Śmierci Jezusa towarzyszyły tajemnicze „znaki": ciemności, zasłona w świątyni rozdarta na dwie części, otwarcie się grobów, powstanie umarłych...
Nie przypadkiem „znaki", którymi zajmujemy się w tym rozdziale, są liczniejsze właśnie u Mateusza, w Ewangelii napisanej najprawdopodobniej po hebrajsku, w każdym razie dla Żydów, i przy użyciu języka, który - na podstawie uważnej analizy - ukazuje, że jest jak gdyby „w normie" dla oznajmienia słuchaczom - wszyscy są dobrymi znawcami starożytnego Pisma - iż chce powtórzyć żydowskie oczekiwania religijne.
Groby się otworzyły i wiele ciał Świętych, którzy umarli, powstało. I wyszedłszy z grobów po Jego zmartwychwstaniu, weszli do Miasta Świętego i ukazali się wielu (Mt 27,52n).
Niewielu zwróciło uwagę na to, że tutaj Mateusz nie mówi o Jerozolimie, konkretnej i ziemskiej stolicy Judei, natomiast o „Mieście Świętym", zamierzając w ten sposób dokonać aluzji (zgodnie zresztą z innymi fragmentami zarówno Starego, jak i Nowego Testamentu) do miejsca geografii niebieskiej, do stolicy Królestwa Czasów Ostatecznych, zbudowanego przez zbawczą ofiarę Chrystusa. Język przeto nie „reportera" - przynajmniej tutaj, powtarzamy to - lecz autora biblijnego, „teologa historii", jak potwierdzają to również inne użyte terminy, w rodzaju „święci" dla określenia postaci starożytności żydowskiej, przede wszystkim patriarchów.
Jesteśmy więc w pełnym klimacie „teologicznym" i dają to jasno do zrozumienia synoptycy, zwłaszcza Mateusz, swoimi „znakami" również słownymi, słuchaczom żydowskim. Dla tego, kto to rozumie, spostrzeżenia pewnej krytyki, która chciałaby tutaj domyślać się któregoś z kolei potwierdzenia „legendarnego" charakteru opowiadań o Męce, okazują się jako nie mające znaczenia, ponieważ chybiają celu. Wersety, które opisują „znaki eschatologiczne" po śmierci Jezusa, należą - według wskazówek samych Ewangelistów - do rodzaju literackiego bardzo odmiennego od tego, jaki był używany do opisywania innych wydarzeń tych dramatycznych dni.
Po uściśleniu tego, nie zapominajmy jednak o wtrąconym zdaniu Pierre'a Benoit: „Nie zaprzeczając dla zasady wydarzeń cudownych...". Jeżeli znaczenie, jeżeli interpretacja tych wydarzeń są „teologiczne", kto mógłby wykluczyć, na podstawie jakich pewności, że rzeczywiście miały miejsce? Nigdy nie trzeba zamykać się w dusznym racjonalizmie, zawsze trzeba zachować otwartą możliwość rzeczy nieprzewidzianej, tajemnicy.
Na początku Ewangelii Łukasza, na pełne zdumienia pytanie Maryi, której zostało zwiastowane, że pocznie Mesjasza, pomimo iż „nie zna męża", anioł Gabriel odpowiada słowami, które w tłumaczeniu biskupów włoskich brzmią tak: „Nic nie jest niemożliwe dla Boga" (w Biblii Tysiąclecia: „Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego" przyp. tłum.). Oryginał grecki mówi: „Nie będzie niemożliwe u Boga żadne słowo" (Łk 1,37). Jest to więc czas przyszły (ouk adunatesei). Gabriel zwiastuje moc Bożą tego pierwszego dnia życia Jezusa, ale zostawia otwartą możliwość także na ostatni dzień Chrystusa, jak dla każdej innej chwili czy to przed, czy po śmierci i zmartwychwstaniu.
Weźmy pierwsze z tych wydarzeń: A gdy nadeszła godzina szósta (południe), mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej (trzecia po południu). Tak Marek (15,33), posługując się prawie tymi samymi słowami co Mateusz (27,45). Łukasz dodaje pewne uściślenie, szczegół jakiego nie mają dwaj inni. Oto więc ten tekst, jak zwykle w tłumaczeniu K.E.W.: „Było około południa, kiedy słońce się zaćmiło i zrobiło się ciemno na całej ziemi aż do trzeciej godziny po południu" (Biblia Tysiąclecia: „Było już około godziny szóstej i mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Słońce się zaćmiło") (Łk 23,44n - przyp. tłum.).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |