tym pomyśleć. O darze Ducha, który udzielany jest każdemu, kto przychodzi do Źródła, do Jezusa Chrystusa. To jedyna woda, której człowiek napiwszy się, zyskuje niekończące się źródło nawodnienia. Dzięki niemu nie musi gorączkowo szukać i doznając mnóstwa zawodów patrzeć, jak kolejne nadzieje rozsypują się w proch. To Źródło, ta Woda zaspokaja wszelkie pragnienia, bo daje życie wieczne.
-------------------------------
Wszystkie teksty cyklu
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |