W przemijającym świecie nic nie jest trwałe. Może w takim razie tego, co stałe trzeba szukać w sferze ducha? Kandydatką wydaje się mądrość. Tak przynajmniej starzy wmawiają młodym. Wszak to, co człowiek zgromadzi w głowie, zjeść może dopiero skleroza. A i tak można ją – przynajmniej teoretycznie – uchronić przed niepamięcią, przelewając wszystko na papier czy zapisując na twardym dysku.
Ale Mędrcowi nie o to chodziło. To raczej pełna rezygnacji myśl, że nie ma się co zajmować sprawami nieosiągalnymi. „Tego, czego nie ma, nie można liczyć”. Mądrości nie da się sensownie zmierzyć. Nic tu nie dadzą najdokładniejsze testy. Po co więc się trudzić nad jej zdobywaniem? Czy faktycznie jest ona czymś bardziej wartościowym niż zwyczajne zabranie z drogi autostopowicza albo wrzucenie namolnemu żebrakowi do brudnego kubka skromnej dwuzłotówki?
Smutne w owym złudnym przeświadczeniu o tym, jak cenna jest mądrość, jest głównie to, że najczęściej i tak nie da się jej wprowadzić w życie. Chyba o tym myślał Kohelet, gdy pisał:
Tak powiedziałem sobie w sercu:
«Oto nagromadziłem i przysporzyłem mądrości więcej
niż wszyscy, co władali przede mną na Jeruzalem»,
a serce me doświadczyło wiele mądrości i wiedzy.
I postanowiłem sobie poznać
mądrość i wiedzę, szaleństwo i głupotę.
Poznałem, że również i to jest pogonią za wiatrem,
bo w wielkiej mądrości - wiele utrapienia,
a kto przysparza wiedzy - przysparza i cierpień.
„Wszystkiego w życiu trzeba spróbować” - mawiają niektórzy rzucając się w wir bezmyślnej zabawy. Wszystkiego? Alkohol, narkotyki, seks to na pewno nie wszystko. A gdzie doświadczenie dławiącego lęku przed postawieniem kolejnego kroku na przepaścistej grani? A gdzie przeżycie aresztowania i osadzenia w śmierdzącym więzieniu w jakimś dzikim zakątku świata? A gdzie doświadczenie głodu, chorób i nędzy? Bardzo wąsko bywa rozumiane to „wszystko”. Kohelet poznał „mądrość i wiedzę, szaleństwo i głupotę”. Mógłby być patronem tych, którzy w ten sposób próbują poznać świat. Ale nic to nie dało. Bo także i to poznanie, i doświadczenie „wszystkiego” jest tylko marnością i pogonią za wiatrem.
Ale najgorsze jest to, że nawet jeśli dzięki poznaniu „mądrości i wiedzy, szaleństwa i głupoty” faktycznie wie się więcej, to najczęściej przysparza to tylko dodatkowego cierpienia. Bo wtedy jak na dłoni widać, jak mogłoby być, a nie jest. Czy to właśnie nie powód, dla którego tak wielu, skądinąd mądrych ludzi, topi ból istnienia w alkoholu?
Jest jeszcze jeden wymiar owego cierpienia, które przynosi wiedza. Należałoby może dokładniej powiedzieć: przeświadczenia, że się jest mądrzejszym od innych. To cierpienie tych, na których mędrcy eksperymentują.
Wcielając w życie ideały wychowawcze epoki oświecenia w pewnym sierocińcu dotykano dzieci tylko wtedy, gdy było to niezbędnie konieczne. Wszak wedle ówczesnej „mądrości” to właśnie kontakt z dorosłymi miał niszczyć ich naturalną dobroć. Skutek? Masowo umierały. To rzekoma mądrość nakazywała w pierwszej połowie XX wieku dbać o czystość rasy przez zabijanie ludzi chorych i upośledzonych. W imię rzekomej mądrości tworzono gułagi dla tych, którzy nie mieli odpowiedniego stopnia świadomości społecznej. Dziś bywa podobnie: polityczną poprawność traktuje się jako wielkie osiągnięcie ludzkości. Tych, którzy ośmielają się myśleć inaczej, zaczyna się traktować jak przestępców albo chorych psychicznie. Do czego jeszcze ta „wiedza” doprowadzi?
Po co więc cała mądrość? Nie lepiej spędzić życie na zabawach i nie przemęczać zbytnio rozumu abstrakcyjnymi poszukiwaniami? Pewnie coś tam w niej jest. Na pewno jednak powinna pójść do przeceny.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |